Kenijski przewoźnik czyni pierwsze kroki w kierunki restrukturyzacji. Ciągle jednak grozi mu bankowy topór. Od 1 czerwca liniami kieruje Sebastian Mikosz, były szef LOT-u.
Początek kadencji nie był dla niego łatwy. W krótkim czasie zdążył już wymienić dotychczasową kadrę kierowniczą (którą zamienił na „swoich” ludzi z PLL LOT), a także doprowadzić do sprzedaży dwóch samolotów przewoźnika. Kilka tygodni od objęcia nowej funkcji musiał też
zmierzyć się ze strajkami pracowniczymi, co skutkowało wstrzymaniem sporej liczby operacji lotniczych.
Linie próbują realizować plan ratunkowy, przekazując akcje linii lotniczych bankom, u których są dłużnikami. W czerwcu Financial Times poinformował, że aż 11 banków zgodziło się wstępnie zamienić większość pożyczonych 225 mln dolarów Kenya Airways na udziały.
Całkowity proces restrukturyzacji jest wyceniany na 2,2 mld dol. Tyle potrzeba, by przekształcić dług kenijskiego operatora w kapitał własny i zapewnić mu źródła finansowania. Umowa została zatwierdzona przez parlament w czerwcu bieżącego roku: „Operacja ma kluczowe znaczenie dla zapewnienia rentowności Kenya Airways jako firmy” – mówi Richard Harney, z firmy prawniczej Bowmans, która zarządza transakcją. Przypomnijmy, że planom rozwoju linii i sieci zaszkodziły w 2012 r. zamach terrorystyczny w centrum handlowym Westgate w Nairobi i epidemia wirusa Ebola.
Aż trzy banki lokalne prowadzą w tej sprawie postępowanie. Jeśli Bank Inwestycyjny w Kenii, Ecobank i Jamii Bora Bank nadal będą sprzeciwiać się planowi reorganizacji, może to prowadzić do załamania całej transakcji. Przewoźnik złożył zresztą petycję do Sądu Najwyższego w Kenii, aby zmusić banki do wsparcia restrukturyzacji. W uzasadnieniu stwierdził, że jest to sprawiedliwe i konieczne do zagwarantowania praw i istnienia linii lotniczych.