Analizy podające maksymalną przepustowość portu na warszawskim Okęciu w wysokości ponad 20 milionów pasażerów są oparte na nierealnych założeniach. Zbliża się czas, w którym lotnisko przestanie wystarczać do obsługi rosnącego ruchu – mówił w dyskusji na Kongresie 590 dyrektor warszawskiego Lotniska Chopina i pełniący obowiązki prezesa Przedsiębiorstwa Państwowego „Porty Lotnicze” Mariusz Szpikowski. Jak dodał, Centralny Port komunikacyjny powinien być także atrakcyjnym węzłem przesiadkowym dla obywateli pozostałych krajów Europy Środkowej.
W odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego jest zwolennikiem zamknięcia kierowanego przez siebie lotniska, Szpikowski stwierdził, że – choć lotnisko zlokalizowane w mieście wydaje się bardzo dobrym rozwiązaniem – dalsza rozbudowa Okęcia byłaby niemożliwa. Jak wyjaśnił, możliwości każdego lotniska określają dwa parametry. Pierwszym z nich jest maksymalna liczba operacji lotniczych na dobę (na Lotnisku Chopina wynosi ona ok. 600, a wszelkimi możliwymi działaniami można tylko nieznacznie ją poprawić). W najbardziej dogodnych godzinach odbywają się dziś na Okęciu 38-42 operacje lotnicze – zdaniem dyrektora nie da się podnieść tej wartości powyżej 50. – Pomijam tu kwestię nakładów kosztowych w odniesieniu do osiągniętych korzyści. Do tego dochodzą ograniczenia operacji lotniczych w porze nocnej i układ lotniska, czyli krzyżujące się drogi startowe. Start odbywa się nad miastem, a autostrada i inne drogi wokół lotniska oznaczają brak możliwości rozbudowy – przekonywał.
Drugi kluczowy parametr to liczba korzystających z portu pasażerów. – W 2015 r. obsłużyliśmy ich 11,3 mln, w roku ubiegłym – 12,8 mln. W tym roku zbliżymy się już do 15 milionów. Należy tu rozprawić się z mitem, że przepustowość portu wynosi 22 lub nawet 25 mln osób. Jest to przepustowość hipotetyczna, wyliczona w oparciu o założenie równomiernego obciążenia lotami w poszczególne dni tygodnia i równomiernego rozkładu operacji lotniczych w ciągu doby – argumentował Szpikowski.
Z tych powodów – kontynuował – Warszawa i Polska muszą otrzymać nowy produkt lotniskowy, który zaspokoi rosnący popyt lotniczy. Jako dodatkowy argument podał fakt, że lotnisko Chopina było budowane i rozbudowywane jako port uniwersalny, tymczasem dzisiejsze realia wymagają większego zróżnicowania infrastruktury w zależności od przeznaczenia do konkretnego rodzaju działalności. – Lotniska Heathrow i Luton różnią się od siebie rodzajem architektury, były bowiem budowane z myślą o zupełnie innej funkcjonalności. Pierwsze jest lotniskiem typowo przesiadkowym, drugie – przeznaczonym dla lotów niskokosztowych – przytoczył przykład. Na lotnisku Chopina tymczasem przy istniejących ograniczeniach nie ma możliwości pomieszczenia większego ruchu, typowego dla lotnisk przesiadkowych z prawdziwego zdarzenia. – Okęcie nie jest w stanie spełnić niezbędnych wymogów i kryteriów. Już przy obecnie zakładanych 15 milionach pasażerów mamy takie godziny operacji, w których nie jesteśmy w stanie zapewnić większego ruchu. Mamy tzw. sloty, przyznawane przez niezależny podmiot godziny startów i lądowań, których linie lotnicze nie otrzymują w tej liczbie, w jakiej chcą – poinformował.
Według Szpikowskiego budowa CPK spowoduje również przepływ pasażerów z krajów ościennych przez Polskę, dzięki czemu nasz kraj znajdzie się na głównych szlakach komunikacyjnych, a pieniądze zarobione za granicą zaczną być wydawane u nas. – Czy powinniśmy zatem trzymać się naszych obecnych lotnisk? Patrzymy na temat z perspektywy interesu całego państwa polskiego i wybraliśmy korzystne dla niego rozwiązanie – podsumował prezes PPL. Jak dodał, zamknięcie Lotniska Chopina nie oznacza zwolnienia jego obecnych pracowników: znaczna ich część będzie stanowiła naturalną bazę personelu CPK.