Przewoźnik narodowy Chin, linie lotnicze Air China, otrzymał tygodniowy zakaz wykonywania lotów z Warszawy do Państwa Środka, a po wznowieniu połączeń ograniczy liczbę rotacji poinformował Urząd Lotnictwa Cywilnego Chin (CAAC). Podobnie jak w przypadku obowiązującego obecnie zakazu operacji LOT, powodem jest wykrycie przypadków zakażenia koronawirusem na pokładzie.
Zakaz lotów dla linii lotniczych Air China będzie obowiązywał przez tydzień, od dnia 16 listopada, informują chińskie media powołując się na decyzję CAAC.
Tygodniowe zawieszenie lotów nie oznacza końca reperkusji dla przewoźnika narodowego Państwa Środka. Zgodnie z regułami CAAC, po wznowieniu połączenia, loty z Polski będą mogły być wykonywane tylko raz w tygodniu. Regulacje chińskiego urzędu nadzoru lotniczego przewidują jednak mechanizm pozwalający na zwiększenie liczby lotów do 2 w tygodniu – zgoda na takie zwiększenie liczby operacji byłaby wydana, jeśli nikt z pasażerów przylatujących do Chin na danej trasie nie wykazał pozytywnego wyniku badań na obecność koronawirusa COVID19 przez 3 tygodnie z rzędu.
Dwóch zakażonych pasażerów mniej i trzy tygodnie krócej niż LOT
Bezpośrednim powodem ukarania linii lotniczych Air China przez chiński organ nadzoru lotnictwa cywilnego, było wykrycie koronawirusa u ośmiu pasażerów lotu CA738 z 27 października b.r. z Warszawy do Pekinu z międzylądowaniem połączonym z obowiązkową kwarantanną w Hohhot.
W czerwcu CAAC zastrzegł prawo do zawieszenia operowania trasy lotniczej na tydzień, jeśli na pokładzie trasy obsługiwanej przez danego przewoźnika znajduje się pięciu lub więcej pasażerów, którzy po przylocie wykażą pozytywne wyniki na obecność koronawirusa COVID19. Jeśli liczba zakażonych pasażerów przekroczy 10 osób, trasa będzie zawieszona na 4 tygodnie. W przeciwieństwie do mechanizmu pozwalającego na zwiększenie limitu lotów do 2 w tygodniu, do zawieszenia połączeń liczona jest liczba zarażonych pasażerów od momentu uruchomienia połączenia.
W świetle obowiązujących regulacji, o pechu może mówić LOT. Na pokładzie rejsu LO93 polskiego przewoźnika narodowego do Tiencin w dniu 15 października b.r. znajdowało się 10 pasażerów, u których po przylocie wykryto zakażenie koronawirusem. Choć to tylko dwie osoby więcej niż w przypadku rejsu Air China,
polski przewoźnik narodowy został ukarany czterema tygodniami zakazu lotów do Chin, czyli trzema więcej niż linie lotnicze Air China. Zgodnie z zapowiedziami,
LOT wznowi wożenie pasażerów do Państwa Środka 9 grudnia.
Chiny coraz trudniej dostępne
Wszelkie plany wznowienia, lub inauguracji lotów do Państwa Środka uzależnione są jednak od sytuacji epidemiologicznej w kraju wylotu oraz przestrzeganiu bardzo restrykcyjnych zasad kontroli zdrowia podróżnych, narzuconych przez władze Chin. W ubiegłym tygodniu
chińskie władze niespodziewanie zakazały wstępu podróżnym z Wielkiej Brytanii, Belgii i Filipin, a od przyjeżdżających ze Stanów Zjednoczonych, Francji i Niemiec zażądały przedstawienia wyników dodatkowych testów zdrowotnych.
Zgodnie z nowymi regulacjami, od 6 listopada wszyscy pasażerowie przybywający ze Stanów Zjednoczonych, Francji, Niemiec i Tajlandii do Chin muszą przejść zarówno test kwasu nukleinowego, jak i badanie krwi na obecność przeciwciał przeciwko koronawirusowi. Testy należy przeprowadzić nie wcześniej niż 48 godzin przed wejściem na pokład. Jeśli pasażera czeka przesiadka w drodze do Chin, takie same testy należy przeprowadzić w kraju lub regionie tranzytu.
Poza granicami Chin, nowe regulacje wywołują niezadowolenie. „Niestety, choć teoretycznie granice pozostają otwarte, te zmiany oznaczają de facto zakaz dla każdego, kto próbuje wrócić do swojego życia, pracy i rodziny w Chinach” – stwierdziła Izba Handlowa Unii Europejskiej w Chinach.
Anonimowo, silne niezadowolenie z wprowadzanych jednostronnie przez Chiny regulacji wyrażają również władze kilku linii lotniczych, twierdząc iż obowiązek przeprowadzania kliku rund testów znacząco zwiększa koszty i czasochłonność podróży do Państwa Środka, podważając opłacalność obsługi tych tras pasażerskich, przy czym nowe regulacje wciąż całkowicie nie eliminują ryzyka przywleczenia koronawirusa przez pasażerów. Przykład lotu Air China z Warszawy zdaje się potwierdzać tę tezę - chiński przewoźnik narodowy z wielkim zaangażowaniem prowadził kontrolę epidemiologiczną na pokładach samolotów, co potwierdzał na Tweeterze m. in. Tomasz Sajewicz, wieloletni korespondent Polskiego Radia w Pekinie, który w październiku podróżował rejsem Air China z Warszawy.
Mimo wielu środków zaradczych, w tym wymogów posiadania aktualnych testów, noszenia pełnych kombinezonów ochrony osobistej przez załogi, mierzenia co dwie godziny temperatury pasażerom, szczegółowych deklaracji o stanie zdrowia, przewoźnik nie uniknął przywleczenia koronawirusa u ośmiu pasażerów rejsu z 27 października.