Zakrawa to na żart, ale to prawda. Olbrzymia niemiecka inwestycja, która miała być szybką budową za 2 mld euro, stała się symbolem niecodziennej nieudolności, a data ukończenia budowy ma realną szansę na dekadę opóźnienia. Z sytuacji korzysta Volkswagen, który wykorzysta olbrzymie, puste powierzchnie do walki z własnymi problemami.
Skąd samochody na lotniskuNowe przepisy homologacyjne, które będą obowiązywać na terenie Unii Europejskiej, wejdą w życie z początkiem września. Świeżo wyprodukowane samochody będą musiały przejść nowy test emisji spalin, który sprawdzi parametry w warunkach zbliżonych do tych panujących podczas jazdy w ruchu ulicznym. To pokłosie tzw. afery spalinowej, kiedy to Agencja Ochrony Środowiska Stanów Zjednoczonych (EPA) stwierdziła, że Volkswagen tak zaprojektował oprogramowanie sterujące jednostką napędową, by ta przechodziła testy, mimo że silnik emitował bardzo niebezpieczny tlenku azotu, aż 40-krotnie więcej niż przewidują normy.
Decyzja Komisji Europejskiej wstrzyma sprzedaż nawet 250 tysięcy aut niemieckiego producenta.
Trzeba więc je gdzieś przetrzymać. Jednym z rozwiązań jest berlińskie lotnisko, któremu daleko do oddania, a oferuje pokaźną powierzchnię. Zgodnie z umową pomiędzy Volkswagenem a zarządcą lotniska, za 1 mln euro rocznie na parkingach i płycie Berlin Brandenburg składowanych będzie ponad osiem tysięcy samochodów.
Niekończące się opóźnienia otwarcia „Willy’ego Brandta”Pierwotnie lotnisko budowane od 2006 roku miało zostać otwarte w 2012. Na kilka tygodni przed datą przecięcia wstęgi poinformowano o przesunięciu uroczystości. Dziś jest nią październik 2020 roku, a już wiadomo o nierealności tego terminu. Przebąkuje się o 2021 roku, ale zobaczymy, czy życie po raz kolejny nie zweryfikuje planów.
O przyczynach takiego stanu rzeczy już pisaliśmy, ale warto przypomnieć opinię Mariana Konopińskiego, eksperta w zakresie transportu lotniczego. Konopiński wylicza całą masę błędów popełnionych przez inwestorów.
Zaczęło się od blokady inwestycji przez Lufthansę, która nie była zainteresowana budową trzeciej wielkiej bazy po Frankfurcie i Monachium. W końcu za finansowanie wziął się rząd Niemiec i landu Brandenburgii.
Jednak prawdziwe problemy przyniosło postawienie na małe i średnie firmy budowlane, brak głównego wykonawcy i nieskuteczny, a raczej iluzoryczny, nadzór ze strony wykładających pieniądze.
Efektem było choćby to, że instalację przeciwpożarową projektował człowiek bez uprawnień. Skończyło się kanałami oddymiającymi wyprowadzonymi z hali głównej podziemiami i zawalonym dachem, który nie utrzymał gigantycznych wentylatorów. Błędem był też brak podziału projektu na fazy realizacyjne.
Problemy z budową lotniska imienia zachodnioniemieckiego kanclerza, laureata pokojowej nagrody Nobla, nie kończą się i przypominają te, które Willy Brandt miał, gdy okazało się, że jego sekretarz jest wschodnioniemieckim szpiegiem. Wtedy przyniosło to dymisję kanclerza i zmierzch jego kariery politycznej. Czy równie smutny los czeka też Berlin Brandenburg? Na razie zamiast lotniska mamy parking.