Strajk mechaników w Boeingu dalej trwa. Producent oskarża pracowników „o brak dobrej wiary” w negocjacjach nowego układu zbiorowego pracy, a nowy prezes, który miał uzdrowić koncern, zapowiada zwolnienie aż 17 tys. pracowników fabryk samolotów. Kolejny raz opóźniona została dostawa pierwszego B777X.
Lotniczy koncern ze Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej przeżywa najgorszy okres w swojej historii. Doskonałość Boeinga jest już tylko wspomnieniem, gdyż producent nawarzył piwa, którego nie chce do końca wypić, a styczniowy „incydent” tylko unaocznił skalę zaniedbań na przestrzeni ostatnich lat. Dla producenta ważniejszy był zysk, a nie bezpieczeństwo, które jest kluczowe w lotniczym przemyśle.
Dave’a Calhouna
na stanowisku dyrektora generalnego Boeinga zastąpił Robert Ortberg, którego głównym zadaniem jest wyprowadzenie koncernu z kryzysu. Porządki „nowej miotły” postępują wolno, a amerykański branżowy weteran nie może zakwalifikować pierwszych tygodni w Boeingu do dobrych, gdyż strajkować zaczęli pracownicy mechaniczni fabryk w fabrykach z zachodnich Stanów.
Od pracy powstrzymuje się 33 tys. osób, czego efektem jest zwolnienie a nawet
wstrzymanie produkcji nowych z serii B737 MAX (jednego MAX-a później otrzyma LOT), B767, i B777. Dwie oferty Boeinga związki zawodowe odrzuciły, wskazując na brak zaangażowania merytorycznego zarządu firmy i pochylenia się na ważnymi dla pracowników kwestami, takimi jak warunki płacy i świadczeń. Konflikt jest na tyle duży, że amerykański sekretarz ds. transportu jasno oświadczył, że „porozumienie już powinno zostać zawarte”.
Boeing zarzuca strajkującym „brak dobrej wiary” i „nieuczciwe praktyki” przy stole negocjacyjnym. Co więcej, nowy dyrektor generalny zapowiada gigantyczną redukcję zatrudnienia. Pracę może stracić nawet 17 tys. osób, które pracują na co dzień przy produkcji nowych samolotów. – Musimy mieć jasne spojrzenie na zadania, przed którymi stoimy i realistycznie oceniać czas niezbędny do ożywienia. Musimy też skupić zasoby na osiąganiu wyników i innowacjach w obszarach, które są kluczowe dla tego, kim jesteśmy, zamiast rozpraszać się na zbyt wiele celów, co często może skutkować słabymi wynikami i niedoinwestowaniem – powiedział, cytowany przez „The Seattle Times”, Kelly Ortberg.
Ograniczenie mocy przerobowych o 10 proc. ma być motywowane potrzebą dostosowania się do sytuacji finansowej.
Każdy dzień strajku kosztuje Boeinga ponad 100 mln dolarów, choć agencja ratingowa uważa, że jest on dziesięć razy wyższy, a starta tylko za ostatni kwartał wyniosła ponad pięć mld dolarów. Dług producenta to już ponad 60 mld dolarów, czego negatywnym efektem będzie obniżenie ratingu i utrata zdolności kredytowych.
Strajk, rosnący koszty stałe i dług, sprawiły, że Boeing odłożył w czasie (kolejny już raz) dostawę pierwszego B777X. Szerokokadłubowiec nowej generacji swój debiut w komercyjnych liniach lotniczych powinien odbyć dopiero w 2026 roku. – Chociaż nasza firma stoi przed krótkoterminowymi wyzwaniami, podejmujemy ważne decyzje strategiczne dotyczące przyszłości i mamy jasny pogląd na pracę, którą musimy wykonać – stwierdził Ortberg, który zapowiedział również, że w okolicach 2027 roku należy spodziewać się zakończenia produkcji boeinga 767F. Data uzależniona jest od realizacji dostaw dla dwóch gigantów logistycznych. FedEx oczekuje na dwanaście szerokokadłubowców tej wersji, natomiast flota UPS w najbliższych latach powiększy się o siedemnaście frachtowców amerykańskiego producenta.