Boeing wyraził zaniepokojenie projektem samolotu A321XLR i podzielił się swoimi obawami z Agencją Unii Europejskiej ds. Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA) – informuje Agencja Reutera. Według producenta z Chicago najnowszy odrzutowiec Airbusa nie jest bezpieczny i jego konstrukcja grozi wybuchem pożaru.
Producent z Tuluzy, aby zwiększyć zasięg swojego wąskokadłubowca, zainstalował dodatkowy zbiornik paliwa w przedniej części kadłuba, bliżej dziobu samolotu. Zwykle umieszcza się je w skrzydłach, albo pomiędzy nimi, czyli w centralnej części kadłuba.
Koncepcja Airbusa zwróciła już w styczniu uwagę EASA, która zasugerowała, że jeśli nowatorsko zainstalowany zbiornik nie będzie odpowiednio chroniony, to wystawiony na działanie ognia zewnętrznego, może nie zapewnić pasażerom wystarczająco czasu na skuteczną ewakuację.
Boeing zaznaczył, że ryzyko nieszczęśliwego zdarzenia może znacznie się zwiększyć, jeśli odrzutowiec wypadnie z pasa startowego lub zawiedzie jego podwozie podczas lądowania, co zmusiłoby pilotów do próby przyziemienia tylko na dziobie i bez użycia kół. To według
producenta z Chicago "stwarza wiele potencjalnych zagrożeń".
Airbus odniósł się już do uwag głównego konkurenta w krótkim oświadczeniu. "Konsultacje społeczne są nieodłączną częścią programu rozwoju nowej wersji samolotu. Wszelkie poruszone kwestie będą rozwiązywane wspólnie z organami regulacyjnymi" - stwierdzono w oficjalnym komunikacie.
Jeśli producent z Tuluzy będzie zmuszony dokonać korekt w projekcie, wówczas odłożona w czasie certyfikacja A321XLR może opóźnić wejście na rynek nowego odrzutowca do 2024 roku lub później. Pierwotnie liczono, że stanie się to w 2023 roku. Późniejsza certyfikacja A321XLR to oczywiście szansa dla Boeinga na odpowiedź w postaci innej wersji samolotu pasażerskiego, zdolnego pokonywać bardzo długie trasy. Na razie jednak takiej nie ma i stąd spekulacje w branży, że jest to jedynie "gra na zwłokę" producenta z Chicago.
Niemniej kwestie bezpieczeństwa związane ze zbiornikami paliwa mają już swoją tragiczną historię. 17 lipca 1996 około godz. 20:31 w pobliżu Long Island rozbił się boeing 747-131, zmierzający do Paryża. Potężna eksplozja rozerwała maszynę Trans World Airlines, której szczątki spadły do Atlantyku. Zginęło wówczas 212 podróżnych i osiemnastu członków załogi, w tym 142 Amerykanów i 42 obywateli Francji.
Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) ustaliła po śledztwie, że przyczyną katastrofy rejsu TWA800 było nadmierne podgrzanie zbiornika paliwa w centropłacie przez klimatyzator, który był włączony, kiedy na lotnisku JFK próbowano odnaleźć zagubioną pasażerkę. Po starcie samolotu, gdy spadało ciśnienie powietrza nad lustrem paliwa, wówczas mieszanina par paliwa i powietrza osiągnęła krytyczną granicę. Do wybuchu doprowadziła iskra. Pięć lat później Federalna Administracja Lotnictwa (FAA) wymusiła na Boeingu zmiany w konstrukcji zbiorników paliwa w popularnych jumbo-jetach.