Para Nowozelandczyków twierdzi, iż ich czerwcowy lot z Paryża do Singapuru zamienił się w koszmar za sprawą umieszczonego tuż obok nich psa buldoga podróżującego w charakterze zwierzęcia wsparcia emocjonalnego. Teraz domagają się odszkodowania od Singapore Airlines, informuje RNZ.
Dla Gill Press z Wellington oraz jej męża miał to być normalny lot w klasie ekonomicznej premium na pokładzie linii lotniczych Singapore Airlines, jednak za sprawą obecności należącego do innych pasażerów psa rasy buldog, który puszczał gazy, sapał i ślinił się naruszając w tym czasie ich przestrzeń na nogi, lot ten stał się niemiłym doświadczeniem. Podróżni mają żal do przewoźnika za dopuszczenie do tej sytuacji i chcą odszkodowania.
Niemiła niespodzianka
O tym, iż przyjdzie im podróżować koło czworonożnego pasażera, para Nowozelandczyków dowiedziała się tuż po zajęciu swoich miejsc w samolocie. Jak wyjaśniała Press w rozmowie z RNZ, był to gorący dzień w Paryżu i gdy zgrzana i zmęczona para zajęła już swoje miejsca w samolocie, Press usłyszała dziwne odgłosy, o wywoływanie których najpierw posądzała swojego męża, jednak szybko zorientowała się, że należą one do korpulentnego psa rasy buldog, który pojawił się koło ich foteli. Zwierzę miało wyglądać na bardzo zestresowane i ciężko oddychać.
Nowozelandczycy byli zszokowani tym, iż w kabinie samolotu obecny jest pies i poprosili personel pokładowy o zmianę miejsc, niestety przy komplecie pasażerów w klasie ekonomicznej premium, jedynymi wolnymi miejscami zaoferowanymi parze były trzy fotele z tyłu klasy ekonomicznej. Stojąc przed tym wyborem, Press stwierdziła iż wraz z mężem spróbują wytrzymać na swoich oryginalnie przyznanych miejscach. Chwile później Press miała poczuć nieprzyjemny zapach, będący mieszanką gazów wypuszczanych przez psa oraz jego oddechu, który to fetor miał im towarzyszyć przez całą drogę do Singapuru.
Para próbowała skonfrontować się z opiekunami psa, którzy poinformowali, iż buldog jest
zwierzęciem wsparcia emocjonalnego i pomaga właścicielowi przezwyciężyć strach przed lataniem. Właściciel wyjaśnił, iż Press oraz jej mąż mogli również zabrać ze sobą swojego psa.
Start lotu nie przyniósł poprawy sytuacji. Press opowiada, iż zwierzę było tak zestresowane i sapiące, że przez półtorej godziny po starcie właściciel wachlował je przy użyciu karty bezpieczeństwa z kieszeni fotela, co jednocześnie podrywało ślinę z pyska buldoga. Dodatkowo, z powodu, iż tyle łapy psa rozłożone były na przejściu, przez co nie mógł przejechać po nim wózek cateringowy, zwierzę musiało być przesunięte jeszcze bliżej Press i jej męża.
Żal do linii lotniczych
Para ma żal do linii lotniczych za to, iż nie została zawczasu poinformowana o tym, iż będzie podróżowała w towarzystwie psa. - Co jeśli okazałoby się, że mamy alergie na psy, pytała Press w rozmowie z RNZ.
Zdarzenie skłoniło Press i jej męża do złożenia wniosku o odszkodowanie za lot w niechcianym towarzystwie sapiącego i puszczającego gazy buldoga o nieświeżym oddechu, który to wniosek, pomimo upływu wielu tygodni od feralnego lotu, nie został jeszcze rozpatrzony.