We wrześniowych wynikach sprzedażowych europejskiego konsorcjum widniała tajemnicza pozycja zakupu dziesięciu A321neo od nieujawnionego klienta. Reuters podaje, że jest nim chilijski przewoźnik niskokosztowy. Airbus oraz Sky Airline nie chcą tego komentować.
Taka transakcja byłaby warta 1,3 mld dolarów według oficjalnego cennika. Jednak najprawdopodobniej zastosowano typowe rabaty i transakcja opiewała na o połowę niższą kwotę. Nie wiadomo jednak, jak to wyglądało, bo Airbus przestał publikować w tym roku wartość zawieranych umów.
Opisując ten fakt, portal Flight Global przypomniał, że w 2018 roku zapytany o sprawę ówczesny dyrektor handlowy Airusa Eric Schulz stwierdził, że najważniejsze, że na koniec dnia pieniądze znalazły się na właściwym koncie w banku.
Swoje powody nieujawniania umowy może mieć chilijska linia, która ma siedzibę na międzynarodowym lotnisku Comodoro Arturo Merino Benítez w Santiago w Chile. Przewoźnik działający od 2001 roku początkowo miał flotę ze starszych boeingów. W miarę rozwoju swojej działalności Sky Airlines zaczął stawiać na Airbusa. Obecnie jednak linia dzierżawi każdy ze swoich samolotów, więc bezpośrednie zamówienie z Airbusem byłoby pierwszym w historii spółki.
Taki ruch mógłby się nie spodobać Amerykanom, zwłaszcza że w Białym Domu zasiada Donald Trump, który bardzo mono lobbuje za zwiększeniem eksportu towarów „Made in USA”. W lotnictwie doskonałym przykładem powiązaniu handlu z polityką jest kwestia
otwarcia się amerykańskiego nieba dla samolotów wylatujących z Wietnamu. Decyzja była bezpośrednio powiązana z
olbrzymimi zamówieniami ze strony wietnamskich linii na samoloty Boeinga.