Eksperci analizujący czarne skrzynki, wydobyte z Boeinga 737 MAX 8 linii Ethiopian Airlines, są przekonani, że istnieje wiele podobieństw pomiędzy feralnym lotem a katastrofą MAX-a linii Lion Air z początku października. Na ostateczne wyniki raportu będziemy czekać jeszcze około 30 dni.
– Zaobserwowano wyraźne podobieństwa między lotem Ethiopian Airlines 302 a indonezyjskim Lion Air 610, co będzie przedmiotem dalszych badań w trakcie dochodzenia – poinformowała przed kilkoma dniami etiopska minister transportu, Dagmawit Moges. Jak dodała, stan skrzynek jest dobry i dotąd udało się odczytać wszystkie dane. A to, co zostało na nich zapisane, może budzić niepokój. W obu przypadkach były to nowe, trzy-, czteromiesięczne maszyny, a okoliczności katastrof do siebie zbliżone.
Wiadome jest, że sześciominutowy lot MAX-a etiopskiego przewoźnika był bardzo nierówny. Samolot gwałtownie przyspieszał, po czym równie szybko opadał, tracąc prędkość. Okoliczni rolnicy, którzy byli świadkami katastrofy, twierdzili, że zanim maszyna się rozbiła, wydała „dziwny dźwięk”, a z pokładu można było zaobserwować spadające obiekty, przypominające kartki papieru. Następnie maszyna miała gwałtownie przechylić się i dopiero uderzyć o ziemię. Jeden ze świadków stwierdził, iż samolot tuż przed upadkiem miał próbę poderwania się do lotu, jednak na próżno.
W katastrofie 10 marca zginęło 157 osób z 30 państw, wśród ofiar byli Polacy. Raport na temat przyczyn wypadku będzie znany opinii publicznej za mniej niż 30 dni.
Wiele jednak wskazuje na to, że powody katastrofy Ethiopiana będą bardzo zbliżone do przyczyn wypadku MAX-a indonezyjskiego przewoźnika Lion Air z października ubiegłego roku. Z nagrania wynika, że załoga Lion Air, po pierwszych niepokojących manewrach samolotu, gorączkowo wertowała instrukcję Boeinga 737 MAX 8. Nie zdążyła, a samolot wpadł dziobem do oceanu. Według źródeł Reutersa obaj piloci feralnego lotu Lion Air pozostawali spokojni przez większość lotu. Niedługo przed rozbiciem się maszyny stery przejął drugi kapitan, pierwszy poszukiwał informacji w podręczniku samolotu.
Rzecznik Lion Air odmówił komentarza. Na powyższe doniesienia agencji zareagował jednak producent MAX-ów, firma Boeing. Władze przedsiębiorstwa nie chciały komentować opisywanej sytuacji, zasłaniając się trwającym wciąż śledztwem, natomiast oświadczyły, że istnieje udokumentowana instrukcja radzenia sobie w podobnych okolicznościach.
Jak wynika z raportu, opublikowanego po katastrofie Lion Air, podobny problem z samolotem wystąpił dzień przed wypadkiem. Piloci zdołali wówczas opanować maszynę, sprawdzając trzykrotnie działanie urządzeń pokładowych – nie przekazali jednak informacji o problemach, występujących podczas lotu, kolejnej załodze.
Podanie adresu e-mail oraz wciśnięcie ‘OK’ jest równoznaczne z wyrażeniem
zgody na:
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w
Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa na podany adres e-mail newsletterów
zawierających informacje branżowe, marketingowe oraz handlowe.
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w
Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa (dalej: TOR), na podany adres e-mail informacji
handlowych pochodzących od innych niż TOR podmiotów.
Podanie adresu email oraz wyrażenie zgody jest całkowicie dobrowolne. Podającemu przysługuje prawo do wglądu
w swoje dane osobowe przetwarzane przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z
siedzibą w Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa oraz ich poprawiania.