Wojna w Ukrainie nie ma znaczącego bezpośredniego wpływu na ruch lotniczy. Jednak wywołany przez nią wzrost cen paliw w połączeniu z niepewną sytuacją gospodarczą i narastającą presją inflacyjną sprawia, że lotnictwo może bardzo ucierpieć. O przyszłości sektora mówi Henrik Hololei, pełniący w Komisji Europejskiej funkcję dyrektora generalnego ds. mobilności i transportu.
Lotnictwo w ostatnich latach zmaga się z ogromnymi problemami. Pandemia i czasowe zawieszenie lotów doprowadziły do znaczącego pogorszenia sytuacji finansowej zarówno lotnisk, jak i przewoźników.
To wywołało konflikty między nimi. Jednak najgorsze przyszło w lutym – gdy branża szykowała się na pierwszy od lat dobry sezon letni, Rosja zaatakowała Ukrainę. Pomimo trudnej sytuacji
liczba pasażerów w ostatnich miesiącach znacząco wzrosła, a cześć linii lotniczych już
w najbliższym czasie może powrócić do zysków. To jednak nie oznacza, że przyszłość wygląda różowo.
Nadchodzą czasy wielkiej niepewnościNiestety już teraz widać, że rosnące ceny surowców i paliw będą miały negatywny wpływ na finanse linii lotniczych i zapewne utrzymają się dłużej. Towarzyszy im ogólne pogorszenie nastrojów gospodarczych i narastająca niepewność, a to nie wróży nic dobrego. – Ostatnie lata nauczyły nas, że nie możemy niczego traktować jako danego raz na zawsze – mówi Henrik Hololei, pełniący w Komisji Europejskiej funkcję dyrektora generalnego ds. mobilności i transportu.
– To, że teraz mamy wojną w Europie, gdzie nie było jej od ponad 20 lat, jest czymś, czego nikt się nie spodziewał, a już na pewno czymś, czego większość się nie spodziewała. Niepewność jest największym wrogiem biznesu. Bardzo trudno jest prowadzić działalność, kiedy nie wiadomo, co może przynieść następny dzień – zaznacza. Hololei dodaje przy tym, że wojna nadeszła w okresie, kiedy spodziewano się szybkiej odbudowy, a w wielu regionach świata bardzo dobrych wyników przewozowych w sezonie letnim.
– Żyjemy w niepewności, co przyniesie jesień. Mamy do czynienia z wieloma równoległymi procesami, jakich dawno nie widzieliśmy, a każdy z nich może przynieść znaczne szkody dla rynku lotniczego. Trwa rosyjska agresja na Ukrainę i jestem pewny, że potrwa jeszcze długo. Do tego mamy oczywiście rosnące ceny energii, które także z nami zostaną. Do tego jeszcze rosnące stopy procentowe. Wszystkie te ryzyka to ogromna niepewność.
Niepewność związana również z tym, jak zareagują ludzie i jak to przełoży się na rynek – podkreśla Hololei.
O tym, że lotnictwo potrzebuje przede wszystkim
pokoju wielokrotnie mówił też prezes PLL LOT.
Wojna a ruch lotniczyWarto zwrócić uwagę na to, że same działania wojenne w Ukrainie nie przyniosły znaczącego wpływu na skalę ruchu lotniczego. Najpoważniejszą i pierwszą konsekwencją było oczywiście zablokowanie ruchu lotniczego nad Rosją, Białorusią i Ukrainą. Dotknęło do przewoźników z tych państw oraz tych, którzy intensywnie latali nad Syberią. –
Nie widzimy wielkiego wpływu zamknięcia przestrzeni powietrznej na ruch lotniczy, ale to wynika także z małej skali lotów obecnie w Azji. Tam odbudowa idzie zdecydowanie wolniej. Chiny nadal są zamknięte – przypomina Hololei.
Rynek rosyjski, białoruski, ukraiński i mołdawski razem stanowiły jedynie 2,3% całego ruchu lotniczego w roku 2021, a ok. 7% światowego ruchu lotniczego odbywało się nad Syberią. Trasa nad Rosją pozostaje zamknięta dla większości przewoźników ze względu na sankcje – to przekłada się na większe koszty tych operatorów, którzy z niej najczęściej korzystali, ale w skali globalnej nie jest to obecnie znaczące.
Również niezbyt istotny jest wpływ wojny na przewozy cargo – na Rosję i Ukrainę przypadało bowiem tylko 1% ładunków transportowanych przez lotnictwo. Z drugiej jednak strony ok. 19% podaży było dostępne na trasach prowadzących nad Rosją – tutaj również linie muszą się liczyć z dodatkowymi kosztami związanymi z wydłużeniem tras, ale od pandemii stawki za fracht utrzymują się na wysokim poziomie, więc nie będzie to kluczowe z punktu widzenia sektora.
Czy będzie nas stać na latanie?Najpoważniejszym skutkiem wojny w Ukrainie jest jednak pogłębianie i tak już nie najlepszej sytuacji gospodarczej na świecie. Gospodarki poszczególnych krajów zaczęły się wprawdzie odbudowywać i otwierać, ale w wielu przypadkach problemem jest rosnąca inflacja napędzana przez coraz droższe paliwa kopalne. Z tym bezpośrednio łączy się presja na wzrost wynagrodzeń – już pojawiają się sygnały
o możliwych strajkach czy problemach ze znalezieniem chętnych do pracy na lotniskach.
– Rosja przez ostatnie 15 lat testowała, jak daleko może się posunąć. Gdyby udało się jej zająć Ukrainę w siedem dni, to tam by się nie zatrzymali. Nie śmiem powiedzieć, jak daleko by poszli, ale na pewno na Ukrainie by się nie zatrzymali. Jest wiele możliwości, a jedna z nich to kraj, z którego pochodzę. Teraz jest bardzo ważne, żebyśmy nie pozwolili im pójść dalej. Jedyne co nas ratuje to to, że Ukraińcy wybrali walkę i płacą za to swoim życiem – podkreśla Hololei.
– Pytaniem, które będziemy musieli sobie postawić pod koniec roku będzie to, czy ludzie, którzy teraz szczęśliwie latają nadal będą mieli pieniądze, żeby zapłacić za wakacje czy kupić bilety. Myślę, że będzie ich zdecydowanie mnie niż dzisiaj – konkluduje przedstawiciel Komisji Europejskiej.