Delta Air Lines nie zamierzają płacić ceł za żadne odbierane samoloty, które amerykański przewoźnik zamierza pozyskać od Airbusa w najbliższej przyszłości. Jeśli będzie trzeba, linie lotnicze są gotowe odroczyć zaplanowane dostawy, aby nie utracić płynności finansowej i rentowności.
Dyrektorzy generalni amerykańskich linii lotniczych optymistycznie patrzyli na prezydenturę Donalda Trumpa. Republikanin miał wnieść
„powiew świeżości” w branżę lotniczą, gdyż skłonność do nadmiernej regulacji administracji Joe Bidena ograniczyła konkurencyjność rynkową przewoźników ze Stanów Zjednoczonych Ameryki, wpędzając sektor w stagnację.
Negatywny wpływ Administracja 47. prezydenta ma jednak inne (niecodzienne i wręcz innowacyjne) podejście do prowadzenia polityki, zarówno w ujęciu stosunków międzynarodowych, jak i światowego handlu. Polityka handlowa opiera się na paradygmacie wojny celnej. Donald Trump regularnie ogłasza nałożenie kolejnych ceł, którymi objęci zostali bliscy sojusznicy, jak i państwa, które do tej pory pozostawały z USA w wolnorynkowych stosunkach gospodarczych.
Wprowadzenie ceł (chwilowo zawieszone) wywołało popłoch wśród pasażerów linii lotniczych, które w panice ograniczają liczbę lotów i korygują prognozy zysków. Indeks przewoźników komercyjnych S&P 500 spadł w tym roku już o 15 proc., a amerykańska „wielka trójka” odnotowała spadek wartości swoich akcji o 20 proc. Cła będą miały także
negatywny wpływ na sektor produkcyjny, albowiem znaczna ilość podzespołów samolotów Boeinga jest importowana.
Reakcja Delty – Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby zminimalizować [wpływ, od red.] ceł. Ale jedna rzecz jest jasna: nie będziemy płacić cła za żadne dostawy samolotów, które odbieramy od Airbusa – powiedział Ed Bastian, dyrektor generalny Delta Air Lines, podkreślając, że te amerykańskie linie lotnicze „odłożą w czasie wszystkie dostawy”, które zostały cłami objęte. Na początku kwietnia prezydent USA nałożył 20-proc. cła na import z Unii Europejskiej, gdzie swoją siedzibę ma Airbus, oraz 10-proc. cła na import z Wielkiej Brytanii, gdzie mieści się główny zakład producenta silników Rolls-Royce.
Dyrektor generalny ma nadzieję, że tymczasowe zawirowania w handlu międzynarodowym zostaną szybko wyjaśnione w odpowiednich gabinetach, a nie jakiekolwiek konkretne działania, które Delta lub Airbus musiałyby podjąć. – Czasy są bardzo niepewne i jeśli na samolot zostanie nałożony 20-proc. dodatkowy koszt, to bardzo trudno jest sprawić, aby taka matematyka działała – wyznał Bastian.
Płatność dodatkowych dziesiątek milionów dolarów za każdy samolot mogłaby wpędzić przewoźnik w tarapaty finansowe, których efektem końcowym byłaby utrata rentowności. W pierwszym kwartale 2025 roku Delta odnotowała przychody operacyjne w wysokości 13 miliardów dolarów i zysk netto na poziomie 240 milionów dolarów.
– Jeśli chodzi o równowagę-nierównowagę importu między Stanami Zjednoczonymi Ameryki a Europą w przemyśle lotniczym, USA eksportują do Europy sześć razy więcej towarów niż Europa importuje do Stanów Zjednoczonych Ameryki. To naprawdę ważny fakt, który należy znać i mam nadzieję, że nasi liderzy w Waszyngtonie zwracają na to uwagę – podkreślił Ed Bastian.
W ostatnim czasie Delta Air Lines zamówiły łącznie 285 nowych samolotów, z czego 185 maszyn ma dostarczyć Airbus. Francuski koncern otrzymał zamówienie na 69 A220-300, 82 A321-200neo, sześć A330-900neo oraz osiem A350-900 i 20 A350-1000. Z kolei Boeing powinien dostarczyć 100 B737 MAX 10, które wciąż nie uzyskały certyfikacji Federalnej Administracji Lotnictwa.