W piątek niespodziewanie Międzyzwiązkowy Komitet Strajkowy poinformował władze naszego narodowego przewoźnika o rozpoczęciu o 5.00 rano 18 października tego roku akcji strajkowej. LOT uznał, co czyni z żelazną konsekwencją, kolejną zapowiedź strajku za nielegalną. Tej konsekwencji brakuje w tym sporze związkom, dlatego albo jutro akcji nie będzie, albo będzie mieć niewielki zasięg.
Tych, którzy nie znają sprawy, odsyłamy do
dokładnego opisu epopei, której pieśni układane są od miesięcy. Tym artykułem dopisujemy kolejne wersy do dzieła opiewającego prawne batalie pracodawcy i pracowników.
Zgodnie z prawem czy nie?Wszystkie poprzednie próby wprowadzenia ogłoszonych protestów w życie spełzły na niczym. Za każdy razem LOT zwracał się do sądów. Najpierw w kwestii legalności referendum strajkowego, następnie z prośbą o zabezpieczenie interesów spółki poprzez zakazanie akcji strajkowej. Choć Sąd Apelacyjny uchylił jedno z zabezpieczeń, związki nie potrafiły nigdy doprowadzić sprawy do końca i każde kolejne ogłoszenie protestu wybrzmiewało coraz słabiej. Tak jest i tym razem.
Prawo, choć niejasne, zdaje się stać po stronie reprezentantów pracowników. LOT twierdzi, że nie można ogłaszać akcji strajkowej bez wejścia na nowo w spór zbiorowy. To nieprawda, choć rzeczywiście nie do końca jest jasne, czy nie powinno się odbyć nowe referendum w sprawie nowych postulatów. Najważniejszym z nich jest zwolnienie przewodniczącej Moniki Żelazik największego zrzeszenia pracowników Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego PLL LOT.
W ustawie o rozwiązywaniu sporów zbiorowych czytamy: „Strajk może być zorganizowany bez zachowania tych zasad, jeżeli bezprawne działanie pracodawcy uniemożliwiło przeprowadzenie rokowań lub mediacji, a także w wypadku, gdy pracodawca rozwiązał stosunek pracy z prowadzącym spór działaczem związkowym.” Na tej podstawie strona pracownicza ogłosiła akcję na 18 października. LOT wykorzystuje niejasność przepisów, które nie określają wprost, czy taki strajk wymaga referendum. Wedle rzecznika LOT- Adriana Kubickiego" strajk w LOT nielegalny! Jest potwierdzenie sądu. Nie można przeprowadzić strajku bez ważnego referendum, którego związki nie mają!" (za Twitter.com). Związki zaś w swoim piśmie podnoszą przytoczony wyżej paragraf, który zezwala na protesty z pominięciem procedur stosowanych przy sporze zbiorowym.
Prawo nie określa dokładnie, czy teraz potrzebne jest referendum. Przedstawiciele pracowników mogliby je przeprowadzić dla jasności prawnej, ale nie chcą tego zrobić, bo taki plebiscyt ponownie będzie można zgłosić jako nielegalny do Sądu Okręgowego. A zanim ten się wypowie, to wiele wody w Wiśle upłynie. W sprawie kwietniowego referendum mamy szansę na wyrok dopiero za miesiąc.
Całą przepychankę na paragrafy teoretycznie kończy wyrok Sądu Najwyższego z 2007 roku, który orzekł, że „Prawo do strajku należy do podstawowych praw człowieka oraz wolności związkowych. Wobec tego wątpliwości związane z wykładnią przepisów regulujących strajk powinny być – zgodne z zasadą in dubio pro libertate – rozstrzygane na rzecz, a nie przeciwko wolności strajku.”
Tyle teorii. Praktyka jednak nie raz już pokazała, że życie nie chce się mieścić w gorsecie uszytym z przepisów i orzeczeń sądów.
Pracownicy się bojąDonosi o tym dzisiejsza Gazeta Wyborcza, nasze źródła to potwierdzają. Pracownicy nie chcą protestować. Częściej przebija się do niej głos LOT-u o nielegalności strajku i konsekwencjach wzięcia w nim udziału, niż wezwania do akcji. Jeden z szeregowych związkowców powiedział nam wprost: – Ja bym bardzo chętnie wziął udział w proteście, ale mam wrażenie, że nie jest to wszystko tak zorganizowane, żeby było warto ryzykować.
A jest czym. Każdy ma rodzinę, kredyty i inne zobowiązania. A pracodawca mówi wprost, że będzie wyrzucać z pracy strajkujących. Przykład przewodniczącej Żelazik, która, mimo że jej zwolnienie zostało uznane za nielegalne przez Państwową Inspekcję Pracy, to o swój powrót do LOT-u będzie musiała walczyć latami przed sądem, działa na wyobraźnię pracowników.
Związki już posmakowały
wezwań przedsądowych ze strony LOT-u. Teraz dostaje się i mediom. LOT pozwał Piotra Szumlewicza z OPZZ za komentarz, który udostępnił serwis Interia.pl. Według państwowego przewoźnika związkowiec oraz serwis naruszyły dobra osobiste firmy.
Za każdym razem LOT podkreśla, że nie zastrasza ani nie blokuje dialogu społecznego. On po prostu dba o interesy przedsiębiorstwa.
Pytanie, czy spółka Skarbu Państwa powinna zatrudniać przez firmę zewnętrzną, co staje się
inspiracją dla prywatnych firm w „cięciu kosztów”? Czy firma należąca do nas wszystkich nie powinna być bardziej skora do rozmów z pracownikami, którzy twierdzą, że ich prawa są naruszane?
Czym jest interes spółki, jeżeli nie w jakiejś części i dobrem jej pracowników?
Jutro LOT ogłosi, że zwyciężył rozsądek i dlatego nie doszło do protestu, albo dlatego tak niewielu z pilotów i członków załóg przystąpiło do akcji. Tylko czy ten rozsądek powinien być podszyty strachem wobec pracodawcy?