Agencja Unii Europejskiej ds. Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA) zamierza wydać własną proponowaną dyrektywę dotyczącą zdatności do lotu boeingów B737 MAX pod koniec tego miesiąca. Umożliwi to europejskim operatorom oraz tym które stosują przepisy EASA na rozpoczęcie przywracania tych maszyn do eksploatacji.
W związku z decyzją o szykowaniu własnej dyrektywy, EASA nie przyjmuje podobnej
propozycji FAA, która weszła w życie 18 listopada br. EASA podkreśla, że jest to po prostu krok proceduralny mający na celu utorowanie drogi dla własnej dyrektywy, pozwalającej 737 MAX na wznowienie usług komercyjnych,
po ponad 1,5 roku uziemienia, nie będący tylko komentarzem do decyzji regulacyjnej FAA. Organ europejski normalnie zatwierdzałby dyrektywy FAA automatycznie, ale w przypadku MAX-ów zdecydował się na indywidualne podejście.
– Istnieje wystarczający powód, aby wymagać pewnych dodatkowych działań, uznanych za konieczne w celu zapewnienia bezpiecznej eksploatacji statku powietrznego, którego dotyczy problem, w tym szkolenia pilotów – stwierdza EASA w nocie wyjaśniającej. Agencja jednak nie wyszczególniła jeszcze konkretnych obszarów, w których jej dyrektywa może różnić się od jej amerykańskiego odpowiednika.
EASA nakazała uziemienie 737 MAX w dniu 12 marca ubiegłego roku. Norwegian, TUI i Turkish Airlines należą do europejskich przewoźników z największymi uziemionymi flotami 737 MAX, podczas gdy irlandzki Ryanair, główny klient odrzutowca, nie otrzymał jeszcze żadnego. Rodzimy LOT posiada pięć takich maszyn,
które obecnie stoją na lotnisku w Lublinie. Dla LOT-u zgoda FAA na przywrócenie 737 MAX do latania, to dobra wiadomość, jednak jak podkreślają władze przewoźnika w tej sprawie najważniejsze są decyzje europejskiego regulatora lotniczego EASA.
Możliwe, że MAX-y LOT-u mogłyby obsłużyć jeszcze zimową siatkę połączeń. Nie jest to jednak do końca pewne, bo proces ten jest zależny od certyfikacji samolotu, zaakceptowania programu szkolenia, a następnie przeszkolenia pilotów.