– LOT poszukuje samolotów dalekiego zasięgu. Oczywiście, że chcielibyśmy już w tej chwili posiadać więcej samolotów szerokokadłubowych. Te samoloty niestety nie są w tej chwili dostępne – podkreślił w rozmowie z dziennikarzami Michał Fijoł, prezes narodowego przewoźnika, podczas Kongresu Rynku Lotniczego 2024.
– Boeing posiada sloty produkcyjne dostępne dopiero po 2030 roku. LOT potrzebuje samolotów szybciej – tłumaczył Michał Fijoł. Prezes narodowego przewoźnika mimo trudnej sytuacji na rynku zachowuje zimną krew i szuka innych sposobów zwiększenia floty dalekiego zasięgu. Niedawno
wydzierżawiono od Euroatlantic Airways boeinga 777-200, który będzie obsługiwał rejsy do nowojorskiego portu JFK.
Pośpiech nie jest wskazany – Mamy zidentyfikowane pewne miejsca, gdzie można te samoloty pozyskać. Niemniej jeden Dreamliner to pół Stadionu Narodowego, a taka jest jego wartość po cenach z 2012 roku, więc to jest gigantyczna wartość i pośpiech tutaj nie jest wskazany – zaznaczył Fijoł, który wykluczył możliwość pozyskania airbusów A330 i A350, jeśli pojawią się na rynku.
Prezes PLL LOT zgadza się z producentami samolotów, że dywersyfikacja jest dobra, ale po osiągnięciu odpowiedniego poziomu. – Dywersyfikacja pozwala na to, żeby mieć pewnego rodzaju ubezpieczenie w tych nowych warunkach. Jak zawieszana jest jedna platforma produkcyjna z jakiś powodów czy usterek, to mamy alternatywę – tłumaczył Fijoł, który odniósł się do bieżącej sytuacji PLL LOT z flotą dalekiego zasięgu.
Według niego posiadanie piętnastu samolotów jednego typu i wchodzenie w drugą platformę produkcyjną, nie jest dobrym rozwiązaniem. – Proszę wziąć pod uwagę silniki, części zamienne, szkolenie załóg, szkolenie pilotów czy ich zamienność. To jest właśnie niezmiernie ważne. Jak z jednym samolotem jest kłopot albo przylatuje ze względu na ograniczenia przestrzeni powietrznej spóźniony z jakiegoś rejsu, no to podstawiamy inny, żeby obsłużyć kolejny rejs. Niemniej jest tam załoga określonego rodzaju, która już czeka wyposażona w określone kompetencje pod określony samolot. Czy w takich przypadkach mielibyśmy trzymać po dwie załogi? To nie jest ekonomicznie uzasadnione. Tutaj jednak przy flocie dalekiego zasięgu na razie ta przestrzeń na dywersyfikację jest ograniczona – wyjaśnił Fijoł.
Dywersyfikacja tak, ale tylko we flocie regionalnej– Prowadzimy rozmowy i mam nadzieję, że tak jak w przypadku pozyskania samolotów regionalnych, mówię to o
trzech E195-E2 oraz
czterech 737 MAX-ach po Bonza, tak samo będę mógł za jakiś czas powiedzieć, że LOT będzie miał nowe samoloty – zakończył wątek z flotą dalekiego zasięgu prezes narodowego przewoźnika.
Na jakim etapie jest z kolei przetarg na flotę regionalną? – Jesteśmy w stałym dialogu zarówno z jednym, jak i drugim producentem, nawet otwarcie i przyjaźnie dyskutujemy sobie na scenie. Myślę, że udało nam się stworzyć dosyć dobre warunki do konkurencyjnej walki wśród tych producentów samolotów o to, który z nich dostarczy flotę dla nas. Proces trwa i nie chciałbym ujawniać wszystkich informacji. Dzieje się tak, jak zaplanowaliśmy – zapewnił Fijoł.
Czy w tym przypadku dywersyfikacja jest brana pod uwagę? – Wiele opcji jest branych pod uwagę. Jak się okaże, że żadna z ofert nie jest wystarczająco dobra, to zastanowimy nad tym, bo np. wszyscy teraz szukają samolotów i nie jesteśmy we właściwym momencie cyklu – przypomniał Fijoł.
Konkurenci intensywnie walcząWedług prezesa narodowego przewoźnika ani jeden, ani drugi rozważany producent nie jest jeszcze wystarczająco zdeterminowany do tego, żeby złożyć naprawdę porządną ofertę. – Póki co jesteśmy bardzo zadowoleni z naszej floty embraerów pierwszej generacji oraz rosnącej floty MAX-ów. W przypadku gdy oferty nie będą dobre, musimy zastanowić się jak inaczej tym tematem zarządzić. Jestem głęboko przekonany, że zarówno Embraer, jak i Airbus, bardzo chcą zaistnieć w Polsce. To nie jest pierwszy
Kongres Rynku Lotniczego, podczas którego Airbus i Embraer są reprezentowane przez osoby na bardzo wysokich szczeblach – zwrócił uwagę Fijoł.
Prezes PLL LOT uważa, że po miesiącach i kwartałach interakcji, negocjacje doszły do takiego punktu, w którym oczekiwane są naprawdę konkretne oferty. – My nie możemy sobie pozwolić na pozyskiwanie drogich samolotów, dlatego że, to są inwestycje rzędu miliardów złotych i to idące w kilkanaście miliardów złotych. W związku z tym nawet jeden czy kilka procent różnicy w cenie i mówimy od razu o dziesiątkach, jak nie setkach milionów złotych, które później musiałby zostać spłacone przez LOT. Oferty muszą być po prostu najlepsze. Takie warunki stworzyliśmy i dlatego proces trwa tyle czasu, ale jak widzicie konkurenci intensywnie walczą – przekazał Fijoł.
Jak przekonuje prezes narodowego przewoźnika pojawienie się nowych samolotów będzie wiązało się z otwarciem nowych połączeń. – Pulę tych tras już znacie. Wszystkie kierunki, które już uruchomiliśmy pochodzą bowiem z tej puli, którą
pokazywaliśmy podczas strategii. Nie ma żadnych zaskoczeń. Co do nowych kierunków, to widzimy jeszcze potencjał wzrostu częstotliwości na obecnie oferowanych trasach – dodał Fijoł.