Budowanie kolejnych lotnisk może być deficytowe, co oznacza dopłacanie do ich utrzymania z budżetu, czyli z kieszeni podatnika. Czy takie inwestycje, jak port w Radomiu, mają sens? Dziennikarzom serwisu eNewsroom.pl odpowiedział Adrian Furgalski, prezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Niedawno informowaliśmy, że po ośmiu tygodniach od uruchomienia
Lotnisko Warszawa-Radom odprawiło 18 661 pasażerów. Port w radomskim Sadkowie obsługuje 30 pasażerskich operacji lotniczych w ciągu tygodnia.
Polskie Linie Lotnicze LOT potwierdziły już wprawdzie utrzymanie regularnych rejsów do Rzymu i Paryża w sezonie zimowym, ale na nie pojawiły się informacje o nowych regularnych przewoźnikach.
– Problem z lotniskami pojawił się już kilka lat temu, kiedy rozmawiano o tym, jakie i ile docelowo lotnisk powinno obsługiwać Warszawę czy aglomerację warszawską. Forsując lotnisko w Radomiu jakby nie zauważano lotniska w Modlinie. Nawet sąd musiał interweniować i zmuszać Polskie Porty Lotnicze, które są współwłaścicielem, do tego, żeby PPL nie blokował wydatkowania pieniędzy na rozbudowę Modlina – powiedział słuchaczom Furgalski.
Chociaż lotnisko w Modlinie dawno przekroczyło poziomy sprzed pandemii, to jednak z powodu braku możliwości rozbudowy wybrano inwestycję w Radom. – To absolutnie nie jest lotnisko dla warszawiaków. Po co my mamy jechać z Warszawy godzinę drogą czy godzinę pociągiem, skoro mamy znakomitą ofertę tutaj na Okęciu? To jest lotnisko dla Radomia, dla części dawnego województwa radomskiego, części świętokrzyskiego, może trochę części lubelskiego, ale to jest za mało, żeby to lotnisko mogła żyć pełnią życia – uważa Furgalski.
Prezes ZDG TOR przyznał, że chociaż był przeciwnikiem rozbudowy lotniska w Radomiu, to teraz sugeruje, że trzeba zrobić wszystko, żeby ono jak najkrócej przynosiło straty. – Oczywiście zgadzam się z tym, że jak lotnisko jest młode, to musi być "obwąchane" przez linie lotnicze. Jeśli mielibyśmy je jednak znowu zamykać, to można rwać włosy z głowy, bo tak duże pieniądze zostały stracone. Uważamy, że trzeba zrobić wszystko, żeby ono jak najkrócej przynosiło straty. Niestety perspektywy nie są dobre – podkreślił Furgalski, nawiązując do prognoz IATA,
mówiących o 1,8 mln odprawionych pasażerów w Radomiu w 2040 roku.
– Wydaje mi się, że są lekko zawyżone. Pytanie jaki będzie wtedy ruch? To miało być lotnisko dla linii czarterowych i niskokosztowych. Tych drugich póki co tam nie ma. Wizz Air mówi, że się przygląda, a prezes Ryanaira używa dość ostrych słów pytany o projekt – zwraca uwagę prezes ZDG TOR.
Furgalski przypomniał również, że jeszcze przed rozpoczęciem lotów w Radomiu z kolejnych kierunków wycofywały się biura podróży. – Łącznie z tym słynnym Egiptem, bo tam miało być krócej z Radomia niż z Warszawy. Przyznaję, samolot leci sześć minut krócej do Egiptu z Radomia niż z Warszawy, ale nawet ten Egipt wypadł, bo nie było chętnych. Zafundowaliśmy sobie kolejne deficytowe lotnisko, ale właściciel jest bogaty. W jakiejś części pieniądze lecą z nieba dla PPL, bo to są pieniądze od pasażerów i samolotów, ale odpowiedź jest prosta. Za ten problem radomski zapłacimy my wszyscy, korzystający z lotnisk zarządzanych przez PPL – podsumował prezes ZDG TOR.