Niedzielne działania protestujących mieszkańców Hongkongu zablokowały częściowo ruch na lotniskowej linii metra oraz niektórych liniach autobusowych obsługujących port, z którego usług tylko w zeszłym roku skorzystało 74,7 mln pasażerów. Sytuacja powoli wraca do normy, ale biorąc pod uwagę, że protesty trwają od tygodni, a ich celem często jest paraliżowanie Hong Kong International Airport, tylko kwestią czasu wydaje się, kiedy ponownie usłyszymy o blokadzie ósmego najbardziej zatłoczonego lotniska globu.
Efektem działań demonstrantów nie było co prawda znaczące zwiększenie liczby opóźnień czy odwołań lotów, ale część podróżnych musiała pokonać ostatni odcinek drogi na lotnisko piechotą. Chaos zapanował na stacji metra Tung Chung w pobliżu lotniska, gdzie demonstranci rozbili lampy i kamery monitoringu. Interweniowała policja, zatrzymując kilka osób. Sytuacja zaczęła się normalizować wieczorem. Wznowiono wtedy część zawieszonych wcześniej połączeń na linii lotniskowej i zaczęły z powrotem kursować niektóre autobusy. Jednak sama stacja Tung Chung nie została otwarta.
Jest to już 13. z rzędu weekend masowych protestów, które pogrążyły Hongkong w gigantycznym kryzysie. Od czasu przekazania przez Brytyjczyków prowincji Chinom w 1997 roku działa formuła „jeden kraj, dwa systemy”, która pozwala mieszkańcom Hongkongu na korzystanie ze swobód niedostępnych mieszkańcom Chin kontynentalnych, takich jak prawo do protestu i niezależny system prawny. Obecne protesty rozpoczęły się w czerwcu, w 5. rocznicę decyzji Chin o ograniczeniu demokratycznych reform i uniemożliwienia powszechnych demokratycznych wyborów w Hongkongu, a także z powodu zawieszonego na razie projektu ustawy, który umożliwiałby wysyłanie podsądnych przed sądy w Chinach kontynentalnych, gdzie wymiar sprawiedliwości kontrolowany jest ściśle przez Komunistyczną Partię Chin. Szefowa hongkońskich władz Carrie Lam utrzymuje, że projekt kontrowersyjnej ustawy „jest martwy”, ale odmówiła wycofania go z Rady Legislacyjnej i nie odpowiada na pytanie, czy potrzebowałaby na to zgody rządu centralnego. Pekin deklaruje poparcie dla Lam, potępia protesty i oskarża „obce siły”, w tym USA i Wielką Brytanię, o sianie fermentu w Hongkongu.
Cała sytuacja czkawką odbija się na działalności lotniska, który jest jednym z największych węzłów przesiadkowych w Azji. Niezadowoleni mieszkańcy już kilka razy w ciągu kilkunastu tygodni protestów zablokowali port. W połowie sierpnia skończyło się to bitwą demonstrantów z policją jaką rozegrała się w terminalu. Poważne konsekwencje ponosi również hongkoński przewoźnik Cathay Pacific –
o tej sprawie szeroko napisał nasz azjatycki korespondent.