Dekarbonizacja lotnictwa jest koniecznością, jednak UE popełnia błąd, narzucając na przewoźników lotniczych nowe obciążenia finansowe. Zamiast tego organy unijne powinny wdrożyć system zachęt do produkcji biopaliw na domieszkę do benzyny lotniczej – stwierdził podczas IV Kongresu Rynku Lotniczego Sebastian Mikosz, starszy wiceprezes Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA).
Powody, dla których organizacja krytykuje
program Fit for 55, są głównie natury finansowej. Jak ocenił Mikosz, chęć ochrony środowiska to jedynie pretekst dla wprowadzenia całego systemu nowych podatków i opłat. – To rozwiązanie typowe dla polityków: jeśli nie wiemy, co zrobić – opodatkujmy to – stwierdził.
Marchewka zamiast kija
Przedstawiciel IATA skrytykował złożoność unijnego programu oraz pomysł wprowadzenia obowiązkowej domieszki biopaliw do paliwa lotniczego. – Ich podaż na rynku jest dziś śladowa. Biopaliwa są też czterokrotnie droższe od paliw kopalnych. Bardzo wiele lotnisk ma tylko jednego dostawcę paliw, który narzuci swoją cenę na domieszkę biopaliwa, a porty nie będą miały wyjścia – będą musiały je kupować. Na końcu jednak faktura trafi zawsze do linii lotniczych – przewidywał Mikosz. Rozwój technologii może wprawdzie z czasem przyczynić się do zwiększenia podaży i spadku cen, jednak – zdaniem prelegenta – nie wiadomo, jaka część wpływów z nowych opłat zostanie w rzeczywistości przeznaczona na konieczne badania i rozwój.
Zapowiedzi obciążenia linii opłatami za emisje (poprzez stopniowe wycofywanie zezwoleń bezpłatnych) mówca przeciwstawił podejście administracji amerykańskiej. – Wprowadza ona zachęty finansowe do produkcji biopaliw. System zwolnień podatkowych sprawi, że rafineriom znacznie bardziej będzie opłacała się produkcja „zrównoważonego” paliwa lotniczego. Inwestując w rozbudowę zdolności produkcyjnych, rafinerie wytworzą podaż, która automatycznie zmniejszy cenę – omówił zagadnienie Mikosz.
Jest jeszcze czas na zmiany
Jak przyznał, biopaliwa to najlepsza znana dziś metoda na zmniejszenie emisji z sektora lotniczego. – Są one produkowane dziś według co najmniej 7 różnych technologii, a ich wprowadzenie pozwoli nadal używać obecnej infrastruktury dystrybucji oraz silników. Negatywnie oceniamy jednak sposób załatwienia sprawy przez organy unijne – podkreślił reprezentant IATA. Jak dodał, istnieją wątpliwości prawne. – KE chce, by wszystkie lądujące w Polsce statki powietrzne podlegały regułom Fit for 55. Pojawia się więc pytanie o zobowiązania po drugiej stronie, skoro system kupowania praw do emisji ETS został de facto zablokowany dla przewoźników spoza UE. Mogą oni stwierdzić, że ich samoloty nie będą podlegały regulacjom – wyraził obawę.
Mikosz wezwał przedstawicieli branży do zadawania Komisji Europejskiej szczegółowych pytań o wpływ projektu na rynek. – Teraz właśnie jest na to czas. Fit for 55 to na razie propozycja bez przełożenia na konkretne akty prawne. Reagujmy na każdy wycinek regulacji, pytając, ile to będzie kosztowało i jak wpłynie na ceny biletów. Jako branża
bardzo chcemy się zdekarbonizować, uważamy to za wyzwanie egzystencjalne – w przeciwnym razie regulatorzy zaczną ograniczać nam możliwość podaży. Uważamy jednak, że należy to robić, skacząc w XXI wiek, a nie cofając się do XIX – stwierdził obrazowo. Wezwał do wspierania rozwoju nowych, „czystych” technologii, takich jak elektromobilność w lotnictwie, które jednak – jak sam przyznał – są dziś często na bardzo wstępnym etapie opracowywania. Na razie dekarbonizacja obejmuje np. wymianę flot na nowe samoloty, zużywające mniej paliwa.