– Zawsze chcieliśmy współpracować z LOT-em, jednak na przeszkodzie stał czynnik ekonomiczny. Teraz, w czasie pandemii, LOT stał się bardziej elastyczny ze względu na mniejszą siatkę połączeń. PLL LOT oferują połączenia m.in. na Zanzibar – o trudnej sytuacji touroperatorów, współpracy z liniami i szczepionkach rozmawiamy z Piotrem Heniczem, wiceprezesem biura ITAKA i Polskiej Izby Turystyki.
Emilia Derewienko, Rynek Lotniczy: Jak obecnie wygląda sytuacja touroperatorów po trudnym roku 2020 i w czasie pandemii?Piotr Henicz, wiceprezes Biura Podróży ITAKA, wiceprezes Polskiej Izby Turystyki: To złożone pytanie. Jesteśmy przygotowani na to, że sezon letni 2021 będzie inny niż wcześniejsze. Pozostajemy wciąż pod dużym wpływem epidemii, w wielu krajach istnieje obowiązek testowania, co zdecydowanie hamuje ruch turystyczny. Nie istnieje praktycznie okres przedsprzedaży – klienci nie decydują się na wykupienie wakacji na długo przed terminem, jak to się działo wcześniej, po prostu nie są tym zainteresowani. Z kolei dla touroperatorów również nie jest korzystne, aby wypełniać samoloty na trzy dni przed wylotem.
Wciąż istnieje jednak kapitał w postaci klientów, którzy nie wyjechali na wakacje w 2020 roku, kiedy pandemia się rozpoczęła, a mają możliwość wykorzystania tzw. bonów covidowych. Warunki zmieniły się diametralnie, ponieważ przed pandemią dostępność hoteli była mniejsza – wtedy analizowaliśmy popyt na dane kierunki i zwiększaliśmy capacity. Teraz nie będzie z tym problemu. Zmieniła się również sytuacja z liniami lotniczymi – teraz będą dostępne.
Czy wobec tego Itaka spodziewa się w tym roku odbicia, w porównaniu z rokiem 2020?Oczywiście, nastawiamy się na to, że ten rok będzie zdecydowanie lepszy pod kątem sprzedaży niż poprzedni. Poziom porównujemy jednak do roku 2019, czyli do okoliczności sprzed pandemii. Sądzimy, że w tym roku zrealizujemy sprzedaż na poziomie 60-65, a nawet 70 proc. oferty z 2019 roku. Dla porównania, w zeszłym roku spadki sprzedażowe sięgnęły 80-85 proc.
Co jest największym problemem dla potencjalnych klientów biur podróży? Ludzie boją się latać w obliczu dynamicznie zmieniających się restrykcji, czy raczej obawiają się pandemii?Sądzę, że od marca do maja 2020 roku ludzie obawiali się głównie pandemii. Mieli mniejszą świadomość na temat koronawirusa i jego transmisji. Teraz problemem są przede wszystkim ograniczenia transportowe, nakładane przez rządy poszczególnych państw, ale też brak odpowiedzi na podstawowe pytania. Klienci przychodzą do nas, bo chcą być pewni, czy na miejscu docelowym nie czeka ich kwarantanna, co z testami na COVID-19. Zapisy potrafią zmienić się niemal z dnia na dzień, więc często nie ma odpowiedzi na te pytania. Dlatego też postanowiliśmy ułatwić potencjalnym pasażerom tę sytuację, nie pobieramy dodatkowych kosztów za zmianę rezerwacji.
Jak wygląda współpraca z liniami lotniczymi? Przewoźnicy mogą na tym wiele zyskać.Naszymi głównymi partnerami są Travel Service/Smartwings, Enter Air i Blue Panorama. Współpracujemy również od sezonu letniego 2020 z Polskimi Liniami Lotniczymi LOT.
Zawsze chcieliśmy współpracować z LOT-em, jednak na przeszkodzie stał czynnik ekonomiczny. Niekoniecznie my zmieniliśmy zdanie, po prostu teraz, w czasie pandemii, LOT stał się bardziej elastyczny ze względu na mniejszą siatkę połączeń. Chciałbym podkreślić, że jesteśmy zainteresowani współpracą długofalową.
To mocna deklaracja. Tak, ale takie są też nasze intencje. Dreamlinery polskiego przewoźnika wożą turystów na Malediwy, Dominikanę i Zanzibar. Paradoksalnie łatwiej jest wypełnić tak duże samoloty na loty dalekodystansowe niż na połączenia europejskie.
Porozmawiajmy więc o Zanzibarze. Na Rynku Lotniczym pisaliśmy o normach bezpieczeństwa międzynarodowego lotniska na tej wyspie, które nie są przestrzegane, zarówno przez pracowników lotniska, jak i samych turystów. Uczulacie swoich klientów na kwestie epidemiczne? Zanzibar jest atrakcyjnym celem wycieczek ze względu na fakt, że panuje tam łatwość przemieszczania się, brak wymogów testów na COVID-19 i kwarantanny. Problem tkwi w tym, że lotnisko cieszy się ogromnym zainteresowaniem także zagranicznych przewoźników – ląduje tam przecież nie tylko PLL LOT i Enter Air – i zwyczajnie nie ma warunków na to, aby ich wszystkich przyjąć w takich normach, jak dzieje się to na przykład w portach europejskich.
Podróżni w samolocie są zobligowani do przebywania w masce przez cały lot, a z obserwacji wiem, że tych norm przestrzegają także po wyjściu z samolotu i wylądowaniu na wyspie. Problem zaczyna się przy wylocie, kiedy turyści są odprężeni po tygodniowym wypoczynku. Oczywiście edukujemy swoich klientów. Program i hasło „Bezpieczne wakacje” jest tego najlepszym dowodem, uważam, że razem z liniami lotniczymi wykonaliśmy w tej kwestii ciężką pracę.
Czy jednak uważa Pan – biorąc pod uwagę warunki panujące w porcie – że podróże na Zanzibar są bezpieczne?Na samej wyspie turyści są jak najbardziej bezpieczni, jednak nie ukrywam – mamy wiele zarzutów do samego międzynarodowego lotniska na wyspie. Do tego stopnia, że zastanawialiśmy się, czy po prostu nie wycofać lotów na Zanzibar. Wysłaliśmy pismo do kontrahenta, portu lotniczego oraz władz Zanzibaru, w którym zwracamy uwagę na warunki w nim panujące. Bardzo pozytywnie zaskoczyła nas natychmiastowa odpowiedź i reakcja – minister turystyki zobowiązał się, że poprawi się wyposażenie punktu medycznego i innych jednostek na lotnisku w Zanzibarze w niezbędne środki ochrony jak: maski, rękawiczki czy środki do dezynfekcji oraz powołają specjalną grupę do monitorowania stosowania się do wytycznych zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz lotniska, szczególnie egzekwującą zachowanie dystansu społecznego.
Pozostając w temacie restrykcji, sądzi Pan, że do niedawna obowiązujący zakaz lotów z Polski do niektórych państw był sensowny? Oceniając z perspektywy czasu, uważam, że nie. Restrykcje transportowe wiele nie pomogły, ruch lotniczy nie ma wpływu na koronawirusa. Mogę powiedzieć, że nie były to dobre decyzje, jednak mam świadomość, że łatwiej ocenić coś po fakcie, z reguły przecież jesteśmy mądrzejsi po szkodzie. Nie chcę nikogo bronić ani oskarżać.
Czy przedstawiciele ministerstw kontaktują się z touroperatorami i starają się odpowiedzieć na ich potrzeby w tych trudnych warunkach pandemii?
Tak, plusem jest to, że te rozmowy trwają właściwie od początku pandemii. Wolałbym oczywiście robić swoje, zamiast być w kontakcie z Ministerstwem Turystyki czy Rozwoju, jednak okoliczności to na nas wymusiły. To dobrze, zwłaszcza, że wcześniej głos touroperatorów nie był do końca słyszalny. Wiedza rządzących jest teraz znacznie większa niż była przed pandemią, jednak nadal oczekiwalibyśmy większej skuteczności, aby było więcej, sprawniej i szybciej…
Co oznacza „więcej” w kontekście zapotrzebowania biur podróży?Chodzi przede wszystkim o wymyślenie możliwości bezpiecznego poruszania się po świecie na jednolitych zasadach. Krokiem w tę stronę mogą być paszporty epidemiologiczne, w których byłyby zawarte informacje o szczepieniu lub np. wynik badania na obecność przeciwciał, który upoważniałby do podróżowania bez restrykcji przez okres np. 30 dni. Ta sprawa musi być poparta odpowiednimi badaniami i konsultacjami w innych krajach. Z kolei szczepionka to dla nas szansa na względny powrót do normalności.
Kilka linii lotniczych już teraz zapowiedziało, że w przyszłości na pokład samolotów wpuszczą tylko zaszczepionych pasażerów. Pana zdaniem to jest w porządku?Gdybym miał mówić prywatnie, uważam, że nie. To byłaby dyskryminacja, nie należy dzielić ludzi, zwłaszcza, że niektórzy nie będą mogli się zaszczepić z przyczyn zdrowotnych. Jest jeszcze druga perspektywa, która mówi mi, że być może bez tego się nie obejdziemy, że taki zapis może być potrzebny/konieczny dla funkcjonowania wielu dziedzin gospodarki.