W chwili katastrofy w Waszyngtonie wyłączony był system, który mógłby umożliwić kontrolerom lepsze śledzenie ruchu śmigłowca - informuje „New York Times”.
Pod koniec stycznia samolot American Airlines zderzył się w Waszyngtonie z wojskowym śmigłowcem i wpadł do rzeki Potomak. Na pokładzie bombardiera CRJ-700 było 60 pasażerów i czterech członków załogi. Maszyną Sikorsky H-60 przemieszczało się natomiast trzech żołnierzy. Nikt nie przeżył.
Maszyna American Airlines podchodziła do lądowania po rejsie 5342 z Wichita w stanie Kansas. Na jej pokładzie byli łyżwiarze i trenerzy, wracający z obozu po mistrzostwach USA. Jak przekazała stacja CNN po kolizji na miejscu katastrofy pojawiło się w sumie 300 ratowników, ale nikogo nie udało się uratować.
Na jaw wychodzą nowe fakty. - Jak powiedział senator Ted Cruz, republikanin z Teksasu, w chwili katastrofy wyłączony był system, który mógłby umożliwić kontrolerom lepsze śledzenie ruchu śmigłowca przed jego zderzeniem z samolotem pasażerskim nad rzeką Potomak - informuje „New York Times”.
Członkowie senackiej Komisji Handlu, Nauki i Transportu, której przewodniczy Cruz, wzięli niedawno udział w zamkniętym spotkaniu ws. tragedii z Federalną Administracją Lotnictwa i Krajową Radą Bezpieczeństwa Transportu.
Samolot, który uległ wypadkowi, to bombardier CRJ700 (obecnie mitsubishi CRJ700) obsługiwany przez PSA Airlines dla regionalnej marki American Airlines - American Eagle. CRJ700 o rejestracji N709PS i numerze seryjnym MSN 10165 został wyprodukowany w październiku 2004 r., a napędzały go dwa silniki General Electric CF34.
Ostatnia poważna katastrofa lotnicza w Stanach Zjednoczonych zdarzyła się w lutym 2009 roku. Wówczas rejs Continental Airlines, realizowany przez Colgan Air, a zmierzający z nowojorskiego portu Newark-Liberty, rozbił się o dom podczas podchodzenia do lądowania na lotnisku w Buffalo. Na pokładzie turbośmigłowego bombardiera Q400 podróżowało 49 pasażerów. Wszyscy zginęli.