– Rewolucje nie wybuchają wtedy, kiedy jest bardzo źle. W LOT zarobki nie są szczególnie złe. To, co robią związkowcy to hucpa, która szkodzi przedsiębiorstwu – tymi słowami Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców odniósł się do strajku pracowników narodowej linii.
Strajk, zdaniem zarządu PLL LOT, „nielegalny”, rozpoczął się 18 października i jest prowadzony przez dwa związki zawodowe działające w spółce. Polega on na dobrowolnym powstrzymaniu się od pracy. W poniedziałek, po niedzielnym odwołaniu pierwszego z powodu strajku lotu, spółka poinformowała o dyscyplinarnym zwolnieniu 67 protestujących. Protestujący nie ustępują i żądają przywrócenia do pracy Moniki Żelazik, przewodniczącej Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego, jak i 67 osób dyscyplinarnie zwolnionych.
Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP) w rozmowie z Rynkiem Lotniczym zwraca uwagę na aspekt biznesowy. – LOT wyłamuje się z systemu. Ma duże zyski, a był w bankructwie. Trzeba być jak Polska Grupa Górnicza: trzynastki, czternastki, deputaty, straty, budżet dopłaca, a wszyscy się rozczulają nad Prezesem, bo ma ciężko. Sprowadzicie LOT do tego poziomu – mówi szef ZPP. – Nie znam szczegółów, ale zarobki w przypadku polskiego przewoźnika nie są na niskim poziomie. Uważam, że związkowcy mogli jeszcze poczekać z tak radykalnymi działaniami. LOT rośnie, ale jeśli fala strajków go wykończy to będzie to działaniem przeciwko interesowi państwowemu. Bez LOT-u nie będzie CPK – dodaje.
Od ponad miesiąca związkowcy domagają się, by sytuacją w spółce zainteresował się premier Mateusz Morawiecki. Szefowi rządu przekazywali już swoje postulaty. Oprócz przywrócenia do pracy zwolnionych pracowników, chcą m.in. podwyżek, zatrudniania na umowę o pracę, a także dymisji prezesa LOT-u, Rafała Milczarskiego.
Na pytanie, dlaczego LOT zapowiada ze będzie przyjmował tylko na umowy typu B2B, skoro przy malejącej liczbie bezrobotnych co raz więcej firm jako zachętę daje właśnie umowę o prace, przedstawiciel ZPP mówi wprost, że nikt nie zatrudnia na tego typu umowę, gdy zarobki wynoszą kilka tysięcy złotych, tylko wtedy, gdy są to kwoty powyżej 7 czy 8 tysięcy tysięcy złotych. – Gdybym ja był pilotem, to sam bym walczył o samozatrudnienie, bo w ich przypadku umowa o pracę się nie kalkuluje – twierdzi. Kaźmierczak przyznaje jednak, że jedyną ochroną prawną dla pracowników kontraktowych jest jakość świadczonych usług – Nie wierzę jednak, że można zwolnić kogoś, kto wnosi trwałą wartość dla przedsiębiorstwa – kwituje nasz rozmówca.
Prezes LOT nie zamierza się podawać do dymisji, czego od wielu miesięcy domagają się związkowcy. – Kiedy przychodziłem do firmy, to obiecałem sobie i pracownikom, że sam nie złożę rezygnacji przynajmniej do momentu, gdy LOT wejdzie na Centralny Port Komunikacyjny (CPK) i wykona stamtąd pierwsze rejsy. I to jest mój cel. Nie jestem tu na miesiąc, nie jestem na rok, a na lata – stwierdza Milczarski.
Strajk związkowców LOT-u trwa od czwartku 18 października. Na bieżąco o rozmowach i odwołanych z tej przyczyny rejsach piszemy
tutaj.