Kultowy Boeing 747 linii KLM wylądował po raz ostatni w niedzielę wieczorem na lotnisku Amsterdam-Schiphol. Maszyny producenta z Chicago nie będą już obsługiwać żadnych rejsów pasażerskich narodowego przewoźnika z Holandii.
Charakterystyczny "Jumbo Jet" ma swoje spore grono sympatyków na całym świecie i mimo drugiej fali pandemii koronawirusa SARS-CoV-2 oraz rządowych restrykcji, a także publicznych nawoływań, aby pozostali w domach, to jednak miłośnicy samolotu dość tłumnie pożegnali "Queen of the Skies". Tym razem już na poważnie.
KLM początkowo planował wycofać B747 w marcu, ale maszyny wróciły do służby Królewskich Linii Lotniczych Holandii, dostarczając w okresie kryzysu wywołanego wirusem COVID-19 ładunki pilnej potrzeby. Prowizoryczne frachtowce latały jeszcze po całym świecie w sezonie letnim, wzbudzając radość i emocje.
– Dzięki nim latanie stało się przystępne. Pojawiły się jednak nowe rozwiązania – przyznał były kapitan Benno Baksteen w rozmowie z "De Telegraaf". Jego zięć pilotował B747 jeszcze w środę w jednym z ostatnich jego rejsów. On sam spędził za sterami tej maszyny blisko piętnaście lat. Wymianę floty KLM traktuje jednak jak logiczny ruch. Wcześniej postąpiły podobnie bowiem niemiecka Lufthansa,
British Airways oraz
australijskie Qantas.
Spora część wycofanych "garbusów" trafi niestety na złom. Tylko niektóre z nich pozostaną jako eksponaty muzealne czy...
restauracje. Linie lotnicze na całym świecie powoli tracą swój entuzjazm i przywiązanie do charakterystycznych czterosilnikowców. Przewoźnicy stawiają obecnie na bardziej ekonomiczne airbusy A350.
Wycofaniu z flot B747 dodatkowo sprzyja bieżąca sytuacja związana z pandemią i gwałtownym spadkiem popytu na podróże lotnicze. Podobny los spotkał również airbusy A340 i
największe pasażerskie A380.