– Wcale nie oczekuje od LOT-u, że będzie uruchamiać bezpośrednie połączenia lotnicze z Gdańska gdzieś w świat. Jeżeli im wychodzi, że efektywnie jest zwozić pasażerów do Warszawy, to ja się z tym zgadzam. Moje oczekiwanie jest tylko wtedy takie, żebyśmy mieli połączenie z Warszawą siedem razy dziennie – podkreślił w rozmowie z Rynkiem Lotniczym Tomasz Kloskowski, prezes portu lotniczego Gdańsk im. Lecha Wałęsy.
Sternik trójmiejskiego lotniska ocenił zaprezentowaną w minionym tygodniu
strategię Polskich Linii Lotniczych LOT na lata 2024-2028, a także odpowiedział na pytania dotyczące rozwoju pomorskiego lotniska, współpracy z tanimi przewoźnikami oraz
przejęcia przez holding Air France-KLM jednej piątej udziałów linii lotniczych SAS.
Rafał Dybiński, Rynek Lotniczy: Jakie ogólne wrażenia ma Pan po prezentacji strategii PLL LOT 2024-2028?
Tomasz Kloskowski, prezes portu lotniczego Gdańsk im. Lecha Wałęsy: Cieszę się bardzo, że LOT będzie się rozwijał. To przyniesie korzyść całej lotniczej branży w Polsce, więc również dla wszystkich lotnisk regionalnych. To jest super wiadomość. Trochę jednak mało szczegółów znamy, więc ciężko to jeszcze ocenić, ale sam kierunek jest... jedwabisty (zmiana słowa red.).
Pojawiła się na prezentacji efektowna mapa z nowymi destynacjami. Na co mogą liczyć przedstawiciele regionalnych lotnisk, takich jak Gdańsk?
LOT musi być przede wszystkim rentowny. To jest podstawowa rzecz. Jak LOT będzie rentowny, to będzie oznaczać, że będzie coraz większy i będzie się rozwijać. Wcale nie oczekuje od LOT-u, że będzie uruchamiać bezpośrednie połączenia lotnicze z Gdańska gdzieś w świat. Jeżeli im wychodzi, że efektywnie jest zwozić pasażerów do Warszawy, to ja się z tym zgadzam. Moje oczekiwanie jest tylko wtedy takie, żebyśmy mieli połączenie z Warszawą siedem razy dziennie. Żeby każdy mój pasażer z Gdańska mógł przesiąść się w Warszawie i złapać swoją falę odlotową. Myślę, że dotyczy to wszystkich portów regionalnych. My nie mamy ambicji, żeby latać za Atlantyk. Zdajemy sobie sprawę z naszego miejsca w szeregu. Wiedzę merytoryczną mają ludzie w PLL LOT. Trzeba im ufać i wierzyć, że dobrze kreują biznes. Oni wiedzą, że nie ma w Gdańsku potencjału na loty bezpośrednie, a oni wiedzą, że będą lepsi i więksi oraz będą więcej zarabiać, jak będą to robili przez hub w Warszawie. My z tym nie mamy problemów, naprawdę.
Czego zabrakło w najnowszej strategii rozwoju LOT?
Słowa o Budapeszcie. Ja teraz nie wiem, czy my jedziemy na dwa huby, czy na jeden. Nie znam wyników tego hubu. Nie wiem czy go chcemy skasować i postawić wszystko na dominującą Warszawę czy jednak nie. Być może LOT chciałby zrobić akwizycje na Europę Środkowo-Wschodnią, ale tego właśnie precyzyjnie nie usłyszeliśmy i tego mi zabrakło.
Zbliżamy się nieuchronnie do sezonu zimowego. To jest czas czarterów czy jesiennych city-breaków?
To jest pytanie przede wszystkim do pasażerów. Jeżeli będzie nam się żyło lepiej w kraju, będziemy lepiej zarabiać i będziemy mieć więcej kasy do wydawania, to pokazał już ten sezon turystyczny. Wszyscy mieliśmy czartery na poziomie 2019 roku, jeszcze przed pandemią, czyli było super. To nie jest akurat pochodna, gdzie czarter zostanie podstawiony, bo tak naprawdę podróżni muszą mieć kasę i chęć latania. Jak będą takie zasoby i nasze społeczeństwo będzie się bogacić, to każdy z portów będzie miał dodatkowe czartery. Naturalną koleją rzeczy jest, że najpierw dostajemy takie typowe czartery jak Turcja, Egipt i Grecja, bo to jest masówka. Im dalej w las i im więcej będziemy się bogacić, to zaczną się pojawiać egzotyki na długich dystansach. I nie ma co się obrażać, że najpierw pojawiają się w Katowicach, bo tam jest największy rynek. W połączeniu z krakowskim daje nam osiem, a nawet dziesięć milionów ludzi. W Warszawie natomiast żyje najwięcej najbogatszych Polaków. Przyjdzie w pewnym momencie kolej też na porty regionalne, takie jak Gdańsk i pod tym względem mamy takie zdrowe podejście. A to, że LOT szuka też zarobku na cargo i czarterach, to bardzo dobrze dla ich finansowej kondycji.
Gdańsk jest na wyraźnej ścieżce wzrostu. Co można jeszcze poprawić?
Wszyscy jesteśmy teraz na zielono. Mieliśmy w minionym roku 5,5 mln obsłużonych pasażerów, a teraz będziemy mieć 5,7 mln. Mam nadzieję, że w przyszłym pobijemy kolejny rekord i obsłużymy 6,3 mln, a może nawet 6,4 mln podróżnych. Rozwijają nas pasażerowie. Niestety ubolewam jeszcze nad tym, że głównymi motorami wzrostu są niskokosztowce. Nie ma jednak co nad tym płakać. Linie tradycyjne są jeszcze w pewnym odwrocie i wychodzą dopiero z tego kryzysu, ale to jest związane znowu z pasażerami, pracą online i korporacjami, które ograniczyły ten ruch. On jednak wróci, tak jak wraca biznes. Niemniej tanie linie włączyły turbodoładowanie i całe szczęście z drugiej strony, bo pamiętajmy, że one nas teraz ratują. Gdyby cały rynek siadł o 20 proc. to byłoby słabo. Mam nadzieję, że linie sieciowe wrócą do tego, co było kiedyś.
Jak Pan ocenia przejęcie 20 proc. udziałów SAS przez holding Air France-KLM?
SAS jest w kryzysie i szuka drogi wyjścia z tego kryzysu. Jeśli przejście do sojuszu SkyTeam jest rozwiązaniem, to jak najbardziej. Mam jednak za mało danych. To jest też ciekawe dla naszych wszystkich portów regionalnych, bo ja jeszcze niedawno w 99 proc. byłem w Star Alliance, bo miałem LOT, Lufthansę i SAS. Modliłem się o KLM, żeby ktokolwiek inny wszedł i teraz nagle się okaże, że zaraz będę cały w SkyTeam, bo być może wejdzie do Gdańska Air France. To tylko pokazuje, jaki ten rynek jest ciekawy. To dobrze, że linie lotnicze tak szukają swojej niszy i lepszego bytu. Tak właśnie trzeba robić. Strategie trzeba zmieniać, a dobrym takim przykładem są Finnair. Byli sfokusowani na Wschód i wszystko układało się pięknie, ale kto by tam przewidział, że putin zaatakuje Ukrainę. Nagle odwraca im się biznes i staje na głowie. Musieli wymyśleć nowe rozwiązania w ciągu dwóch lat. I oni to wymyślili. Czapki z głów! To pokazuje jaka ta nasza branża lotnicza jest zmienna i jak trzeba być elastycznym, szukać cały czas czegoś nowego. Inny przykład z Grecos. Touroperator, który wydawało się, że chwycił Pana Boga za nogi, ale wybuchły pożary i okazało się, że słowo dywersyfikacja jest lepsze niż koncentrować się tylko i wyłącznie na świetnym rynku greckim. Kiedy tylko pojawią się tam pożary, to jednak Grecos ma od razu problemy.