– Gdyby te wszystkie osoby, które są na B2B miały umowy o pracę, musielibyśmy wydać 170 mln złotych. Konkurencja jest bezwzględna. Po roku działalności w takich warunkach LOT by upadł – powiedział dzisiaj podczas komisji sejmowej poświęconej sytuacji w PLL LOT Rafał Milczarski, prezes przewoźnika.
Wiceprzewodniczący komisji Stanisław Żmijan narzekał, że w sumie nie wiadomo, kto sprawuje bezpośrednią kontrolę nad LOT-em. Była to refleksja pod słowach zastępcy dyrektora departamentu skarbu KPRM-u Marcina Izdebskiego, który stwierdził, że po powstaniu Polskiej Grupy Lotniczej, LOT nie podlega już bezpośrednio pod premiera. Mikołaj Wild, sekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury twierdził natomiast, że jego ministerstwo działa jako regulator, a prezes rady ministrów wykonuje uprawnienia właścicielskie. To przed kim bezpośrednio odpowiada zarząd LOT-u? Nie wyjaśniono.
Pompa niezgodyJedną z poruszonych kwestii była zrzutka pasażerów na wymianę filtra paliwowego do Dreamlinera. Prezes LOT-u Rafał Milczarski zarzucił mediom manipulacje i stwierdził, że nie powinno się mieszać tej sprawy z dyskusją o bezpieczeństwie naszego narodowego przewoźnika. – Wyrażam ubolewanie, że doszło do takiej sytuacji, ale pragnę podkreślić, że kwestia bezpieczeństwa jest dla nas najważniejsza – powiedział Milczarski.
Na zarzut posła Cezarego Grabarczyka, że prezes spółki się uśmiechał, gdy poseł mówił o pompie, dzierżący stery LOT-u odparł: – Uśmiechałem się ze smutkiem.
Niestety, tego typu wymiany zdań było podczas komisji więcej.
Do sprawy odniósł się też kapitan Andrzej Kawalec z zarządu Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych. Zapytał on prezesa Milczarskiego o to, czy ten się zastanawiał jak to możliwe, że jego pracownik szukał nerwowo pieniędzy na wymianę filtra? Czy to jest normalne i czy nie stawia to pod znakiem zapytania doniesień o świetnych wynikach finansowych spółki? W rozmowach kuluarowych przedstawiciele związków sugerują, że LOT w ramach oszczędności nie podpisał odpowiednich umów z lotniskami. Odpowiedź na pytania Kawalca nie padła.
Zarzuty bez odpowiedziPrezes Milczarski twierdził, że zrobił bardzo dużo, by dogadać się ze związkowcami. Podał, że do kwietnia 2017 roku spędził 2,5 miesiąca swoich godzin pracy na rozmowach z przedstawicielami pracowników. Nie przyniosło to pożądanych skutków. Wtórował mu minister Wild, który przypomniał, że związki dostały ofertę 25-procentowego udziału w wynikach gotówkowych spółki. Oferta została odrzucona.
Przedstawiciele związków nie odnieśli się do tego. Sami zaatakowali podobnym zarzutem.
Wczoraj po rozprawie sądowej w sprawie legalności referendum strajkowego, ze strony pracowniczej miała paść propozycja ugody. Władze LOT miały jej odmówić. Również i w tym przypadku druga strona zbyła milczeniem argumentację adwersarza.
Czy spółka może działać inaczej?Prezes Milczarski zwracał kilkakrotnie uwagę, że spółka miała fatalne wyniki finansowe. Potrzebowała więc reform. – Działamy na rynku, na którym nie możemy sobie pozwolić na „klasyczne” działania. Gdyby te wszystkie osoby, które są na B2B miały umowy o pracę, musielibyśmy wydać 170 mln złotych. Konkurencja jest bezwzględna. Po roku działalności w takich warunkach LOT by upadł – stwierdził prezes.
Minister Wild przypomniał, że zgodnie z wyrokami Sądu Najwyższego nie ma możliwości do powrotu do regulaminu wynagrodzeń z 2010 roku. Wiceprzewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego Agnieszka Szelągowska odparła na to: – Nie chodzi nam tylko o pieniądze, ale i o to, jak się traktuje pracowników. Zwróciła również uwagę na to, że podwyżki w postaci 40 mln złotych nie były podwyżkami a zmianą zaszeregowania. – Gdyby nie wyniki spółki, to tych zmian by nie było. Owszem podwyżek nie było, ale te zmiany zaszeregowania – to, że I pilot po latach stał się kapitanem i zarabia o ponad 50% więcej – to jest możliwe tylko dzięki wynikom finansowym – replikował Milczarski.
Monologi zamiast dialoguPosiedzenie komisji było zbiorem monologów. Często nie odnoszono się do zarzutów czy pytań. Posłowie zadawali czasem pytania, które nie wiadomo było, czemu służą. Jeden z nich zastanawiał się, co stoi za wyborem lotniska zapasowego i kto odpowiada za sprowadzenie samolotu na lotnisko (sic!). Inna posłanka opowiadała z kolei, jak bardzo się cieszy z przywrócenia połączenia Krakowa z Chicago: – Bo możemy latać na chrzciny i śluby naszych krewnych zza Atlantyku – zachwalała.
Jeżeli dialog o Locie ma wyglądać tak jak podczas dzisiejszego posiedzenia komisji sejmowej, to sytuacja w spółce będącej „srebrem rodowym państwa polskiego”, jak to określił poseł Grabarczyk, jeszcze długo będzie nie najlepsza – delikatnie rzecz ujmując.
Strajk przyniósł spółce 15 mln zł strat – wedle władz – lub 70-80 mln zł – wedle związków. Czasy prosperity kończą się, bo paliwo lotnicze, które stanowi jedną trzecią kosztów działalności linii, nie stanieje jeszcze przez jakiś czas, a pilotów brakuje niezmiennie od lat. Jeżeli LOT chce bez szwanku przejść przez czasy gorszej koniunktury, to musi uporządkować sprawy wewnątrz spółki. Na razie się na to nie zanosi.