Jak wynika z raportu zamówionego przez łódzkie lotnisko, zbazowanie tylko jednego bombardiera Q-400 należącego do PPL LOT mogłoby dać otworzenie dwunastu kierunków, które byłyby w stanie wygenerować do 140 tys. pasażerów rocznie. O sprawie poinformował łódzki dodatek Gazety Wyborczej.
Wedle analizy opłacalności dokonanej przez brytyjską firmę doradczą UBM Aviation, na lotnisku w Łodzi mógłby bazować jeden z dwunastu Q-400 należących do PLL LOT. Zdaniem specjalistów latający z Lublinka siedem dni w tygodniu samolot mógłby pomóc przewoźnikowi i lotnisku poprawić swoje wyniki.
Wszyscy będą zadowoleni?Ponad sto kilkadziesiąt tysięcy podróżnych dla łódzkiego portu byłoby znaczącym zastrzykiem klientów. W 2018 roku lotnisko to obsłużyło niespełna 220 tys. pasażerów. Jak przekonuje przedstawiciel portu, LOT mógłby zyskać rentowne połączenia, tak istotne w dobie skaczących cen paliw. – Średnie obłożenie na trasach poniżej 1000 km obsługiwanych przez LOT wynosi około 72 procent. Dla nas asekuracyjnie przyjęto obłożenie na poziomie 65 procent, a mimo tego propozycja i tak spina się finansowo – mówi Artur Fraj, dyrektor handlowy łódzkiego lotniska.
Fraj wyjaśnia GW, że przewidywane dla Łodzi 65 procent obłożenia wynika m.in. z analizy popularności połączeń, które do tej pory realizowały z Łodzi tradycyjne linie lotnicze: SAS, Adria i Lufthansa. Brano pod uwagę obłożenie samolotów w pierwszym roku funkcjonowania połączenia.
Brytyjczycy zasugerowali, że LOT powinien rozpocząć rejsy do: Kijowa (4 razy w tygodniu), Frankfurtu (4 razy w tygodniu), Budapesztu (3 razy w tygodniu), Pragi (2 razy w tygodniu), Wiednia (2 razy w tygodniu), Kopenhagi (2 razy w tygodniu), Wilna (2 razy w tygodniu), Berlina (2 razy w tygodniu), Dusseldorfu (2 razy w tygodniu), Bukaresztu (2 razy w tygodniu), Zurychu (2 razy w tygodniu) oraz Wenecji (raz w tygodniu).
Władze lotniska wystąpiły w pierwszej kolejności do Urzędu Marszałkowskiego Województwa Łódzkiego, by ten wsparł inicjatywę pieniędzmi z kasy sejmiku. Reklamowanie regionu za pomocą linii lotniczych nie jest niczym nowym, choćby
dziś pisaliśmy o takich działaniach w zachodniopomorskim.
– To byłaby relacja typu win-win. Region zyskałby świetną platformę promocyjną, a LOT zachętę finansową do tego, żeby latać z łódzkiego lotniska – wyjaśnia Fraj.
Co na to LOT?– Z LOT-em będziemy się widzieć na targach lotniczych Connect, które w najbliższą środę zaczynają się na Sardynii. Mamy już umówione spotkanie, na którym przedstawimy swoją propozycję – mówi Robert Makowski, kierownik Działu Rozwoju Połączeń i Biznesu łódzkiego lotniska.
Jak zauważa GW, widać w tym podejściu zasadniczą zmianę w stosunku do kontaktów z LOT-em, ponieważ do tej pory miały one tylko formę rozmów bezpośrednich pomiędzy prezes Anną Miderą a prezesem LOT-u – Rafałem Milczarskim. – Jako że udziałów w naszym lotnisku nie posiada Przedsiębiorstwo Państwowe Porty Lotnicze zdecydowaliśmy, że spróbujemy z przewoźnikiem kontaktu biznesowego na poziomie "route plannerów" [osób odpowiedzialnych za siatki połączeń lotniczych – przyp. red.] stosowanego przez lotniska zagraniczne – wyjaśnia Fraj.