We flocie LOT-u pozostaną samoloty z różnych segmentów, pozwalające na elastyczne dopasowanie pojemności samolotu do potoków pasażerskich w danym kierunku – mówią przedstawiciele przewoźnika. Niewykluczone jednak, że w przyszłości firma pozbędzie się samolotów turbośmigłowych. Największym bieżącym wyzwaniem jest dla LOT zorganizowanie zastępstwa za uziemione Boeingi 737 MAX 8.
Według dyrektora Biura Siatki Połączeń w Polskich Liniach Lotniczych LOT Roberta Ludery flota jest jednym z atutów przewoźnika. Choć z jednej strony efektywność kosztowa małych samolotów jest niższa, niż Boeingów 737/Airbusów A320 o dużej pojemności, kursujących w tanich liniach lotniczych, to posiadanie mniejszych samolotów pozwala na otwieranie często kursujących połączeń do mniejszych portów w Europie Środkowej i Wschodniej, takich jak Koszyce, Lwów, Połąga, Charków czy Kluż. – Staramy się jednak, by na każdej trasie krótkodystansowej było nie mniej, niż 4-5 kursów tygodniowo – zapewnia Ludera.
Ostatnie działania flotowe LOT-u miały na celu wzmocnienie najmniejszego do tej pory segmentu: największych samolotów wąskokadłubowych (Boeing 737). – Pod koniec okresu restrukturyzacji, w 2015 r., mieliśmy tylko 3 Boeingi 737-400. Tymczasem dopiero ten typ samolotu jest w stanie efektywnie obsługiwać połączenia przeznaczone dla pasażerów lecących w celach wypoczynkowych. Koszt miejsca w takiej maszynie jest konkurencyjny na kierunkach wakacyjnych, quasi-czarterowych – wyjaśnia dyrektor.
Co w zamian za Embraery? Polski narodowy przewoźnik planuje też zastąpienie 34 eksploatowanych obecnie Embraerów nowymi typami maszyn. – Trwają analizy, w którym kierunku pójść. Pewne jest, że będziemy chcieli utrzymać flotę samolotów regionalnych, tzn. mniejszych od 737 – mówi Ludera. Jak uzasadnia, specyfika siatki połączeń LOT wskazuje na konieczność posiadania mniejszych samolotów. Umożliwiają one utrzymywanie dużej częstotliwości połączeń do mniejszych portów, takich jak Koszyce, Zaporoże, Połąga czy Kowno. Rozważane możliwości to pozyskanie kolejnej generacji Embraerów lub Airbusów A220. – To interesujące samoloty o odpowiedniej dla potrzeb PLL LOT wielkości, a do tego ekonomiczne i ekologiczne – odpowiadające na potrzeby środowiskowe. Ponadto śledzimy rynek i chcemy być świadomi korzyści i kosztów ewentualnego zaangażowania się w nowy model samolotu wąsko- czy szerokokadłubowego – deklaruje dyrektor Biura Siatki Połączeń. Jak dodaje, nie jest pewne, czy docelowo we flocie LOT pozostaną samoloty turbośmigłowe: ekonomika nowej generacji Regional Jetów pozwala, zdaniem Ludery, na myślenie o zastąpieniu Bombardierów Q400 takim właśnie samolotem.
Przy unowocześnianiu floty LOT bierze pod uwagę jeszcze jeden aspekt. Wprawdzie wśród polskich pasażerów nie da się jeszcze zauważyć znanego z państw skandynawskich „
wstydu przed lataniem”, jednak hałas generowany przez samoloty przekłada się wprost na przepustowość zwłaszcza w godzinach nocnych. – W godzinach nocnych na Lotnisku Chopina nie ma już sztywnego limitu operacji, lecz system „punktów hałasowych”. Jeśli zastąpimy bardziej hałaśliwy model samolotu mniej hałaśliwym, możemy wykonać np. 4 operacje zamiast jednej – wyjaśnia Ludera. Osobna kwestia to opłaty za emisję dwutlenku węgla. – Nigdy nie były one tak drogie, jak obecnie. Odczuwamy to w naszych kosztach. Ekologia ma dla nas znaczenie może nawet bardziej niż dla przeciętnego pasażera. Również dlatego latamy coraz cichszymi i bardziej ekologicznymi samolotami – tłumaczy dyrektor LOT.
Uziemienie MAX-ów: ratunek w wynajmie LOT musi radzić sobie jednak również z tymi czynnikami, na które nie ma wpływu. Jednym z nich było
przymusowe uziemienie Boeingów 737 MAX 8. – Chcemy przewieźć w tym roku powyżej 10 mln pasażerów i osiągnąć kolejny rekord. Cała ta sytuacja utrudnia nam osiągnięcie tego celu. Decyzja należy jednak do regulatorów europejskich i amerykańskich. Nasze samoloty wrócą jednak na siatkę dopiero wówczas gdy zostaną ponownie zweryfikowane i będziemy mieli stuprocentową pewność, że są bezpieczne – deklaruje Ludera.
– Wierzymy jednak, że to kwestia tymczasowa. Docelowo MAX-y będą latały w naszej flocie, tworząc przewagę konkurencyjną LOT-u – kontynuuje dyrektor. Obecnie w dyspozycji polskiego narodowego przewoźnika znajduje się 5 maszyn tego typu. – Gdy zakończy się obecny okres niepewności, w przyszłym roku będziemy mieli już 15 tych maszyn. Na tej podstawie będziemy planowali siatkę – wyraża nadzieję ekspert ds. planowania siatki połączeń w LOT Krzysztof Siemiński.
Na razie LOT podejmuje działania w celu utrzymania siatki połączeń. – By zastąpić uziemione MAX-y, LOT wypożycza maszyny wraz z załogą od litewskiego przewoźnika GetJet. – Nie opieramy jednak na takich działaniach naszej strategii. To taktyczne działanie, zaspokajające doraźne potrzeby flotowe – zastrzega dyrektor. Nie udało się, niestety, uniknąć konieczności dostosowań częstotliwości połączeń: na wybranych kierunkach (m.in. Norymberga, Hanower, Luksemburg) LOT musiał tymczasowo obniżyć częstotliwość z 12 do 9 rejsów tygodniowo.