PLL LOT stoi przed decyzją o pozyskaniu nowych samolotów. Szef spółki podkreśla, że część z obecnie użytkowanych maszyn nie spełnia już wymagań przewoźnika w zakresie oszczędności paliwa i ekologii. Q400 już są wycofywane, a za 5 lat pożegnamy obecnie użytkowane embraery. Jakich samolotów będzie potrzebował LOT?
Pandemia i problemy Boeinga z B737 MAX sprawiły, że PLL LOT porzucił swoje wcześniejsze plany związane z rozbudową floty.
Narodowy przewoźnik zrezygnował z odebrania dwóch ostatnich boeingów 787-9 Dreamliner oraz 10 boeingów 737 MAX 8.
Do skutku nie doszły także planowane przejęcia samolotów bo brazylijskim Azul.
Milczarski: LOT określił oczekiwania Kilka dni temu informowaliśmy o tym, że
LOT rozesłał zapytania w sprawie zamówienia na maszyny regionalne i ponadregionalne. – To przejaw naszej odpowiedzialności za zrównoważony rozwój – komentuje prezes przewoźnika Rafał Milczarski. Jednym z głównych czynników decydujących o wyborze dostawcy ma być bowiem niższe niż w obecnie eksploatowanych maszynach zużycie paliwa.
Prezes podkreśla, że proces wymiany floty będzie długotrwały. – Analizy, które musimy w tym celu wykonać, są niezmiernie skomplikowane – stwierdził. LOT określił już oczekiwania co do konfiguracji nowych maszyn, ich wskaźników operacyjnych i wskaźników oszczędności paliwa. Choć Milczarski nie podaje dalszych szczegółów, twierdzi, że podawane wcześniej liczby (60-80 samolotów) nie są zgodne z prawdą. Kilka miesięcy temu o konieczności zakupu ok. 50 samolotów mówił jednak Maciej Wilk z zarządu PLL LOT.
– W segmencie wąsko- i szerokokadłubowym mamy najlepsze samoloty, jakie można sobie wyobrazić. Jeśli chodzi o sektor regionalny, embraery są wprawdzie niezwykle udanymi samolotami, ale technologia ich silników nie spełnia naszych wymagań w zakresie oszczędności paliwa oraz ekologii – deklaruje Milczarski. Obecnie posiadane embraery pozostaną w eksploatacji jeszcze przez ok. 5 lat. – Aby rozwijać się świadomie, musimy myśleć o ich wymianie z odpowiednim wyprzedzeniem – zaznacza.
Jakich samolotów potrzebuje LOTWydaje się, że najmniej problemów LOT ma z flotą do obsługi tras długodystansowych. Dreamlinery są nowe i dobrze spełniają swoje zadanie. Sprawa komplikuje się jednak bardziej w przypadku samolotów średniego zasięgu o dużej pojemności. Przed katastrofami boeingów 737 MAX odebrano tylko jedną trzecią z planowanej liczby maszyn. Przewoźnik mógłby do tego wrócić, ale ciągle
pozostaje w sporze z amerykańskim producentem. Alternatywą mogłyby być A320neo i A321neo. W przypadku samolotów średniego zasięgu mamy do dyspozycji A220-300 oraz embraery E195-E2. W mniejszym wariancie w grę mogłyby wchodzić A220-100 i E190-E2.
– LOT potrzebuje przede wszystkim odnowienia szeroko rozumianej floty regionalnej, w segmencie od ok. 120 do ok. 180 miejsc, a może nawet ponad 200. Obecne plany wskazują, że LOT chce całkowicie zrezygnować z segmentu poniżej 100 miejsc obsługiwanego przez Q400 i embraery 170/175. Z jednej strony ujednolicenie i zwiększenie średniej pojemności we flocie to ekonomicznie uzasadnione decyzje, bo znacznie obniżają koszty jednostkowe i skomplikowanie floty. Z drugiej strony jednak zawsze powstaje pytanie o to, czy nie wymusi to likwidacji mniej obłożonych tras, które obecnie są ważną niszą dla LOT-u w kontekście ruchu transferowego – komentuje Dominik Sipiński, analityk lotniczy ch-aviation i Polityki Insight.
Wymiana floty w najbliższych latach jest oczywiście pożądana, ale jej planowanie z myślą o siatce połączeń w perspektywie 10 czy więcej lat może być trudne m.in. z uwagi na nieprzewidywalne długoterminowe skutki rosyjskiej inwazji na Ukrainę dla potencjału biznesowego regionu.
Szansa dla Airbusa– Airbus na pewno będzie zabiegał o kontrakt, a napięte relacje z Boeingiem mu sprzyjają. Europejski producent ma też przewagę w postaci pełnego portfolio samolotów – dla LOT-u szczególnie atrakcyjna mogłaby być rodzina A220, zwłaszcza, jeśli Airbus zdecydowałby się na produkcję wariantu -500 – zauważa Sipiński. Dodaje przy tym, że wybór Airbusa zrodziłby pytanie o to, co dalej z tymi MAX-ami, które LOT już ma, bo dla linii tej wielkości mieszanie dwóch typów samolotów wąskokadłubowych nie jest zbyt rozsądne.
W październiku ubiegłego roku o tym, że
LOT z zainteresowaniem przygląda się ofercie Airbusa, mówił prezes spółki. – Z pewnością chcemy, by samoloty niskoemisyjne, takie jak embraer E2 czy Airbus A220-100, A220-300 lub nieistniejący jeszcze A220-500, były istotną częścią naszej floty – zapewniał wówczas Milczarski.
Rośnie rola ekologii Od czasu rozpoczęcia dyskusji o nowej flocie LOT istotną rolę odgrywa aspekt efektywności nowych samolotów i ich przyjazności dla środowiska. Prezes narodowego przewoźnika podkreślał kilka dni temu, że
wymiana floty na mniej paliwożerną będzie oznaczała mniejsze koszty paliwa i emisje. Zaznaczał przy tym, że system opłat w ramach EU ETS czy systemu CORSIA jest niesprawiedliwy i ogranicza konkurencyjność linii europejskich, ale nie zmienia to faktu, że koszty środowisko trzeba brać pod uwagę.
– Mniejsze zużycie paliwa to mniejsze emisje i równocześnie niższe koszty finansowe – bo koszty środowiskowe linii lotniczych wciąż niestety są ignorowane przez regulatorów i przewoźnicy ponoszą je w nieodpowiednim stopniu. Miejmy nadzieję, że z czasem przewoźnicy zostaną zmuszeni do ponoszenia pełnych kosztów środowiskowych, co oczywiście jeszcze bardziej zwiększy znaczenie paliwooszczędnych silników. Ale ekologia ma też inny wpływ na flotę, bo priorytetyzacja ruchu kolejowego na krótkie, a docelowo także średnie dystanse zmniejsza zapotrzebowanie na mniejsze samoloty, co pozwala odejść od 80-miejscowców – podsumował Dominik Sipiński.