PLL LOT, podobnie jak wielu przewoźników w Europie i na świecie, zmaga się ze skutkami kryzysu. Spółka na razie nie otrzymała wsparcia publicznego, ale szykuje się do wznowienia lotów międzynarodowych. Czeka ją także dalszy ciąg rozmów w sprawie rat leasingowych.
Na początku czerwca pojawiła się informacja o tym, że Polska Grupa Lotnicza (PGL) powołała do życia spółkę LOT Polish Airlines, która od razu została powiązana z możliwością przeprowadzenia kontrolowanej upadłości przewoźnika. O takim scenariuszu mówiły m.in. związki zawodowe pozostające w sporze z LOT-em w związku z planowaną redukcją wynagrodzenia.
Sam przewoźnik zdementował te informacje. – Nie są nam znane spekulacje o rzekomej upadłości PLL LOT, a jeśli takie rzeczywiście występują, to w żaden sposób nie są uprawnione – mówił wówczas Michał Czernicki, rzecznik prasowy LOT. Wypowiedzi o upadłości dementował także Jacek Sasin pełniący funkcję ministra aktywów państwowych.
Rzeczni LOT dodawał przy tym, że w skład PGL i grupy LOT wchodzi obecnie osiem spółek zależnych, mających „LOT” w nazwie. Jedną z nich ma być właśnie LOT Polish Airlines, która wg oficjalnych informacji powstała „w ramach porządkowania działalności operacyjnej”. Dokładne plany PGL wobec nowego podmiotu nie są znane, ale zdaniem ekspertów i komentatorów rynku lotniczego może ona być elementem nacisku na kooperantów w tych trudnych dla lotnictwa czasach.
LOT Polish Airlines – Kontrolowana upadłość nie jest niespotykanym zjawiskiem w branży lotniczej, ale trzeba sobie zdawać sprawę, że jest niesłychanie kosztowna, skomplikowana i czasochłonna. To nie jest tak, że w jednej firmie w poniedziałek gasimy światło, a we wtorek druga firma działa jak gdyby nigdy nic. Operacja taka jest także trudna do wyjaśnienia z punktu widzenia PR. Dla większości Polaków hasła „upadłość” czy „bankructwo”, nawet jeśli kontrolowane, mają wydźwięk negatywny i kojarzą się, choć niesłusznie, z zaprzestaniem działalności w ogóle – mówi Adrian Furgalski, prezes zarządu Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Powołanie nowej spółki może świadczyć o tym, że LOT przygotowuje się na różne warianty rozwoju sytuacji, a to dobrze. – Wariant upadłościowy jest dla mnie na chwilę obecną mało prawdopodobny ze względu na skutki polityczne. Rządzący przekonywali, że to poprzednicy prowadzili firmę do upadłości, a teraz sami mieliby ją przeprowadzić, choć oczywiście nie wiązałoby się to z zaprzestaniem działalności – podkreśla przedstawiciel ZDG TOR.
Problem z leasingiem Oczywiście nikt nie chce otwarcie mówić o kooperantach, ale nie jest tajemnicą, że po stronie kosztów przewoźnika największe znaczenie mają, w uproszczeniu: paliwo, raty leasingowe za samoloty oraz pracownicy. W przypadku LOT-u niemal cała flota jest leasingowana. – Leasing stanowi drugie po paliwie największe obciążenie kosztowe, to jest ok. 12 proc. kosztów ogółem. Mówimy o niebagatelnej kwocie pół miliarda złotych. Mam sygnały z rynku, że leasingodawcy rozbestwili się skalą deklarowanej pomocy publicznej dla przewoźników i są mało skłonni do negocjacji cenowych – dodaje Furgalski.
To stawia każdego przewoźnika w trudnej sytuacji. – Z kontraktów na zakup lub leasing samolotów nie jest normalnie łatwo się wycofać – grożą za to co najmniej wysokie kary umowne. W tych nienormalnych czasach negocjacje są siłą rzeczy bardziej elastyczne, ale nadal skomplikowane, a prawo zwykle jest po stronie producenta samolotów. Warto zwrócić uwagę, że niedawno szef Airbusa wprost zagroził pozwom liniom, które bez negocjacji wycofują się z zamówień i odbiorów – komentuje Dominik Sipiński, analityk lotniczy ch-aviation i Polityki Insight.
Obecnie negocjacje z firmami leasingowymi dotyczące zawieszenia lub obniżenia rat prowadzi wiele przedsiębiorstw z branży. Lessorom nie zależy raczej na doprowadzeniu linii lotniczych do bankructw – takie podejście przypominałoby ścinanie gałęzie na której się siedzi, poza tym i w obecnych czasach i tak mogłoby zabraknąć chętnych na wynajem samolotów. Firmy chcą jednak otrzymać chociaż część należnych im pieniędzy.
– Dlatego dużą rolę odgrywa zaufanie między przewoźnikiem i leasingodawcą oraz wiara właścicieli samolotów w przyszłość przewoźnika. Jeśli mają oni poczucie, że przewoźnik odbije się po kryzysie, to bez problemu zgodzą się na ustępstwa i np. odroczenie spłat. Jednym z popularnych rozwiązań jest przejście na kontrakty power-by-the-hour, w których linia płaci raty leasingowe w zależności od wykorzystania samolotu („na godziny”), a nie stałą, miesięczną stawkę – mówi Sipiński. – W tym kontekście zapowiedzi pomocy publicznej dla LOT-u są raczej korzystne pod względem negocjacji z lessorami, bo dają im nadzieję, że LOT będzie miał środki w przyszłości – dodaje.
– Do zakończenia rozmów z leasingodawcami nie komentujemy ich przebiegu – mówi Michał Czernicki, rzecznik prasowy PLL LOT. W przypadku naszego narodowego przewoźnika dochodzi jeszcze kwestia zamówionych Boeingów 737 MAX 8, które po serii tragicznych wypadków ciągle są uziemione. W tym zakresie LOT także nie jest gotowy na szczegółowe odpowiedzi, ale podkreśla, że jest w stałym kontakcie z producentem.
Kiedy pomoc publiczna?Jak pisała
kilka dni temu „Rzeczpospolita”, wniosek o udzielenie pomocy publicznej LOT jeszcze nie został do Brukseli wysłany. Ciągle nie są też znane straty jakie poniesie spółka – to dość oczywiste bo do powrotu do normalności ciągle jest bardzo daleko. We wspomnianym tekście Jacek Krawczyk podkreśla, że jeśli nie ma palącej potrzeby to zwlekanie z wnioskiem nie jest błędem.
– W obecnej sytuacji gdzie lotnictwo przestało praktycznie funkcjonować i z którą nikt nigdy nie miał do czynienia, trzeba być przygotowanym na rozmaite scenariusze, żeby życie niczym nie było nas w stanie zaskoczyć. Najprostszym byłoby przygotowanie pakietu pomocy rządowej i nie sądzę by były z tym problemy finansowe. Być może jest jednak obawa, że choć KE poluzowała zasady akceptowania takiej pomocy to nie puszcza wszystkiego bezkrytycznie, a LOT w teorii jest w okresie zakazu kolejnego wsparcia rządowego – zauważa Furgalski. – W okresie mocnego wygaszenia operacji lotniczych zmiany strukturalne na pewno łatwiej przeprowadzić bez szkody dla rynku o ile rzecz jasna są dobrze przygotowane – dodaje.
Z przedłużaniem okresu szykowania wniosku o zatwierdzenie pomocy publicznej nie można jednak przesadzić. – Biorąc pod uwagę planowane otwieranie granic, wznawianie kolejnych lotów i potrzeby finansowe LOT z tym związane, wsparcie finansowe powinno trafić do firmy najpóźniej w lipcu – uważa Furgalski. Przypomina także, że sama pomoc to nie wszystko. Jego zdaniem jak najszybciej powinny zostać zniesione zapisy o połowie miejsc zajętych. – Są one najzwyczajniej w świecie zabójcze dla finansów firmy już teraz, a co dopiero w przypadku uruchamiania kolejnych połączeń poza granice Polski – wyjaśnia.
Przewoźnik nie chce komentować kwestii wsparcia rządowego i podkreśla, że ma w tej chwili także wiele innych spraw na głowie. – Obecnie
koncentrujemy się nad dostosowywaniem struktury operacyjnej i floty do funkcjonowania w nowych warunkach spowodowanych pandemią wirusa SARS-CoV-2 – informuje rzecznik LOT. Jak na razie i tutaj szczegóły nie są jednak znane. W ostatnim czasie zniesione zostały obostrzenia związane z podróżami międzynarodowymi, więc LOT intensywnie pracuje nad nową siatką. Od początku czerwca lata jedynie na wybranych trasach krajowych.
Na razie musimy więc czekać na szczegółowe informacje o planie wsparcia LOT i jego dalszych losach. – Ciężko mówić w obecnej sytuacji o optymizmie w odniesieniu do branży. Jestem przekonany natomiast, że samoloty z żurawiem na ogonie nie znikną z polskiego nieba i wybrany zostanie właściwy wariant wyjścia z trudnej sytuacji – podsumowuje Furgalski.