Rafał Milczarski obszernie przedstawił stanowisko władz firmy wobec strajków oraz niekorzystnych wyników kontroli Państwowej Inspekcji Pracy. W rozmowie z Polską Agencją Prasową podtrzymuje zasadność domagania się od związków prawie dwóch milionów odszkodowania i stwierdza, że kieruje nim tylko dobro spółki.
Ostatnie dni dla LOT-u to wyjątkowo gorący okres. Milczarski nie odniósł się co prawda do kolejnego
awaryjnego lądowania samolotu linii, ale dziennikarzy interesowały bardziej spory prawne. Szczególnie intrygujące jest
pismo przedsądowe, jakie przedstawiciele zarządu spółki wystosowali do trzech związków zawodowych. Prezes powtórzył to, co znalazło się w piśmie. Na pytanie,
które pada i w naszym tekście, o sposób wyliczenia kwoty 1,7 mln złotych, na jaką spółka wyceniła swoje straty
w związku z zapowiedziami strajku, do którego
nie doszło, odpowiada lakonicznie „Na podstawie strat, jakie odnotowaliśmy w sprzedaży biletów.” Najprawdopodobniej więc dopiero podczas ewentualnej rozprawy sądowej dowiemy się więcej.
Odnosząc się do
wyroku Sądu Apelacyjnego, który uchylił decyzję Sądu Okręgowego o zabezpieczenie uniemożliwiające strajk, Milczarski zauważył, że sąd nie wypowiedział się co do samej legalności strajku a w „uzasadnieniu jest mowa o tym, że jeśli zastrajkują, to zarząd LOT zawsze będzie mógł w przyszłości dociekać swoich roszczeń, gdyby sąd uznał referendum i strajk za nielegalny.” Co to oczywiste stwierdzenie zmienia w całej sprawie, prezes nie wyjaśnił.
Milczarski zapowiedział również odwołanie od uznania przez PIP zwolnienia przewodniczącej największego ze związków pracowników LOT-u za
łamiące przepisy oraz od
nałożenia na LOT Crew kary za nielegalne prowadzenie działalności pośrednictwa pracy. Kwestię zalecenia zamiany umów cywilno-prawnych osób pracujących dla LOT-u na stosunek pracy skomentował zapowiedzią przedstawieniu PIP argumentów „za tym, że umowy cywilnoprawne powinny mieć nadal zastosowanie w LOT.”
Prezes zwrócił się też bezpośrednio do związków „żeby przestały działać wbrew interesowi pracowników i żeby zaczęły akceptować dobre dla pracowników rozwiązania.” I zapowiedział, że „w naszych działaniach będziemy zawsze kierować się dobrem LOT, a nie działać pod dyktando liderów związkowych, których zachowania zdają się być nieodpowiedzialne.”
Przypomnijmy, że działania związkowców spotkały się z szeroką akceptacją pracowników, którzy w referendum zdecydowanie je poparli. Referendum, dodajmy gwoli ścisłości, przez władze LOT-u za nielegalne ze względów formalnych.
Kończąc, Milczarski powiedział: – Mam nadzieję, że pracownikom i współpracownikom LOT-u nie podoba się mieszanie wewnętrznych spraw firmy w polityczny konflikt. Roszczenie w wysokości 1,75 mln zł to jest rachunek dla związków za pierwszą tego typu akcję. Za każde kolejne nielegalne działanie, za każdą stratę spowodowaną nieprzemyślanym i nieodpowiedzialnym działaniem związków zawodowych, zarząd LOT-u przekaże im rachunek do zapłacenia. Będziemy bezwzględnie bronić interesu LOT-u i dążyć do tego, żeby firma nadal dynamicznie się rozwijała.