Załogi Lotniczego Pogotowia Ratunkowego w 2021 roku zrealizowały łącznie 12 444 misje. To roczny rekord w historii 22-letniego istnienia LPR. Śmigłowcami HEMS wykonano 12 088 misji, w tym 10 598 lotów do nagłych zdarzeń oraz 1 490 transportów międzyszpitalnych. Samolotami zrealizowano 356 transportów.
W 2021 roku na pokładach śmigłowców LPR przetransportowano 8 246 pacjentów. Warto jednak zaznaczyć, że liczba wszystkich osób, którym lekarze i ratownicy medyczni/pielęgniarze LPR udzielili pomocy to 10 478, w tym 1 131 dzieci. Podobnie jak w ubiegłych latach najczęstszym powodem wezwań były wypadki komunikacyjne i pomoc ich ofiarom (1 921 lotów). Drugą przyczyną wezwań były udary mózgu (1 813). 1 223 razy załogi wylatywały na pomoc osobom w stanie nagłego zatrzymania krążenia. 711 pacjentów doznało różnego rodzaju urazów, a 596 osób na skutek upadku z wysokości. Ponadto w katalogu powodów wezwań zawierają się m.in.: zawał mięśnia sercowego (461), oparzenie termiczne (291), potrącenie (162), ból w klatce piersiowej (355), duszność (276), napad drgawek (219) czy zasłabnięcie (321).
Śmigłowce HEMS realizując statutowe zadania uzyskały w ubiegłym roku nalot 8 281 godzin. Łączny nalot wszystkich statków powietrznych LPR (uwzględniający loty szkolne czy techniczne) to 12 520 godzin.
Najwięcej misji zrealizowały bazy HEMS:
– całodobowe – w Warszawie (929) i we Wrocławiu (919),
– dyżurujące w godzinach 7-20 – w Opolu (677), w Katowicach (654), w Szczecinie (597), w Łodzi (552) oraz w Ostrowie Wielkopolskim (544).
Biorąc pod uwagę całościową liczbę misji, w ubiegłym roku jedynie 12 proc. stanowiły transporty międzyszpitalne, pozostałe to wezwania do nagłych zdarzeń i zachorowań. Wśród baz HEMS tą, która wykonuje najmniej transportów międzyszpitalnych jest Filia w Łodzi (29). Najwięcej pracy w 2021 roku załogi miały 1 kwietnia. Wtedy to śmigłowce wykonały łącznie 63 misje. Maksymalna liczba wylotów w ciągu jednego dnia wyniosła 12, taki wynik uzyskała załoga w Warszawie.
–
Niewątpliwie powrócił stary model wykorzystywania HEMS, czyli latamy do zdarzeń jako pierwszy i nierzadko jedyny zespół ratownictwa medycznego. Wcześniej dzięki gęstemu rozlokowaniu naziemnych zespołów to karetki raczej pierwsze docierały do pacjentów. Wzrosła też liczba lotów nocnych, dzięki wykorzystaniu noktowizji możemy polecieć bezpośrednio na miejsce zdarzenia – mówi Andrzej Sawicki, pielęgniarz, HEMS Kraków.
–
Był to dla mnie ważny rok. Podczas dyżurów miałem okazję uczestniczyć w misjach, o których było dość głośno w mediach. W pamięci szególnie zapadł mi lot do małego dziecka, które topiło się w szambie. To była bardzo długa i wymagająca akcja ratunkowa. Doskonale pamiętam też wypadek masowy, zderzenie busa z autobusem. Na miejsce przyleciały aż cztery śmigłowce. Przypominam też sobie misję z początku wakacji na autostradę, gdzie doszło do poważnego wypadku. Zabieraliśmy do szpitala dziewczynkę w bardzo ciężkim stanie. Daliśmy z siebie, co mogliśmy, wszystkie ogniwa zadziałały jak trzeba, niemniej z późniejszych informacji wiem, że dziecka nie udało się uratować – wspomina Krzysztof Szymański, ratownik medycznych, HEMS Zielona Góra.
– To był rok, w czasie którego mieliśmy bardzo dużo wylotów do pacjentów z różnego rodzaju urazami. Zwiększyła się liczba lotów do miast, do zdarzeń, do których wcześniej nas nie wzywano. Pandemia koronawirusa przysporzyła nam również pacjentów zarażonych SARS-CoV-2. Były to transporty bardziej wymagające i w mniej komfortowych warunkach. Cały czas zacieśniamy współpracę z dyspozytorniami medycznymi, a także z jednostkami PSP i OSP, które w minionym roku nierzadko dysponowano do izolowanych zdarzeń medycznych – podsumowuje Michał Słomian, ratownik medycznych, HEMS Katowice.
Fot. Piotr Bożyk