Lufthansa stawia na Brukselę. Hub na Afrykę

Realizacja lotów do afrykańskich państw jest trudna, czasami nawet niemożliwa dla wielu przewoźników. Choć wiele państw z drugiego pod względem wielkości kontynentu na Ziemii jest rozwiniętych, kultura lotnicza w wieku miejscach nie jest na takim poziomie, jak obecnie w Europie, Ameryce czy na Dalekim Wschodzie.

Najlepiej lotniczo rozwinięta jest północna część afrykańskiego kontynentu. Do Algierii, Egiptu, Marika czy Tunezji łatwo jest dolecieć. Gorzej wygląda sytuacja w przypadku podróży do krajów Afryki Subsaharyjskiej. W obsłudze lotów do tego regionu z Europy wyspecjalizowały się zaledwie dwie linie lotnicze: Air France i Brussels Airlines. Tak mała podaż przewoźników latających w dół od Sahary wynika z zaszłości historycznych, albowiem Belgowie i Francuzi na masową skalę kolonizowali ten region afrykańskiego kontynentu.

Strzał w „10”

Lufthansa podjęła się ekspansji sieci połączeń na Czarnym Lądzie, lecz za każdym razem poniosła klęskę. Pozycja zarówno belgijskich, jak i francuskich linii lotniczych jest w regionie tak silna, że nawet gigant z Niemiec nie był w stanie zagrozić duopolowi Air France i Brussels Airlines. Fiasko rozwoju sieci tras spowodowało rozpoczęcie działań, które doprowadzą do wykupienia akcji w belgijskich liniach lotniczych, które straciły płynność finansową i którym groziło bankructwo. Przejęcie belgijskiego przewoźnika przez niemiecki koncern lotniczy zaczęło się w 2009 roku, kiedy Lufthansa wykupiła 45 proc. udziałów w liniach z siedzibą w Brukseli, aby siedem lat później przejąć pełną kontrolę na belgijskim operatorem.

Przejęcie Brussels Airlines okazało się strzałem w „10”. Linie z Belgii zostały zintegrowane z siecią połączeń lotniczych Grupy Lufthansy, która w końcu zyskała dostęp do rynku lotniczego subsaharyjskiej Afryki. Brukselki operator posiada obecnie jedną z najbadziej rozwiniętych sieci połączeń lotniczych do państw Czarnego Lądu. Co prawda, nie wszystkie rejsy z Brukseli są bezpośrednie, loty do niektórych destynacji odbywają się w ramach szerszej rotacji, lecz siatka połączeń budzi podziw.

Ze stolicy Belgii na pokładzie airbusów A330 można dolecieć do Abidżanu, Akry, Bandżulu, Bużumbury, Dakaru, Douali, Entebbe, Freetown, Jaunde, Kigali, Kinszasy, Konakry, Kotonu, Lomé, Luandy, Monrowi oraz Wagadugu. Nie licząc Air France, tak rozwiniętej sieci lotniczych połączeń do tego regionu świata nie mają żadne inne linie lotnicze z Europy czy USA.

Hub na Afrykę

Do ww. miast w państwach Afryki Subsaharyjskiej jest obecnie łatwiej się dostać, gdyż wystarczy dokonać jednej rezerwacji za pośrednictwem kanału sprzedażowego linii, które wchodzą w skład niemieckiego holdingu.

Rynek lotów do Afryki, co może niektórych dziwić, jest bardzo lukratywny. Mała podaż lotów oznacza, że bilety lotnicze są drogie, a linie lotnicze na obsłudze tras afrykańskich tylko zarabiają pieniądze. Lufthansa, widząc sukces integracji sieci afrykańskich połączeń Brussels Airlines z własną siatką tras, chce pójść o krok dalej i założyć z United Airlines joint-venture, na podstawie którego brukselski port lotniczy Zaventem stałby się globalnym hubem lotów do Afryki z Europy i Ameryki Północnej.

Amerykańskie i niemieckie linie lotnicze współpracują ze sobą od dłuższego czasu w ramach transatlantyckiego joint-venture. Zawiązanie kolejnego porozumienia o współpracę pogorszy sytuację rynkową, gdzyż innym liniom lotniczym będzie bardzo trudno konkurować z tandemem United Airlines – Brussels Airlines – Lufthansa w obsłudze lotów do Afryki. Jak to zwykle bywa, najbardziej stracą pasażerowie, gdyż ceny biletów lotniczych pójdą do góry.

Rozwój sieci krótkodystansowej Brussels

Dyrektor generalny niemieckiego holdingu wskazał, że Brussels Airlines redukcję sieci krótkich połączeń mają już za sobą. Belgijskie linie mają w najbliższym czasie rozwijać sieci połączeń dowozowych do Brukseli, aby zasilać samoloty latające na dochodowych trasach do Afryki Zachodniej i Środkowej.