W czterodniowym referendum w sprawie nowego portu lotniczego w stolicy Meksyku ponad 70% z głosujących opowiedziało się za wstrzymaniem budowy megalotniska. Sprawa byłaby jasna, gdyby nie frekwencja, która wyniosła poniżej… jednego procenta uprawnionych. Skutki wstrzymania inwestycji mogą być znacznie poważniejsze niż 10,5 mld strat bezpośrednich.
Nowa władza – nowe pomysły Nowo wybrany prezydent kraju Andrésa Manuela Lópeza Obradora, który jest powszechnie nazywany przez jego inicjały AMLO, doszedł do władzy między innymi dzięki swej zdecydowanej, jak chcą inni populistyczno-lewicowej, antykorupcyjnej postawie. Problem jest rzeczywiście palący, bo Meksyk jest dotknięty plagą łapówkarstwa. Wedle Indeksu Percepcji Korupcji (Corruption Perceptions Index) tworzonego przez Transparency International, pozarządową organizację zajmującą się badaniem i zwalczaniem korupcji, Meksyk na sto osiemdziesiąt państw jest na sto trzydziestym piątym miejscu.
AMLO chce walczyć z zepsuciem aparatu państwowego, dając przykład urzędnikom swoim oszczędnym stylem życia. Nie zamierza np. przeprowadzić się do prezydenckiej rezydencji ze swego skromnego domu, chwali się, że nie ma konta w banku i karty kredytowej. Podczas swojej kampanii jego główne propozycje polityczne obejmowały plany anulowania budowy nowego lotniska w stolicy państwa.
– Aby nie podejmować złych decyzji, najlepiej wcześniej pytać – mówił prezydent elekt, ogłaszając chęć przeprowadzenia referendum – Meksykanie nie są niedojrzali. To inteligentny, mądry naród, więc użyjemy najbardziej z demokratycznych metod – dodawał.
Rezygnacja z budowy nowego lotniska będzie skutkowało stratami finansowymi. Inwestycja jest już realizowana od trzech lat. Pierwsza faza projektu – w tym terminal obsługujący 68 milionów pasażerów rocznie i trzy pasy startowe – miała zostać ukończona w 2020 roku. Analitycy BBVA Bancomer cytowani przez agencję Bloomberg twierdzą, że koszty anulowania budowy mogą sięgnąć 10,5 mld dolarów. Wiąże się to m.in. niemożnością odzyskania już włożonych w budowę pieniędzy czy z warunkami wyemitowanych obligacji (na 6 mld dolarów), które mają być wykupione wraz z odsetkami, jeżeli rząd będzie ingerował np. w przychody opłat lotniskowych.
Argumentem przeciw lotnisku podnoszonym przez AMLO jest przewidywany koszt realizacji opiewający na niebagatelną kwotę 13,3 miliarda dolarów, z czego 60 procent jest finansowane przez rząd meksykański, a pozostałe 40 procent to kredyty bankowe i papiery dłużne.
Prezydent jako alternatywę sugeruje rozbudowę istniejącego już lotniska wojskowego położonego w pobliżu miasta. Plany obejmują dobudowanie dwóch pasów startowych. Pomóc ma również zainwestowanie w istniejące już lotnisko im. Benito Juáreza, które w zeszłym roku obsłużyło blisko 45 mln pasażerów. Wedle wyliczeń AMLO, który obejmie władzę w Meksyku 1 grudnia, jego pomysł będzie kosztować 3,6 mld dolarów.
Czy referendum jest wiążące? Fundacja Arturo Rosenblueth, instytucja non-profit odpowiedzialna za liczenie głosów, stwierdziła, że 774 000 głosujących odpowiedziało się za planem prezydenta, zaś 310,463 obywateli biorących udział w plebiscycie było za kontynuacją budowy megalotniska. Referendum odbyło się w dniach 25-28 października i było finansowane przez Partię Odrodzenia Narodowego (MORENA) na czele której stoi AMLO. Argumentem przeciw uznaniu wyników jest jeszcze fakt małej frekwencji.
Partie opozycyjne stwierdziły, w związku z powyższym uznają głosowanie za niewiążące. Nowo wybrana głowa państwa ma odmienne zdanie i AMLO po raz kolejny zapowiada wstrzymanie budowy.
IATA apeluje o rozsądekObecne meksykańskie lotnisko pęka w szwach. Obsługuje 47 milionów pasażerów (szacunki na 2018 r.), czyli o prawie 50 procent więcej, niż wynosi jego zdolność projektowa, sięgająca 32 milionów. Nowy port jest niezbędny, aby umożliwić Mexico City korzystanie z jego pozycji geograficznej łączącej Amerykę Północną z Amerykę Łacińską.
IATA podaje, że jeśli nowe lotnisko nie zostanie zbudowane, może to oznaczać o 20 milionów mniej pasażerów rocznie do roku 2035. Może to przełożyć się też na utratę 20 miliardów dolarów zysków i 200 000 miejsc pracy, które inwestycja wygenerowałaby do 2035 roku.
Nowy port lotniczy miałby powstać na terenie o powierzchni 4 600 hektarów. Docelowo port ma mieć sześć pasów startowych i będzie w stanie obsłużyć do 120 milionów pasażerów rocznie.
Prawdziwe problemy dopiero nadejdą? Dalekosiężnym skutkiem wstrzymania inwestowania w rozpoczętą już budowę może być załamanie gospodarki Meksyku. Już teraz państwo zmaga się ze skrajną biedą swoich obywateli. W 2014 roku 54,2 proc. ludności kraju żyło poniżej krajowego progu ubóstwa. W 2018 roku sytuacja nie wygląda lepiej i wielu Meksykanów nie jest w stanie wyżywić siebie i rodzin.
Eksport stanowi aż jedną trzecią meksykańskiego PKB. Głównym źródeł napływu zagranicznej waluty do kraju jest ropa naftowa. Problem w tym, że meksykański przemysł wydobywczy jest przestarzały i potrzebuje potężnych inwestycji.
Szacuje się, że w Meksyku jest 60 mld niewykorzystanych rezerw łupkowych na lądzie. Dodatkowo posiada jeszcze 29 mld baryłek rezerwy poza lądem. Państwo nie posiada jednak pieniędzy i technologii pozwalających czerpać z tych źródeł zyski.
Według obliczeń „Financial Times”, dzięki liberalizacji dostępu do meksykańskiego rynku w ostatnich latach zagraniczne firmy zainwestowały w projekty wydobywcze ponad 35 mld dolarów.
Obecne władze sugerują jednak, że wolą prowadzić inwestycje z udziałem firm skarbu państwa, a także chcą wstrzymać na dwa lata aukcje na eksploatację roponośnych terenów, o czym pisał „The Wall Street Journal” pod koniec sierpnia.
Napływ kapitału do Meksyku może więc być mniejszy, niż oczekiwano, zwłaszcza że wiele firm zagranicznych ostatnio sparzyło się na nacjonalizacji ich aktywów przez władze Wenezueli. Doskonałym przykładem jest włoska firma Astaldi, która
spisała już na straty ponad 400 mln euro. To rozpoczęło domino, których efektem jest
wycofanie się firmy z części z polskich inwestycji.
Wstrzymanie budowy megalotniska pod stolicą, będzie więc kolejnym sygnałem dla inwestorów, by nie pompować pieniędzy w meksykańską gospodarkę. A bez nich los państwa może być opłakany.
Ze wspomnianej już Wenezueli, w której oficjalnie mieszkało jeszcze niedawno blisko 32 mln ludzi, uciekło już ponad 4 mln obywateli. Spowodowało to największy kryzys migracyjny w historii Ameryki Łacińskiej. Meksykanów jest prawie 125 milionów.