Odbudowę PLL LOT po pandemii hamuje wojna na wschodzie i utrzymujące się ograniczenia w Azji. Zdaniem prezesa spółki, poza zewnętrznymi czynnikami, istotną rolę odgrywają jeszcze te, które nakłada na siebie sama Unia Europejska. Jak uważa Milczarski, są to sprzeczne i wzajemnie wykluczające się regulacje w zakresie ograniczania emisji CO2.
– Moim zdaniem to, co LOT robi w sposób unikalny, to zapewnienie naszemu regionowi wewnętrznych połączeń. W 2019 roku, dzięki naszej siatce można było dostać się z dowolnego miejsca w Europie Środkowej do dowolnego miejsca w tym regionie i tego samego dnia wrócić. Ponadto, zapewnialiśmy równie efektywne połączenia z krajami Europy Zachodniej. Dzisiaj staramy się to mozolnie odbudowywać, ale jest to oczywiście utrudnione na wielu płaszczyznach – mówił podczas jednego z paneli na Forum Ekonomicznym w Karpaczu Rafał Milczarski, Prezes Zarządu PLL LOT.
Wyjaśniał przy tym, że LOT, jako przewoźnik sieciowy, został bardziej dotknięty przez COVID i nadal odczuwa daleko idące konsekwencje pandemii. Z jednej strony są to ciągle obowiązujące w wielu państwach Azji zakazy i obostrzenia, z drugiej zaś problemy z wydolnością lotnisk w Europie Zachodniej, które dają się szczególnie we znaki takim operatorom jak LOT, dla których obsługa przesiadających się pasażerów i ich bagaży ma o wiele większe znaczenie niż dla przewoźników niskokosztowych.
Lotnictwo lubi pokójPrezes LOT odniósł się także do największych wyzwań, przed którymi stoi jego firma oraz odbudowująca się branża. Wymienił przy tym dwa najważniejsze jego zdaniem czynniki: wojnę w Ukrainie oraz politykę klimatyczną. – Lotnictwo lubi pokój. Ludzie lubią być w swoim towarzystwie i lubią się ze sobą łączyć, lubią podróżować. I tak naprawdę lotnictwo jest odpowiedzią na jedno z największych pragnień każdego człowieka, czyli pragnienie wolności. Dla mnie lotnictwo jest symbolem wolności, więc uważam, że branża lotnicza będzie się nadal dynamicznie rozwijać, ale mamy oczywiście szereg wyzwań, a wśród nich wojnę tuż za naszymi granicami. Dla nas, czy dla linii takiej jak Finnair, to szczególne wyzwanie. Jesteśmy krajami, które bezpośrednio z tymi terytoriami graniczą, a konieczność omijania Rosji i Ukrainy oznacza znaczne wydłużenie tras – podkreślał Milczarski.
Dodawał przy tym, że przewoźnik musiał się z oczywistych powodów pożegnać z obsługą połączeń do Rosji i Ukrainy, ale udało mu się w ostatnich miesiącach rozpocząć przewozy m.in. do Baku czy Kairu oraz wrócić z ruchem pasażerskim do Indii.
Sprzeczne regulacje UE– Do tego mamy wewnętrznie sprzeczną politykę regulacyjną – i mam tutaj na myśli regulacje poziomu europejskiego. Z jednej strony przewoźnicy lotniczy są zmuszani do latania, aby utrzymać historyczne sloty. Powrót do reguły 80/20, czyli konieczności wykonywania 80% rejsów, by utrzymywać sloty jest w czasie pocovidowym nieuzasadnione. Wszyscy jednak słyszeliśmy o tysiącach rejsów wykonywanych kompletnie bez sensu tylko po to, żeby nie stracić slotów, co jest odzwierciedleniem takiej, a nie innej polityki i ustalonych reguł. Czyli generujemy kompletnie bez sensu emisję CO2, a z drugiej strony mamy politykę EU ETS, utrzymywaną pomimo tego, że w życie wchodzi CORSIA, czyli globalny system offsetu emisji CO2. To jest dla mnie zupełnie zdumiewające i przerażające – mówił Milczarski.
Zwracał przy tym uwagę na to, że jego zdaniem CORSIA powinna być obowiązującym systemem na lotach międzynarodowych, a nie – tak jak jest to teraz – EU ETS, który mógłby zostać jako rozwiązanie na lotach krajowych. CORSIA, zdaniem Milczarskiego, i tak jest krzywdząca dla przewoźników europejskich, którzy – w odróżnieniu od tych z USA – musieliby ponosić dodatkowe opłaty na trasach krajowych. – Polacy są w tym kontekście poszkodowani konkurencyjnie, ale to jest lepsze rozwiązanie niż EU ETS, który jest po prostu horrendalne. Jeden certyfikat jeszcze niedawno kosztował 100 euro, co oznaczało, że od jednej tony paliwa trzeba było zapłacić 315 euro, bo tyle CO2 jest generowane przy jego spalaniu. Mówimy tutaj o przerażającej skali kosztów.
Koszty paliwa w tym momencie w LOT dochodzą do 40%, razem z kosztami certyfikatów CO2. I to oczywiście musi budzić pewnego rodzaju obawy i troskę każdego prezesa, każdej spółki lotniczej – zaznaczał Milczarski.
Prezes LOT mówił również o tym, że do rynku certyfikatów nie powinny zostać dopuszczone podmioty o charakterze spekulacyjnym, co było wyraźnie widoczne w trakcie pandemii, gdy skupowały one certyfikaty, gdy uziemione linie lotniczego nie miały na to środków.
Spójność nie dla CEE– Modlę się o mądrość dla decydentów z poziomu europejskiego. Apeluję o to, żebyśmy starali się tworzyć taką politykę, która oczywiście będzie sprzyjać harmonizacji lotnictwa – apelował Milczarski. Przypominał również o tym, że przewoźnicy nie potrzebowali żadnych nakazów, aby inwestować w nowe samoloty i zmniejszać zużycie paliwa i emisje.
– Mamy z jednej strony ideały spójności, a z drugiej strony poziomy certyfikatów CO2, ustalone w 2011 roku na bazie emisji poszczególnych linii lotniczych z 2010 roku, które są dla przewoźników z wówczas słabo rozwiniętych części Europy, czyli z Europy Środkowej i Wschodniej, rażąco krzywdzące. Dzisiaj my mamy mniej niż 30% darmowych certyfikatów, a większość zachodnich linii lotniczych w związku z tym, że znacznie mniej rozwinęła się w tym czasie – w okolicach 60% – zaznaczał szef LOT.
– I to jest, szanowni państwo, po pierwsze niesprawiedliwe, po drugie niemądre, a tak naprawdę krzywdzące dla konsumenta z naszej części Europy i przeszkadzające w stworzeniu systemu prawdziwej łączności dla tych wszystkich ludzi, co jest warunkiem koniecznym dla osiągnięcia europejskiej spójności – skonkludował Milczarski.