Choć wojna w Ukrainie utrudnia wychodzenie na prostą po pandemii COVID-19, liczba pasażerów stopniowo rośnie. Niektóre wymuszone przez pandemię zmiany w ofercie – np. ponowne wejście na rynek czarterów – okazały się trwałe. Na zapowiadanych 8 milionów pasażerów w tym roku nie ma jednak co liczyć – mówił prezes LOT Rafał Milczarski podczas symbolicznej inauguracji letniego sezonu turystycznego.
Dwa ostatnie lata obfitowały w niespodziewane zmiany na rynku. Według prezesa LOT wyszedł jednak ze wszystkich zawirowań obronną ręką, udowadniając swoją przydatność. – Przeszliśmy przez okres pandemii COVID-19, który po raz pierwszy w historii lotnictwa przyniósł całkowite wstrzymanie przewozów lotniczych. Na szczęście LOT był tam, gdzie być powinien: zawsze w gotowości, by umożliwić Polakom powrót do kraju.
Z akcji „LOT do domu” skorzystało prawie 55 tys. osób – przypomina Milczarski.
Najpierw pandemia, potem wojna
Samoloty narodowego przewoźnika wykorzystywano też przy transportach środków ochronnych z Azji. – Dziękuję naszemu zespołowi, bez którego cierpliwości i zaangażowania przetrwanie tego okresu nie byłoby możliwe. Mimo zagrożenia dla zdrowia pracownicy wykonywali swoje obowiązki z godnością, z dyscypliną i dbając o bezpieczeństwo – podkreślił prezes.
Sposobem na wykorzystanie maszyn i osiągnięcie przynajmniej części zaplanowanych przychodów okazały się czartery. – W czasie pandemii wykazaliśmy dużą elastyczność biznesową i zdolność dostosowywania się do warunków. Nawiązaliśmy współpracę z wieloma operatorami turystycznymi. Dziś współdziałamy ze wszystkimi wiodącymi podmiotami tego typu w Polsce i poza nią. Jest to dla nas bardzo ważny rynek, na którym z pewnością pozostaniemy – zadeklarował.
Gdy pandemia zaczęła się cofać (choć np. w Chinach wciąż zbiera żniwo), na scenę wkroczył kolejny „czarny łabędź” w postaci wojny w Ukrainie. Zablokowanie przelotów nad terytorium Federacji Rosyjskiej oraz Ukrainy wymusiło duże zmiany w siatce lotów i w rotacji maszyn. –
Musieliśmy skasować ok. 9% naszych połączeń i przetrasować szereg połączeń dalekowschodnich. Czas przelotu w poszczególnych przypadkach wydłużył się o 4 lub nawet 6 godzin. Lot do Tokio trwa dziś ponad 14 godzin! – poinformował Milczarski, zapewniając jednocześnie o determinacji firmy, by także z tą sytuacją sobie poradzić. – Wracamy do normalności i normalnej trajektorii wzrostu. Aby się to udało, musi jednak zakończyć się wojna za naszą wschodnią granicą. Ukraina jest dla nas bardzo ważnym rynkiem. Poza tym awiacja kocha pokój: potrzebujemy normalnego, stabilnego i pokojowego rozwoju. Dziś zaburzenia są horrendalne – stwierdził.
Czartery pozostaną, ale nie zastąpią biznesu
Podobnie jak w ubiegłym roku, przewoźnik rozpoczął sezon specjalnym lotem do Chorwacji. – Chcemy zachęcać w ten sposób naszych klientów do korzystania z połączeń. Współpracujemy z chorwackim Ministerstwem Turystyki i Sportu oraz miejscowymi organizacjami turystycznymi. Takie relacje owocują dobrymi podróżami i dobrym produktem dla naszych klientów – wyjaśnił prezes. W tym roku
przewozy czarterowe mają być ok. trzykrotnie wyższe, niż w 2019 r., i dwukrotnie więcej, niż w 2020 r. LOT oferuje łącznie w tym segmencie ok. 700-800 tysięcy miejsc. – Czartery nie wyprą jednak z naszej oferty rynku biznesowego – zastrzegł Milczarski.
Dokładne prognozy frekwencyjne na ten rok trudno formułować. – Liczba „czarnych łabędzi” jest zbyt duża.
Przed rosyjską agresją przeciw Ukrainie liczyliśmy na 8 mln pasażerów w tym roku. Kryzys i wojna nie wpływa pozytywnie – ale nie sposób stwierdzić, o ile trzeba obniżyć przewidywania – przyznał prezes. Jak dodał, wpływ wojny na liczbę rezerwacji był bardzo negatywny przez ok. 2-3 tygodnie, potem jednak pasażerowie, nie tylko w Polsce, zaczęli najwyraźniej przyzwyczajać się do sytuacji. Czynnika psychologicznego – strachu przed podróżami do krajów naszego regionu lub w ogóle do Europy – nie należy jednak lekceważyć.
Jak stwierdził szef LOT, zarząd firmy
nie podjął jeszcze decyzji o skorzystaniu z kolejnej transzy pomocy publicznej. – Mamy szacunek do środków publicznych, dlatego staramy się robić wszystko, by z pomocy nie musieć korzystać lub w każdym razie maksymalnie ją ograniczyć. Czy okaże się to możliwe – zobaczymy – zaznaczył. Wyniki finansowe za ubiegły rok mają zostać ujawnione po przeprowadzeniu audytu.