– Dalszy rozwój oferty PLL LOT będzie odbywał się w taki sposób, by kierunki wschodnie (jak otwarte ostatnio połączenie Warszawa – Delhi) nie przeważały nad zachodnimi ani na odwrót – mówi w rozmowie z Rynkiem Lotniczym prezes spółki, Rafał Milczarski. Przewoźnik wiąże duże nadzieje ze spodziewanym zniesieniem obowiązku wizowego dla Polaków podróżujących do USA. Prezes przekonuje też, że kondycji finansowej LOT nie zagrażają ani wahania kursu dolara, ani przedłużające się uziemienie boeingów 737 MAX.
Emilia Derewienko, Rynek Lotniczy: Z czego wynika znaczenie połączenia do Delhi dla LOT-u i dla biznesu polsko-indyjskiego?Rafał Milczarski, prezes Polskich Linii Lotniczych LOT: Staramy się jako firma utrzymywać równowagę między relacjami long haul w kierunku wschodnim i zachodnim. Przyjęliśmy zasadę stania zawsze na dwóch nogach. To szóste – i bardzo ważne – połączenie do Azji, które otwieramy. Jak w każdym innym przypadku, decyzja o jego otwarciu była poprzedzona szczegółowymi analizami. Nasz model strategii rentownego wzrostu polega na szczegółowej analizie ruchu, możliwości jego ewentualnej stymulacji i dalszego rozwoju rynku. Dotychczasowe wyniki to potwierdzają. Myślę, że Polacy, podobnie jak przedstawiciele innych narodów Europy Środkowej i Wschodniej, uznają nas za swoiste okno na świat: kiedy uruchomimy jakiś kierunek, zaczynają tam latać.
Nowe połączenie do Delhi jest dla nas bardzo ważne. Indie to siódma gospodarka świata oparta w dużym stopniu na nowych technologiach. Jest to też największa demokracja świata, licząca 1,3 mld ludzi. Sama tylko klasa średnia liczy tam ok. 200-300 milionów ludzi i wciąż dynamicznie rośnie. Z perspektywy Polski to drugi po Singapurze ośrodek inwestycyjny w Azji. Sami Hindusi są również coraz bardziej zainteresowani inwestycjami w Europie Środkowej. Połączenie ma więc głęboki i uzasadniony sens biznesowy. Dlatego też podjęliśmy decyzję, ażeby inaczej niż zwykle przy uruchamianiu nowych połączeń, zaoferować od razu pięć lotów tygodniowo. Nasz hub w Warszawie stanie się też miejscem transferu do połączeń na półkulę zachodnią – połączenie do Delhi jest skomunikowane w zasadzie z prawie każdym lotem atlantyckim. W naszych działaniach zwracamy również zawsze uwagę na szczegóły, by zadbać o dobre samopoczucie pasażerów. Jak wiadomo, nie wszyscy Hindusi mówią po angielsku. Z myślą o nich rekrutujemy personel władający językiem hindi.
Przedstawiciele LOT-u wspominali też swego czasu o planach uruchomienia połączeń do Wietnamu. Skąd takie zainteresowanie rynkami azjatyckimi?Staramy się utrzymać balans, równoważąc kierunki transatlantyckie tymi wschodnimi. Azja nie jest ważniejsza od innych kontynentów, choć odgrywa istotną rolę w rozwoju naszej oferty. To jeden z kierunków strategicznych. Dbamy też, jak już wspomniałem, o zapewnienie możliwości przesiadek między różnymi kierunkami.
Jakie nowe destynacje mogą pojawić się wkrótce w siatce połączeń LOT-u?Nie ujawnię szczegółów przed oficjalnym ogłoszeniem. Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku zniesione zostaną wizy do Stanów Zjednoczonych. Byłoby to zwieńczeniem naszego projektu „Bez wiz do USA”, realizowanego wspólnie z naszymi partnerami. Jeśli to nastąpi, z pewnością w naszej ofercie pojawią się nowe kierunki do USA (wiadomo, że najbliższe połączenie LOT-u do Stanów zostanie zainaugurowane z Lotniska Chopina – Rafał Milczarski wspominał o tym podczas Rozmowy Kongresu na
Kongresie Rynku Lotniczego – przyp. red.).
Nasze zaangażowanie, także finansowe, w program zniesienia wiz jest bardzo duże. Wszyscy nasi pracownicy, którzy mieli możliwość złożenia wniosków o wizy, już to zrobili lub zrobią to do końca września. Nasz personel promuje też akcję wśród pasażerów. Jesteśmy spiritus movens całego programu, choć wiadomo, że kluczową rolę odgrywa ambasador USA w Polsce, pani Georgette Mosbacher.
Jak ocenia Pan wyniki finansowe LOT-u za 2018 rok? Czy 45 mln zł zysku netto to dobry rezultat?Sądzę, że lepszym wskaźnikiem, niż zysk brutto i netto, są wyniki EBIT, odnoszące się do działalności podstawowej. Nasze długoterminowe zobowiązania na bilansie, związane z leasingami, ulegają co miesiąc przeszacowaniu – w zależności od kursu dolara możemy mieć w danym miesiącu albo gigantyczną stratę netto, albo równie ogromny zysk. Tymczasem znaczenie biznesowe takiego wyniku jest niewielkie: w danym miesiącu płacimy z tytułu opłat leasingowych tylko tyle, ile mamy do zapłaty. Nie martwimy się, ile mamy zapłacić w kolejnych 7 latach, w obecnej sytuacji walutowej, gdyż tak jak powiedziałem wcześniej, jest to płynne i często się zmienia zarówno na plus jak i minus. To naturalne i tak działa cała branża lotnicza.
Dodatkowo zaznaczyć należy, że LOT znakomitą część swoich przychodów osiąga w dolarze amerykańskim oraz w euro. Wpływy te w naturalny sposób równoważą ryzyka związane z ekspozycją zobowiązań finansowych na wahania kursowe. Znaczna część naszego ryzyka walutowego niwelowana jest właśnie w ten sposób.
Nasz wynik EBIT za ubiegły rok to 209 mln zł w stosunku do założonych 225 mln zł. Dla porównania, w 2017 r. było to 288 mln zł. Uważam, że to bardzo dobry wynik, w czasie pełnym różnorodnych wyzwań.
Czy rok 2019 nie jest trudniejszy od poprzednich?W bieżącym roku LOT musiał stawić czoła największemu zewnętrznemu wyzwaniu flotowemu w historii.
Uziemienie boeingów 737 MAX było i pozostaje istotnym problemem operacyjnym. Musieliśmy posiłkować się wieloma samolotami w bardzo kosztownej formule
wet lease. Dokładamy wszelkich starań, aby wyjść naprzeciw oczekiwaniom naszych pasażerów. Oczywiście może się zdarzyć, że konkretnemu pasażerowi nie odpowiada konkretny samolot – rozumiem to i bardzo za to przepraszam. Najważniejsze jest jednak dla nas przewiezienie pasażerów, którym obiecaliśmy przelot, i minimalizacja liczby skasowanych rejsów.
Mimo uziemienia MAX-ów, nasze wyniki operacyjne są lepsze od ubiegłorocznych. Kosztowna formuła ACMI pozyskania samolotów zastępczych oznaczała wypływ gotówki i czasowe pogorszenie wyników finansowych. Wiemy jednak od kogo uzyskać rekompensatę za poniesione koszty i straty. LOT nie podejmuje nadmiernych ryzyk. Rozwijamy biznes dynamicznie ale też bezpiecznie i zyskownie. To warte podkreślenia, ponieważ rozwój biznesu lotniczego na skalę w jakiej robi to LOT jest zwykle okupiony stratami uważanymi za konieczne do zapłacenia ceny za skalę działalności – a my, mimo niezależnej od nas sytuacji uziemienia części naszej floty, nadal rośniemy i zarabiamy pieniądze.
Jakie są relacje między LOT a Polską Grupą Lotniczą? Co PGL zyskuje na obecności w niej przewoźnika?Grupa powstała w określonym celu – mądrego zarządzania wszystkimi aktywami Skarbu Państwa w dziedzinie lotnictwa – i wywiązuje się z tego zadania. Formuła łączenia stanowisk prezesa PGL i LOT była tak zaplanowana od początku.
Różnego rodzaju strategiczne interesy są i będą realizowane poprzez optymalizowanie strategii wzrostu wszystkich firm PGL. Cieszy mnie obecność w naszym portfelu spółek świadczących usługi nie tylko dla LOT, ale i dla wielu klientów zewnętrznych. Zadowolenie każdego z nich z jakości usług świadczonych przez spółki PGL -LSAS, LOTAMS, LST jest moim priorytetem. Nie mam jednak wątpliwości, że kołem zamachowym, które wprawia w ruch polską branżę lotniczą, jest i będzie jednak właśnie LOT.