Dzisiaj w siedzibie LOT-u odbyła się konferencja prasowa poświęcona groźbie strajków jakie wiszą nad spółką od połowy kwietnia tego roku. Podczas krótkiego spotkania z mediami, rzecznik przewoźnika, Adrian Kubicki, przedstawił wyrok Sądu Okręgowego, który ponownie zabezpieczył LOT, zakazując protestu do czas rozstrzygnięcia kwestii legalności referendum strajkowego.
Kolejne zabezpieczenie Już raz Sąd Okręgowy wypowiedział się w tej sprawie i choć Sąd Apelacyjny uchylił ten wyrok, dziś usłyszeliśmy o kolejnym zabezpieczeniu. Jak to możliwe? – Spółka może składać nieskończoną ilość wniosków o zabezpieczenie – stwierdził szczerze rzecznik. – To nie jest tak, że blokujemy strajk. Dialog społeczny trwa, ale zabezpieczamy interes spółki. W razie akcji i braku lotów, nikt spółce, a tym samym pracownikom, nie zwróci straconych pieniędzy.
Zapytany o kwestię odszkodowania jakiego LOT żąda od związków: jak została wyliczona kwota ponad 1,7 mln złotych oraz co dalej ze sprawą, Kubicki odparł – Wyliczenia są najbardziej korzystne dla związków i będą one dostępne dla sądu. Proszę mi zaufać, że sprawa się toczy. W odpowiednim momencie zadzieje się to, co opisaliśmy w piśmie. To nie jest tak, że grozimy związkom. Po prostu zabezpieczamy interesy spółki.
Argumentacja LOT-u jest następująca. Nie ma możliwości powrotu do regulaminu zatrudnienia z 2010, bo takie są wyroki sądów. To było tematem referendum strajkowego i pozostałe argumenty pracowników gotujących się do protestu nie mogą być przedmiotem sporu zbiorowego. Do czasu wypowiedzenia się sądu w sprawie legalności referendum, co najwcześniej nastąpi w listopadzie, związki nie mogę podejmować akcji.
– Apeluję do drugie strony o spokój i wstrzymanie się z tymi wszystkimi wypowiedziami dla mediów – zwracał się rzecznik do sali pełnej dziennikarzy.
Do sprawy odniósł się obecny na miejscu Piotr Szumlewicz z OPZZ-etu. Był on zdziwiony kolejnym wyrokiem sądu w tej samej sprawie. – Do 15:30 LOT ma czas na odpowiedź na nasze postulaty. Jeżeli tego nie zrobi, to ogłosimy akcję strajkową na 30 września. Wyroku nie znamy i nie rozumiemy, jak to możliwe, że nic nie wiedzieliśmy o toczącym się postępowaniu. PiS błyskawicznie przejął sądy jak strona postępowania dowiaduje się o nim samym i rozstrzygnięciu sądu na konferencji prasowej spółki wnoszącej sprawę.
Wypowiedziane na gorąco słowa przewodniczący mazowieckich struktur OPZZ najprawdopodobniej nie znajdą potwierdzenie w czynach. Zapowiedziana konferencja związków działających w LOT nie doszła do skutku. Działacze nie bardzo wiedzą co teraz zrobić w kolejnym wyrokiem zabezpieczającym interesy spółki poprzez zakaz przeprowadzenia akcji strajkowej od czasu rozstrzygnięcia legalności referendum z kwietnia tego roku co jest przedmiotem osobnego postępowania.
– Czekamy na ekspertyzę naszych prawników. Na razie nie mamy nawet wyroku sądu, więc nie wiemy jak się odnieść do tego wszystkiego – powiedział szef związku zawodowego pilotów, Adam Rzeszot –
PLL LOT ma sztab prawników i osób, które zajmują się tylko tą sprawą. My pełnimy swoje obowiązki służbowe i dodatkowo działamy w związku. Na chwilę obecną nie możemy powiedzieć kiedy dojdzie do akcji protestacyjnej.
Jak to się zaczęłoStrajkować mieli pracownicy załóg pokładowych i piloci, domagając się powrotu wynagrodzeń finansowych z roku 2010, kiedy to ówczesny prezes, Sebastian Mikosz, obecnie szef Kenya Airways, wypowiedział w pracy układ zbiorowy. Pracownicy weszli w spór z pracodawcą
w kwietniu, zapowiadając strajk
na 1 maja, czyli początek długiego weekendu. LOT zareagował natychmiast, a prezes Rafał Milczarski uznał, że strajk jest nielegalny i
groził konsekwencjami. W istocie
protest nie odbył się, a 1 maja miała miejsce jedynie pikieta pod siedzibą PLL LOT.
Referendum strajkowe wykazało, że większość pracowników jest za akcją. Władze uznały ją za nielegalną i skierowały sprawę do sądu. Powoływały się na wyrok Sądu Najwyższego, który uznał ruch prezesa Mikosza za zgodny z przepisami, w związku z tym wedle obecnych władz, nie ma przedmiotu sporu. Samo referendum miało zostać przeprowadzone nieprawidłowo. Urna „wędrowała” po budynku, do list uprawnionych do wzięcia w nim udziału miano dopisywać osoby niebędące pracownikami LOT-u, a zarząd nie został oficjalnie poinformowany o wynikach plebiscytu. Dodatkowym argumentem był fakt, że pod decyzją o strajku podpisały się tylko dwa z sześciu związków działających w spółce.
Sąd Okręgowy nałożył na związki zabezpieczanie zakazujące podjęcia akcji protestacyjnej do czasu rozstrzygnięcia kwestii legalności referendum. To sparaliżowało przygotowania do uziemienia floty przewoźnika i w majówkę mogliśmy latać bez problemów. Kolejnym krokiem LOT-u było zwolnienie stojącej na czele największego związku zawodowego pracowników spółki
Moniki Żelazik. Powoływano się przy tym na jej e-maila, w którym w pełnych emocji słowach wzywała do strajku. Przewodnicząca tłumaczyła odwoływanie się do Powstania Warszawskiego czy pisanie o zakupie rac i wyrzutni rakiet brakiem przedstawienia kontekstu wypowiedzi.
Informacja o planowanym na wrzesień strajku związkowców odbiła się szerokim echem w mediach informacyjnych i społecznościowych. Na łamach naszego portalu głos zabrała Monika Żelazik, przewodnicząca związkowców. – Obecne osoby u steru spółki to są dyletanci. Działają na szkodę nie tylko pracowników, ale i pasażerów. Pieniądze, które rzekomo wypracował ten zarząd, są topione w odwołanych lotach, milionowych premiach, które przyznają sami sobie, oraz niekorzystnych kontraktach podpisywanych z wykonawcami zewnętrznymi – mówiła w rozmowie z Rynkiem Lotniczym.