Były mistrz Formuły 1 Niki Lauda wygrał wyścig o linię Niki, jednak by ruszyć z działalnością w marcu, musi mieć wystarczającą liczbę pilotów. A z tym może mieć problem – twierdzi szef rady nadzorczej Niki.
Po wielu miesiącach oczekiwań w końcu
wyłoniono nowego właściciela dla austriackiego przewoźnika. Ostatecznie przetarg wygrał Niki Lauda, który założył linię w 2003 roku.
Austriacki komitet wierzycieli odrzucił ofertę IAG. Spółka była najbliżej przecięcia, jednak na drodze stanęły komplikacje natury prawnej, o czym piszemy
tutaj. Wcześniej na liście zainteresowanych znalazła się też Lufthansa, jednak ze względu na obawy urzędu antymonopolowego musiała
wycofać się z negocjacji.
Zwycięzca drugiego przetargu zostawił sobie w zapasie 15 samolotów. Od marca zamierzał rozpocząć działalność pod nową nazwą Laudamotion. Zapowiedział też członkom personelu, że będą mieli szansę podpisania nowej umowy z wynagrodzeniem zasadniczo niezmienionym, ale nie sprowadził dyskusji do szczegółów. Brak pewności co do przyszłości skłonił wielu członków załogi do tego, by aplikować do innych przewoźników, takich jak Austrian Air i Eurowings, które ochoczo zaczęły starać się o pracowników Niki kilka tygodni temu.
– Około 90 proc. z 220 pilotów Niki jest obecnie w trakcie procedury przechodzenia do innych linii lotniczych. Ludzie są nadal sceptyczni — powiedział dziennikarzom szef rady pracowniczej Stefan Tankovits. Jak dodał, do obsługi 15 samolotów potrzeba ok. 180 pilotów. Zaapelował do Laudy o podjęcie rozmów z przedstawicielami pracowników o przyszłych warunkach pracy i płacy. – Myślę, że bardzo istotne jest dojście do konsensu z załogą, przekonanie ich, by pozostali.
Samoloty Niki otrzymały około 1 700 slotów, co stanowi 0,8 procent dostępnych miejsc na austriackich lotniskach w sezonie letnim, który rozpoczyna się pod koniec marca. Linia lotnicza planuje skoncentrować się na kierunkach turystycznych w Turcji, Grecji i Hiszpanii.