Szef Ryanaira Michael O'Leary dostrzega wzrost popytu na krótkodystansowe podróże lotnicze i liczy, że już w październiku tani przewoźnik odzyska oferowanie z poziomów sprzed kryzysu wywołanego wirusem COVID-19. Irlandczyk spodziewa się jednak niższego wypełnienia samolotów i przewiduje wyższe ceny biletów.
Linie lotnicze z Zielonej Wyspy planują obsłużyć we wrześniu, październiku i listopadzie po 10,5 mln pasażerów. Wcześniejsze prognozy zakładały mniej o 500 tys. podróżnych każdego miesiąca.
- Dopóki nie zaistnieją kolejne niekorzystne zmiany z powodu pandemii, to wszystko układa się w stronę bardzo silnego ożywienia - stwierdził O'Leary w rozmowie udzielonej Agencji Reutera. Irlandczyk oczekuje również, że miniony sierpień przyniesie ponad 10,5 mln obsłużonych pasażerów. Taki cel zakładano sobie wcześniej i wiele wskazuje na to, że wyniki przewozowe z drugiego wakacyjnego miesiąca bieżącego roku będą znaczne lepsze niż przypuszczano.
Ryanair osiągnął w sierpniu oferowanie na poziomie 80 proc. tego sprzed dwóch lat, kiedy przewoźnicy powietrzni oraz porty lotnicze biły swoje rekordy. Na wrzesień planowane jest już 90 proc. oferowania z 2019 roku, natomiast w październiku
linie lotnicze z Zielonej Wyspy mają odzyskać poziom sprzed wybuchu pandemii koronawirusa SARS-CoV-2.
Tani przewoźnik zakłada jednak również, że w najbliższym sezonie zimowym
w jego odrzutowcach będzie średnio od 15 do 20 proc. pustych miejsc. Dla porównania przed dwoma laty wskaźnik wypełnienia samolotów osiągnął nawet 93 proc.
O'Leary nie ukrywał także przewidywanego wzrostu cen biletów. - Będą rosnąć zimą, ale nadal będą poniżej tych sprzed kryzysu wywołanego wirusem COVID-19. Nie spodziewamy, że do lata przyszłego roku wrócą ceny sprzed dwóch lat - zapewnił szef Ryanaira.