Pojawienie się nowego wariantu omikron koronawirusa, który na podstawie dostępnych informacji został zakwalifikowany jako groźny, jest najgorszą wiadomością, jaką mogła wyobrazić sobie branża lotnicza. Nie wolno jednak zapominać o tym, że do walki z najnowszą mutacją wirusa, jakkolwiek nie byłaby groźna, startujemy lepiej przygotowani niż dwa lata temu, co powinno stanowić dla nad ogromną szansę.
Zamykane granice i związana z tym nieprzewidywalność, strach przed podróżowaniem, załamanie się rezerwacji biletów przekładające się na wymierne straty dla linii lotniczych - to scenariusz, który przywodzi na myśl trudny dla branży lotniczej rok 2020, kiedy to nieomal z dnia na dzień przewoźnicy musieli zmierzyć się z uderzeniem pandemii. Wtedy sytuacja wielu linii lotniczych była bardzo poważna, podobnie poważna jest i dziś, uważają inwestorzy, co potwierdza mijający “Czarny piątek”, który za sprawą silnych przecen akcji spółek lotniczych na giełdach, dla branży lotniczej nieoczekiwanie nabrał nowego, złowrogiego znaczenia.
Poważny cios w branżę lotniczą
Powiedzieć, że pojawienie się wariantu omikron koronawirusa przyniosło lotnictwu zawód, to jakby nie powiedzieć nic. Ostatnie kilkanaście miesięcy to okres, w którym branża lotnicza liczyła na powrót do rzeczywistości sprzed pandemii, jednak nad wyraz często nadzieje te okazywały się przedwczesne.
Tak było w przypadku baniek podróżnych. Duże nadzieje linii lotniczych z Europy na udany początek sezonu letniego 2021 roku, związane z pojawieniem się szczepionek, nie zrealizowały się z uwagi na opieszałość programu szczepień. Linie lotnicze w Chinach, które dzięki szybkiej odbudowie rynku lotniczego w kraju określane były prymusami branży, najpierw musiały w milczeniu przełknąć
decyzję władz ChRL o wezwaniu pasażerów do zaniechania podróżowania w najbardziej dochodowym dla przewoźników okresie Chińskiego Nowego Roku, a następnie mierzyć się z zamykaniem tras w rytm pojawiających się ognisk koronawirusa, po czym przyjąć do wiadomości
konieczność wygaszania lotów do Pekinu w związku ze zbliżającymi się zimowymi igrzyskami olimpijskimi.
Teraz, nie tylko zostało odwołane otwieranie się wielu krajów w Azji, największego rynku lotniczego świata, jak również Australii i Nowej Zelandii, ale istnieje również spore prawdopodobieństwo, że pojawią się decyzje o zamykaniu granic. To wszystko przekłada się na kondycję linii lotniczych, które dopiero co zaczynały zauważać pierwsze oznaki znaczącej odbudowy popytu na podróże lotnicze. Analitycy HSBC szacują, że powrót branży lotniczej do normalności może się opóźnić o rok, informuje Agencja Reutera.
Mimo jasności co do tego, że wariant omikron koronawirusa już zadał branży lotniczej poważny cios, nie należy ulegać pesymistycznym nastrojom mówiącym o tym, że w kwestii pandemii znaleźliśmy się w punkcie wyjścia. Poddawanie się negatywizmowi jest nieuzasadnione, gdyż w obecnej sytuacji istnieją mocne powody do optymizmu, a także niebezpieczne, gdyż przed nami powinno być wiele rzeczy do zrobienia, stąd też nie powinien to być czas narzekania, a działania.
Powody do optymizmu
Gdy ostatniego dnia stycznia 2020 r. na łamach Rynku Lotniczego, jednego z pierwszych źródeł informacji w Polsce piszących o nowym koronawirusie, pojawił się raport
“Strach, propaganda,
izolacja - koronawirus z Wuhan zmienia Chiny i Azję” informacje o epidemii, która z czasem przerodziła się w pandemię o zasięgu globalnym, były mocno ograniczone. “Od pewnego czasu obserwujemy rozwój tajemniczej epidemii zapalenia płuc. To przerażające zjawisko, którego epicentrum jest chińskie miasto Wuhan, przykuwa uwagę całego świata, podsyca strach i obawy przed najgorszymi konsekwencjami, przywodząc na myśl historie o średniowiecznych plagach, czy nawet apokaliptyczne wizje” - zwracaliśmy uwagę świadomi powagi sytuacji, choć z niewielką wiedzą na temat tego, co przyniesie przyszłość. Obecny tekst powstaje ponad dwa lata od momentu, gdy pojawił się pierwszy udokumentowany przypadek COVID-19, nieomal dwa lata po pierwszej publikacji o koronawirusie na łamach Rynku Lotniczego. To długi okres, obfitujący w wiele doświadczeń, które dziś pozwalają nam jako społeczeństwu patrzeć na pandemię chłodnym okiem oraz wykorzystać wiedzę na skuteczniejszą walkę z koronawirusem, niezależnie od jego mutacji.
To, w jaki sposób zdobyte doświadczenie zmieniło linię obrony społeczeństw, jest widoczne jak na dłoni - podczas gdy pod koniec 2019 roku straciliśmy cenne tygodnie i miesiące w walce z epidemią, gdyż komunistyczne władze Chin bardziej niż próbami powstrzymania nowego rodzaju zapalenia płuc były zajęte próbą uciszania lekarzy alarmujących o chorobie, w tym bohaterskiego Li Wenlianga, który sam zmarł w wyniku zakażenia 7 lutego 2020 roku, i poinformowały Światową Organizację Zdrowia (WHO) o chorobie dopiero w lutym 2020 roku, teraz naukowcy z Republiki Południowej Afryki zareagowali natychmiast, ostrzegając z pomocą WHO świat o potencjalnie niebezpiecznym szczepie koronawirusa, który wkrótce otrzymał nazwę Omikron (wcześniejsza litera greckiego alfabetu, xi, została pominięta by nie zadrażniać relacji z nader skorymi do obrażania się Chinami, których lider nosi tak samo brzmiące nazwisko). Ograniczenie w podróżowaniu z regionu, w którym pojawiła się nowa odmiana choroby, zaczęły być ogłaszane kilka godzin po przekazaniu WHO ostrzeżenia o jej istnieniu. W przeciwieństwie do 2019 roku, teraz kupiliśmy sobie cenny czas, pozwalający na uszczelnienie linii obrony w oczekiwaniu na nadejście nowego szczepu.
Rzeczy do zrobienia
Przewaga czasowa daje dobry start do walki z koronawirusem, jednak jest wiele rzeczy do zrobienia by w tej walce mieć nadzieję na zwycięstwo. Z punktu widzenia nauki, ważne jest poznanie odpowiedzi na pytania o charakter wirusa. Kolejne dwa do czterech tygodni badań powinny wyjaśnić nam, jak bardzo zaraźliwy jest Omikron SARS-CoV-2, podczas gdy w ciągu jednego do dwóch miesięcy powinniśmy wiedzieć, jak ciężki jest przebieg zakażenia tym wariantem koronawirusa, uważa Yonatan Grad, uznany profesor immunologii oraz chorób zakaźnych z Uniwersytetu Harvarda.
Wciąż możliwy jest scenariusz, w którym wariant omikron zniknie, podobnie jak w przeszłości zniknęły poprzednie, uznawane za groźne, warianty Gamma oraz Lambda, przypomina The Economist. Jeśli tak się nie stanie i co gorsza, Omikron okaże się odporny na obecnie dostępne szczepionki, stworzenie nowej, zaktualizowanej wersji preparatu zajęłoby około 100 dni, wynika z pierwszych deklaracji producentów.
Efektywna, metodyczna walka naukowców z koronawirusem mocno kontrastuje z odpowiedzią władz krajów na pandemię. Chyba nie ma na świecie rządu, który nie popełniłby mniejszych lub większych błędów od chwili pojawienia się SARS-CoV-2, a pojawianie się wariantu omikron pokazuje dwa pola, na których jako ludzkość ponieśliśmy dotkliwą klęskę.
Pierwszym faktem, który powinien dać wiele do myślenia, jest rysująca się na naszych oczach klęska nacjonalizmu szczepionkowego. Podczas gdy bogate kraje świata gromadziły i przetrzymywały dostępne szczepionki, ogłaszając programy szczepienia trzecią dawką, kraje rozwijające się były pozbawione dostępu do jakiejkolwiek ochrony szczepionkami, dzięki czemu, to w społeczeństwach o niskim współczynniku szczepień koronawirus znajdował dobre pole do rozwijania coraz to groźniejszych mutacji. Światowa Organizacja Zdrowia od samego początku pandemii zwracała uwagę na problem nierównego dostępu do szczepień, głosząc iż jeśli szczepionki nie będą dostępne wszędzie, to pandemia nie zakończy się nigdzie. Byłoby źle, gdyby pojawienie się wariantu omikron nie przełożyło się na powszechne zrozumienie w państwach rozwiniętych, że o ile szybkie opracowanie szczepionek było wielkim sukcesem ludzkości, to sposób ich dystrybucji jest jedną z naszych największych porażek.
Drugim, gigantycznym problemem, jest konieczność zmagania się nie tylko z pandemią koronawirusa, ale również pandemią dezinformacji, która wprost wydała walkę nauce przekonując wiele osób do odrzucenia środków ratujących życie, takich jak noszenie masek, przestrzeganie zasad dystansu społecznego czy stosowanie szczepień ochronnych. Bazując na cynicznej manipulacji, odwołując się do poczucia strachu, zagubienia, przekonań religijnych, odwołując się do opacznie pojmowanej indywidualnej wolności, przeciwnicy nauki wyrządzają trwałą krzywdę społeczeństwom, liczoną obecnie, tylko w naszym kraju, setkami zgonów niezaszczepionych osób dziennie. To niebywała strata istnień ludzkich, przekładająca się nie tylko na ogrom cierpienia ich bliskich, ale również mająca przełożenie na potencjał ekonomiczny całych narodów, stąd też niezbędne jest podjęcie zdecydowanych działań przerywających ten destrukcyjny trend. Osoby rozsiewające dezinformację powinny zostać pociągnięte do odpowiedzialności za swoje słowa, a rządy, dysponujące potwierdzeniem bezpieczeństwa i skuteczności miliardów wykonanych szczepień przeciwko koronawirusowi, powinny wzorem władz wielu linii lotniczych, uczynić szczepienia przeciwko SARS-CoV-2 obowiązkowymi.
Lotnictwo nie musi już być zakładnikiem sytuacji
Apele o prowadzenie polityki ochrony zdrowia na fundamentach faktów i danych, a nie w oparciu o emocje, od miesięcy płyną ze strony Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA). Przesłanie jest bardzo na czasie w momencie, gdy
część państw, takich jak Japonia czy Izrael ponownie zamyka granice, a inne wprowadzają ograniczenia w podróżowaniu.
W rozmowie z Radiem BBC Willie Walsh, dyrektor generalny IATA, zaapelował o wprowadzenie “sensownych” reżimów służących testowaniu pasażerów na obecność koronawirusa i unikania wprowadzania środków, które w przeszłości powodowały gigantyczne straty finansowe branży lotniczej. Apel Walsha jest ze wszech miar zasadny. W przeciwieństwie do początków 2020 roku, tym razem świat przygotowując się do możliwej fali koronawirusa Omikron SARS-CoV-2 dysponuje czasem i doświadczeniem. Wiemy, czego możemy spodziewać się po pandemii i jak postępować, by zapewnić bezpieczeństwo jak największej liczbie osób, dlatego nie ma już konieczności prewencyjnego uziemiania całego lotnictwa cywilnego. Wariant omikron koronawirusa nie musi cofać nas do punktu wyjścia.