Każdego tygodnia lista problemów Boeinga wydłuża się. Certyfikacja najmniejszego i największego wariantu B737 MAX znów się opóźnia. Federalna Administracja Lotnictwa certyfikuje nowe wąskokadłubowce, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, nie wcześniej niż w przyszłym roku. Aby loty certyfikacyjne były kontynuowane, amerykański producent samolotów musi rozwiązać problem z silnikami.
Od dłuższego czasu nic nie układa się po myśli zarządu Boeinga. Kiedy wydawało się, że Federalna Administracja Lotnictwa (FAA) wkrótce certyfikuje boeingi 737 MAX 7 i 10, to wydarzył się w styczniu incydent z udziałem B737 MAX 9 Alaska Airlines, w którym podczas wznoszenia się samolotu z kadłuba wyrwane zostało okno, pod którym zamaskowane były nieaktywne drzwi awaryjne.
„Incydent”, który „nigdy nie może się powtórzyć” – to słowa dyrektora generalnego Boeinga, Dave’s Calhouna, po każdej kolejnej awarii samolotu amerykańskiego koncernu, która wydarzyła się z powodu wad produkcyjnych – doprowadził do całkowitej utraty zaufania do Boeinga ze strony amerykańskiego Kongresu czy regulatora lotniczego.
Raport zlecony przez Kongresmenów wskazał, że „kultura bezpieczeństwa” producenta statków powietrznych jest „nieodpowiednia”. W jeszcze gorszym świetle Boeinga przestawił sześciotygodniowy audyt FAA, który rozpoczął się tuż po styczniowym incydencie.
Agenci-regulatorzy w końcowym raporcie wykazali aż 97 produkcyjnych nieprawidłowości! Źle wypadła również kontrola działalności Spirit Aerosystems, głównego dostawcy kadłubów do B737 MAX. Mechanicy Spirit szczelność uszczelek mieli sprawdzać za pomocą karty-klucza do pokoju hotelowego, a płynne mydło służyło, jako smar w procesach montażowych.
Opóźniona certyfikacja kolejnych MAX-ów
Dla Boeinga, w ciągu najbliższych tygodni, najważniejsze jest stworzenie
„kompleksowego planu działania”, który „wyeliminuje systemowe problemy z kontrolą jakości”. Problemy, które wywołał styczniowy „incydent”, jak również wykrywane kolejne usterki produkcyjne w MAX-ach, skutkują wydłużeniem się procesu certyfikacyjnego najmniejszego i największego wariantu samolotu z rodziny B737 MAX.
Certyfikacja B737 MAX 7 i 10 powinna odbywać się, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, dopiero w przyszłym roku. Boeing, który
utracił prawo do autocertyfikacji wielu podzespołów i chciał uzyskać
ułatwienia certyfikacyjne najmniejszego MAX-a, musi w pierwsze kolejności rozwiązać problemy z silnikami, których układy przeciwoblodzeniowe zbyt szybko się przegrzewają, co może w efekcie wywołać nagłe uszkodzenie, a przypadku lotu – wybuch.
Szybsza naprawa usterki w latających MAX-ach
Roczny termin zmiany specyfikacji silników jest i tak poprawą, gdyż Boeing początkowo zakładał, że konieczne jest wykonywanie prac o szerokim zakresie, których czas wyniesie nawet dwa lata. – W trosce o bezpieczeństwo pasażerów odczuwam ulgę, że Boeing zobowiązał się do usunięcia usterki przed podjęciem próby certyfikacji i wprowadzenia na rynek komercyjnego użytku kolejnych, wadliwych samolotów – powiedział, cytowany przez „CBS News” amerykański senator, członek senackiej podkomisji ds. bezpieczeństwa lotniczego, Tammy Duckworth.
Wykryte usterki silników w wyprodukowanych już MAX-ch Boeing miał naprawić dopiero w 2026 roku. FAA wydała nawet stosowne odstępstwo, aby użytkownicy-linie lotnicze z całego świata mogły w dalszym ciągu używać MAX-y do regularnych operacji. Działania Duckwortha, które zatrzymały wydanie przez FAA uaktywnień w certyfikacji B737 MAX 7, podziałały na Boeinga aktywizująco, gdyż wykryta usterka silników będzie naprawiona szybciej niż planowano.
– Doceniam również fakt, że Boeing wziął sobie do serca obawy związane z bezpieczeństwem i zgodził się nadać priorytet naprawieniu usterki we wszystkich zbudowanych już MAX-ach. Usterka usuwana będzie w ciągu najbliższego roku, a nie zgodnie z pierwotnym harmonogramem, który zakładał naprawy w 2026 roku – dodał senator.