Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych zwołało na dziś nadzwyczajne posiedzenie prezydium związku i przewodniczących rad wojewódzkich OPZZ. Podjęto na nim decyzję o strajku pod siedzibą spółki 27 października i ewentualnie 11 listopada, jeżeli sytuacja w Locie nie ulegnie poprawie.
W poniedziałek zwolniły 67 osób w udziale w „nielegalnym” strajku. Wywołało to reakcję OPZZ.
– Trudno nam odnaleźć w pamięci równie bezpośredni i masowy atak na prawa pracownicze i związkowe w Polsce po 1989 roku. Jest to dodatkowo haniebne, bo ma miejsce w strategicznej spółce Skarbu Państwa, podlegającej bezpośrednio nadzorowi Prezesa Rady Ministrów – premiera rządu, który nieustannie deklaruje praworządność i troskę o interesy pracowników – komentuje OPZZ w oświadczeniu.
Kto to wszystko rozsądzi?Zorientowanie się w galimatiasie prawnym, jaki towarzyszy sporowi pomiędzy LOT-em a związkami zawodowymi nastręcza coraz większych trudności. Decyzje sądów są zupełnie inaczej interpretowana przez przedstawicieli adwersarzy. Obie strony zarzucają więc sobie działania niezgodne z prawem.
Przypomnijmy cały ciąg wydarzeń. W kwietniu pracownicy
weszli w spór z pracodawcą. Domagali się powrotu do poziomu wynagrodzeń finansowych z roku 2010, kiedy to ówczesny prezes, Sebastian Mikosz, obecnie szef Kenya Airways, wypowiedział w pracy układ zbiorowy. Związkowców zbulwersowały również doniesienia o premiach przyznanych przez radę nadzorczą zarządowi PLL LOT – w sumie czterem członkom zarządu przyznano 2,5 mln zł, z czego 1,5 mln otrzymał prezes Milczarski.
Referendum strajkowe wykazało, że większość pracowników jest za akcją. Władze uznały ją za nielegalną i skierowały sprawę do sądu. Powoływały się na wyrok Sądu Najwyższego, który uznał ruch prezesa Mikosza za zgodny z przepisami, w związku z tym wedle obecnych władz nie ma przedmiotu sporu. Samo referendum
miało zostać przeprowadzone nieprawidłowo. Urna miała „wędrować” po budynku, do list uprawnionych do wzięcia w nim udziału miano dopisywać osoby niebędące pracownikami LOT-u (najprawdopodobniej chodzi o zatrudnionych na umowy cywilnoprawne przez spółkę LOT Crew, o czym za chwilę), a zarząd nie został oficjalnie poinformowany o wynikach plebiscytu. Dodatkowym argumentem był fakt, że pod decyzją o strajku podpisały się tylko dwa z sześciu związków działających w spółce.
Sąd Okręgowy nałożył na związki zabezpieczanie zakazujące podjęcia akcji protestacyjnej do czasu rozstrzygnięcia kwestii legalności referendum. Kolejnym krokiem LOT-u było
zwolnienie stojącej na czele największego związku zawodowego pracowników spółki Moniki Żelazik. Powoływano się przy tym na jej e-maila, w którym w pełnych emocji słowach wzywała do strajku. Przewodnicząca tłumaczyła odwoływanie się do Powstania Warszawskiego czy pisanie o zakupie rac i wyrzutni rakiet brakiem przedstawienia kontekstu wypowiedzi.
Bezpieczeństwo kolejnym zarzutemW rozmowie z nami Monika Żelazik zarzucała zarządowi spółki pełną odpowiedzialność za
serię lądowań awaryjnych maszyn w służbie LOT-u. Według niej władze eksploatują samoloty ponad miarę i nie dbają należycie o przeglądy. Nie pomaga również to, że przeprowadza je firma zewnętrzna.
– W 2016 roku, gdy ta „dobra zmiana” przyszła do LOT-u, nie było ani jednego awaryjnego lądowania. A teraz? Przecież to nie jest coś, co chce się przeżywać. Nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić, co czuje stewardessa wychodząca do ludzi i mówiąca, że będziemy awaryjnie lądować. Dorośli mają śmierć w oczach, a w ostatnim przypadku na pokładzie były dzieci bez opiekunów! Jak im wytłumaczyć to wszystko? – pytała rozgoryczona Żelazik i podkreślała: – Ta sytuacja doprowadzi do jakiejś tragedii. Protestując przeciw tym władzom, walczymy nie tylko o swoje pensje. Przecież my w tych samolotach jesteśmy razem z Wami, pasażerami, nie zarząd spółki!
Zarzuty zostały powtórzone podczas posiedzenia Rady Dialogu Społecznego co miało się zakończyć przekazaniem relacji pracowników firmy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. ABW odmawia podania informacji o wszelkich postępowaniach prowadzonych obecnie i w przeszłości , więc nie sposób napisać czy coś się w tej sprawie dzieje.
Zabezpieczać do skutkuWładze narodowego przewoźnika poczuły się bardzo pewnie. Zarzuty związkowców nie przebijały się w szumie informacyjnym, były tylko kolejną wiadomością przetaczającą się codziennie w mediach. Wobec tego, gdy pod koniec lipca Sąd Apelacyjny zdjął zabezpieczenie ze związków, a następnie Państwowa Inspekcja Pracy
uznała zwolnienie Żalazik za nielegalne oraz
wypowiedziała się negatywnie o działaniu spółki LOT Crew, spółka spełnienia swe
wcześniejsze groźby. Do związkowców wystosowano pismo przedsądowego, w którym wezwano zrzeszenie pracownicze do
zapłacenia prawie 2 mln złotych. Na tyle bowiem spółka wyceniła swoje straty mające wynikać z zapowiedzianej, ale
nieprzeprowadzonej akcji strajkowej w majówkę. Kolejnym posunięciem było wprowadzenie bardzo szczegółowych kontroli trzeźwości i bagażu, jakiemu poddawane są teraz załogi samolotów. Związkowcy twierdzą, że to
pracownicy odbierali to jako szykany.
Takie postępowanie władz firmy przyniosło
zapowiedź strajku we wrześniu. LOT po raz wtóry wystąpił do Sądu Okręgowego o zabezpieczenie. Skutecznie. Zapytany przez nas rzecznik spółki jak to możliwe, że Sąd Okręgowy już raz zabezpieczył interes spółki poprzez zakaz strajku, Sąd Apelacyjny uchylił to orzeczenie, a następnie sąd pierwszej instancji ponownie nakazał zakaz przeprowadzenia protestu, odpowiedział:
– Spółka może składać nieskończoną ilość wniosków o zabezpieczenie – stwierdził szczerze Adrian Kubicki. – To nie jest tak, że blokujemy strajk. Dialog społeczny trwa, ale zabezpieczamy interes LOT-u. W razie akcji i uziemienia samolotu, nikt spółce, a tym samym pracownikom, nie zwróci straconych pieniędzy.
Nowy powód strajku i nowe wątpliwości prawneZabezpieczenie ponownie
zablokowało działania związkowców. Jasne się dla nich więc stało, że trzeba znaleźć sposób na taktykę przewoźnika. Okazało się nim
ogłoszenie akcji strajkowej w sprawie zwolnienia Moniki Żelazik, a nie zmiany warunków wynagrodzenia.
W ustawie o rozwiązywaniu sporów zbiorowych czytamy: „Strajk może być zorganizowany bez zachowania tych zasad, jeżeli bezprawne działanie pracodawcy uniemożliwiło przeprowadzenie rokowań lub mediacji, a także w wypadku, gdy pracodawca rozwiązał stosunek pracy z prowadzącym spór działaczem związkowym.”
Na tej podstawie strona pracownicza ogłosiła akcję na 18 października. Związki powołały się na przytoczony wyżej paragraf, który zezwala na protesty z pominięciem procedur stosowanych przy sporze zbiorowym. LOT nie uznał tej argumentacji i przedstawił swoją, wedle której można pominąć rokowania i mediacje, ale nie referendum. Spółka ponownie wystąpiła o zabezpieczenie. Tym razem go nie otrzymała.
– Sąd odmówił zajęcia się sprawą, bo stwierdził, że zabezpieczenie, które wydał wcześniej we wrześniu, obejmuje także tę akcję strajkową, która miałaby się odbyć jutro – tłumaczył podczas konferencji prasowej Adrian Kubicki.
Związki inaczej zinterpretowały decyzję sądu. Nie przyjmowały też twierdzeń przewoźnika, że musi dojść do referendum w sprawie podjęcia akcji protestacyjnej w związku ze zwolnieniem przewodniczącej Żelazik.
Prawo nie określa dokładnie, kto ma rację. Opinie specjalistów są różne. Przedstawiciele pracowników mogliby przeprowadzić plebiscyt dla jasności prawnej, ale nie chcą tego zrobić, bo referendum ponownie będzie można zgłosić jako nielegalne do Sądu Okręgowego. A zanim ten się wypowie, to wiele wody w Wiśle upłynie. W sprawie kwietniowego referendum mamy szansę na wyrok dopiero za miesiąc.
Całą przepychankę na paragrafy teoretycznie kończy wyrok Sądu Najwyższego z 2007 roku, który orzekł, że „Prawo do strajku należy do podstawowych praw człowieka oraz wolności związkowych. Wobec tego wątpliwości związane z wykładnią przepisów regulujących strajk powinny być – zgodne z zasadą in dubio pro libertate – rozstrzygane na rzecz, a nie przeciwko wolności strajku.”
Protest 27 X i 11 XIDzisiaj OPZZ ogłosił, że w sobotę 27 października dojdzie do manifestacji pod siedzibą LOT-u. Związek chce w ten sposób wzmóc presję na władze państwowe. Wedle działaczy sytuacja – Przypomina realia XIX-wieczne, niż rzeczywistość kraju członkowskiego Unii Europejskiej pod koniec drugiej dekady XXI wieku – czytamy w oświadczeniu.
Podobnie jak we
wczorajszej rozmowie ze zwolnionym w poniedziałek przewodniczącym jednym ze związków Adamem Rzeszotem, OPZZ wraca uwagę na brak włączenia się premiera w rozwiązanie sporu.
– Szczególnie zastanawiająca jest dla nas bierność organu właścicielskiego, reprezentowanego przez Prezesa Rady Ministrów. Dotychczasowy brak działań Premiera Mateusza Morawieckiego należy odczytywać jednoznacznie – jako milczącą zgodę na brutalne łamanie praw pracowniczych i związkowych w strategicznej spółce Skarbu Państwa – stwierdza OPZZ.
Jeżeli związki uznają, że manifestacja nie przyniosła skutku, akcja ma zostać powtórzona w 11 listopada.
Wydaje się, że w związku z okopaniem się obu stron konfliktu na pozycjach, nie ma innej możliwości niż bardziej zdecydowana interwencja premiera Morawieckiego. Prezes LOT-u
Rafał Milczarski nie widzi powodu do składania dymisji, związki z dnia na dzień rozszerzają akcję. Ktoś musi interweniować. Inaczej spółka
będzie tracić pieniądze i pracowników.