Decyzja rządu Wielkiej Brytanii o nałożeniu 14-dniowej kwarantanny na podróżnych wracających z Hiszpanii jest najgorszą wiadomością, jaką można sobie wyobrazić dla oblężonej branży turystycznej – alarmuje "Bloomberg".
Decydenci z Londynu zaostrzyli ponownie restrykcje po gwałtownym wzroście liczby przypadków zakażeń wirusem COVID-19 w regionie Barcelony. Nie jest jeszcze jasne, czy wzrost liczby infekcji w różnych częściach Europy zwiastuje drugą falę pandemii, czy też turystyka odegrała w tym jakąś rolę, ale takie wiadomością podkopią i tak kruche zaufanie klientów do latania.
Podobnie jak w Hiszpanii sytuacja wygląda w Stanach Zjednoczonych. Wzrost zachorowań w takich stanach jak Floryda, miał istotny wpływ na liczbę podróżnych wybierających transport powietrzny. Przedstawiciele
United Airlines ostrzegli w minionym tygodniu, że dłuższy brak szeroko stosowanej szczepionki, przychody powrócą tylko do połowy poziomu sprzed kryzysu.
Tanie linie z większą szansą przetrwaniaLinie lotnicze będą więc musiały obniżyć jeszcze więcej kosztów lub zaciągnąć jeszcze więcej długów, aby przetrwać.
American Airlines w minionym tygodniu złożyły już pod zastaw swoją markę jako zabezpieczenie nowej pożyczki. Najlepiej przygotowani do obecnych problemów są tani przewoźnicy, tacy jak
Ryanair, którzy mają niskie i elastyczne koszty.
Powrót do kwarantanny oznacza jeszcze dłuższy proces odnowy i jest szczególnie alarmujący dla dużych linii obsługujących przede wszystkim trasy międzykontynentalne, takich jak choćby British Airways. Porażka z Hiszpanią przytrafiła się dodatkowo w momencie, gdy wydawało się, że najgorsze już minęło. Jeśli wirus ponownie rozprzestrzeni się po Europie, może to być punkt kulminacyjny bardzo krótkiego procesu odnowy. Nawet właściciel Ryanaira stwierdził, że druga fala pandemii jest jego największą obawą.
International Airlines Group (IAG), zrzeszające British Airways, Iberię i Vueling, rozważa już emisję akcji o wartości 2,75 mld euro, aby wzmocnić bilans korporacji linii lotniczych, których rezerwy spadły aż o 71 proc. Przed pojawieniem się koronawirusa
narodowy przewoźnik Wielkiej Brytanii był bardzo dochodowy i być może to sprawiło, że otrzymał znacznie mniejsze rządowe wsparcie niż
Lufthansa czy
Air-France KLM. Coś co wzbudzało wcześniej podziw, nagle stało się ułomnością całego biznesu.
Szczepionka jedyną nadzieją?
Linie lotnicze są aktualnie w strasznym położeniu według ekspertów "Bloomberga". Jeśli pozostaną w stanie hibernacji, nie będą mogły generować dochodu z nowych rezerwacji na pokrycie kosztów stałych. Jeśli z kolei przywrócą zbyt wiele lotów, ale bez odpowiedniego ich obłożenia pasażerami, to wówczas stracą pieniądze.
Ryanair planuje we wrześniu oferowanie na poziomie 70 proc. sprzed wybuchu pandemii, co daje jakiś powiew optymizmu, biorąc pod uwagę bieżącą sytuację w Hiszpanii.
Dopóki jednak nie pojawi się szczepionka, testy są jedynym sposobem na zagwarantowanie, że pasażerowie nie transmitują wirusa COVID-19. Dlatego IAG wzywa Unię Europejską i Stany Zjednoczone do stworzenia wspólnego programu testowego, który pozwoli wznowić podróże transatlantyckie. Jeśli bowiem infekcje znów będą się nasilać, pasażerowie mogą zdecydować, że najlepszym sposobem uniknięcia zakażenia koronawirusem jest całkowite zaprzestanie latania. Jeśli tak się stanie, przemysł lotniczy zejdzie głębiej w otchłań.