Plany były ambitne. To miał być rok, gdy pieniądze Przedsiębiorstwa Państwowego „Porty Lotnicze” miały płynąć wartkim strumieniem do kieszeni wykonawców, a ci mieli zakasać rękawy i wziąć się z werwą do prac nad rozbudową lotniska Chopina i budową od podstaw portu w Sadkowie. Udało się to tylko częściowo.
PPL wszedł w 2019 rok
zakończeniem sporu zbiorowego w spółce. Konflikt tlił się przez wiele miesięcy, by w listopadzie 2018 roku
wejść w przewidzianą prawem ścieżkę prowadzącą do strajku. W połowie stycznia udało się jednak wyhamować obu stronom i dojść do porozumienia.
Szybko PPL przystąpił więc do przedstawiania planów na nadchodzące miesiące. Najważniejszymi kwestiami była rozbudowa Okęcia, by zwiększyć maksymalnie przepustowość największego polskiego lotniska, oraz budowa nowego lotniska w Radomiu. Celem tej drugiej inwestycji jest chęć stworzenia alternatywy dla lotniska Chopina, tak by można było dokonać podziału ruchu i loty czarterowe oraz niskokosztowe obywały się nie z Warszawy a portu „zapasowego”. PPL uznał, że
alternatywą taką nie jest Modlin, i zdecydował się na wydanie setek milinów złotych w zburzenie i wybudowanie od podstaw obiektu w Radomiu.
Niech się mury pną do góry!Instytucja kierowana przez rzutkiego Mariusza Szpikowskiego nie zasypiała gruszek w popiele i już w 2018 roku przeprowadziła część przetargów, a
pod koniec stycznia umieszczono ogłoszenie, o chęci przeprowadzenia przetargu w formule projektuj i buduj na wykonanie elementów nowego portu. Taki ruch miał przyspieszyć całą procedurę inwestycyjną i dać ewentualnym wykonawcom czas na przygotowanie się do przedstawienia ofert.
Harmonogram zakładał, że lotnisko zostanie otwarte jesienią 2020 roku, tak by potok pasażerów w pełni mógł popłynąć wraz z początkiem sezonu letniego 2021 roku. To oznaczało, że w błyskawicznym tempie uda się zdemontować stary terminal, wybudować nowy i rozbudować pas startowy. Od początku wydawało się to bardziej myśleniem życzeniowym niż faktycznym planem działań.
Bardziej realnie oceniano planu prac na stołecznym lotnisku. Zakładał on, że wszystko zakończy się w 2022 roku. Do tego czasu mieszkańcy najpierw Włoch i Piaseczna, potem zaś Bemowa i Ursusa, a w końcu i Ursynowa mieli przeżywać trudny okres puszczania ruchu nad ich głowami. Wszystko po to, by udało się zrealizować rozbudowę dróg szybkiego zjazdu i kołowania do obydwu pasów startowych oraz rozbudować pirs północny i zbudować pirs południowy. Celem miało być zwiększenie przepustowości Okęcia, by to pełniło rolę najważniejszego lotniska w Polsce do czasu zbudowania Centralnego Portu Komunikacyjnego.
Zderzenie z murem rzeczywistości– W ringu każdy ma jakiś plan, dopóki nie dostanie w łeb! – mówił w swoim stylu Mike Tyson. W tej bardzo prostej, by nie rzec prostackiej wypowiedzi, zawarta jest prawda, że bywa, że nasze plany boleśnie spotykają się z realiami, które za nic nie chcą przystawać do poczynionych przez nas założeń. Mistrzostwo amerykańskiego pięściarza polegało na tym, że nie tracił zimnej krwi, gdy otrzymywał cios i realizował swój plan mimo przeciwności losu. PPL próbuje podążać podobną ścieżką.
Zacznijmy jednak od krótkiego przypomnienia, jak plany inwestorskie spółki Skarbu Państwa zostały zweryfikowane przez życie. Zacznijmy od Radomia.
Pierwsze oznaki, że harmonogram nie przystaje do rzeczywistości, pojawiły się już pod koniec stycznia, gdy okazało się, że jedyna oferta, jaka
spłynęła na rozbudowę pasa startowego, by w Sadkowie mogły lądować najpopularniejsze samoloty pasażerskie świata – B737 i A320,
przekroczyła budżet aż o 200 milionów złotych. PPL nie tracił jednak rezonu i
ogłosił nowy przetarg i mimo kilku
przesunięć terminu złożenia ofert udało się wyłonić wykonawcę, a prace wedle deklaracji inwestora powinny zakończyć się w sierpniu 2020 roku, czyli zgodnie z terminem.
Potem przyszły
problemy z rozbiórką terminala. Udało się załatwić i tę sprawę. Widać już jednak było, że PPL będzie musiał się uzbroić w cierpliwość i wytrwale pokonywać kolejne przeszkody. A te były różne. Od niezależnych od Portów Lotniczych kwestii związanych z przedłużającymi się
pracami nad drogą ekspresową S7 i linią kolejową nr 8, które mają zapewnić przyszłym klientom Sadkowa możność szybkiego dostania się z Warszawy i jej aglomeracji na lotnisko, po
dość oczywisty opór linii przed przenoszeniem się do portu oddalonego od stolicy o około sto kilometrów.
W końcu jednak inwestor musiał przyznać, że nie uda się oddać nowego portu w Radomiu w zakładanym terminie. Kluczową kwestią stał się terminal, którego potencjalni wykonawcy nie zakładali zbudować w przewidzianym terminie i
złożyli skargę do Krajowej Izby Odwoławczej. Ta
przyznała im rację, a PPL musiał przesunąć datę realizacji inwestycji o co najmniej rok. Teraz jesteśmy w
trakcie rozstrzygnięcia przetargu i nikt nie wie, co jeszcze się wydarzy.
Wstrzymanie pracInaczej sprawy mają się z lotniskiem Chopina. Tutaj sygnały, że z rozbudową może być kłopot,
pojawiły się już we wrześniu 2018 roku. Co ważne, w tym wypadku kluczowe było stanowisko Ministerstwa Infrastruktury, które zdawało się mocno kręcić nosem na plany zarządcy portu.
Oficjalnie nikt nie chciał niczego powiedzieć, ale nieoficjalnie głośno było o tym, że MI nie podoba się rozbudowa Okęcia w czasie, gdy deklaruje się wydanie miliardów złotych na nowe centralne lotnisko.
Sprawa nabrała rumieńców, gdy w czerwcu tego roku media donosiły
o faktycznym wstrzymaniu prac. Choć znowu wszystko było owiane tajemnicą, to coraz wyraźniej było widać, że PPL nie ma wsparcia w swoich poczynaniach ze strony nadzorującego go ministerstwa.
Wszystko zaczęło się potwierdzać, gdy pełnomocnikiem rządu do ds. Centralnego Portu Komunikacyjnego został Marcin Horała. Polityk ten w końcu zaczął mówić otwartym tekstem o tym, że rozbudowa lotniska Chopina
obędzie się w mniejszym zakresie, niż początkowo to przewidywano. Szczegóły mamy poznać w połowie przyszłego roku.
BilansNie da się ukryć, że PPL chciał w tym roku prowadzić prace w obydwu portach w bardzo szerokim zakresie. I to nie udało się w pełni. Największą niewiadomą jest obecnie sprawa Okęcia, bo nikt nie chce, a pewnie i nie jest w stanie powiedzieć, co dalej. A ta kwestia wydaje się najbardziej paląca. Lotnisko działa, ruch na nim rośnie i trzeba odpowiedzieć na to wyzwanie. Jesteśmy na etapie analiz, a my powinniśmy już być raczej
w fazie oceniania efektów rozbudowy. Jesteśmy więc mocno zapóźnieni i finałem tego wszystkiego może być ucieczka ruchu do innych lotnisk w naszym regionie.
Lepiej sprawy mają się z Radomiem. Choć termin oddania lotniska został przesunięty, to od początku było wiadomo,
że jest on nierealny. Prace trwają albo jesteśmy na etapie wybierania wykonawców. Choć z trudem, to wszystko idzie do przodu. Niczym Mike Tyson w ringu.
Za PPL dwanaście trudnych miesięcy. Nadchodzące również nie zapowiadają się na łatwe. Do ostatniego gongu jeszcze daleko.