Sytuacja w LOT się komplikuje. Dzisiaj wprawdzie nie odwołano zbyt wielu lotów, ale za to działo się w siedzibie spółki. Oprócz strajkujących mieliśmy przeciwników protestu. Prezes przewoźnika próbował wręczyć wypowiedzenia kilku osobom, do biura dotarli przedstawiciele Platformy Obywatelskiej z premier Ewą Kopacz na czele, a na koniec dnia Monika Żelazik i Rafał Milczarski rozmawiali na klęczkach.
Związki zawodowe Polskich Linii Lotniczych LOT już szósty dzień protestują przeciwko zwolnieniu z pracy Moniki Żelazik, przewodniczącej związku zawodowego przewoźnika. Wczoraj dodatkowo prezes linii lotniczych Rafał Milczarski poinformował o dyscyplinarnym zwolnieniu w trybie natychmiastowym 67 pracowników, uczestników strajku.
Ewa Kopacz wspiera protestującychMoknących w deszczu związkowców wsparła we wtorek po południu była premier RP, Ewa Kopacz, która zarzuciła premierowi Mateuszowi Morawieckiemu brak dbałości o losy pracowników narodowego przewoźnika. – Apeluję, żeby premier nie spotykał się na ulicy Nowogrodzkiej i tam nie ustalał z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim kolejnych kroków i kolejnej strategii na kolejną kampanię, tylko pojechał do tych protestujących osób, które dzisiaj zatrudnione są również na umowach śmieciowych – stwierdziła.
– Wiem, że pan nie może zachowywać się inaczej, niż pan premier, a więc arogancja i pogarda dla swoich pracowników to jest coś, co jest wpisane w naturalny sposób postępowania, ale apelujemy do pana w imieniu tych, którzy dzisiaj mokną pod spółką i nie mają partnera do rozmów, apelujemy do pana również w imieniu pasażerów polskich linii lotniczych o to, by usiadł pan do stołu – kontynuowała Kopacz swój apel do Prezesa Rady Ministrów.
Jednocześnie do związkowców z siedziby PLL LOT wyszedł prezes LOT-u, Rafał Milczarski. Jak stwierdził, strajkujący pierwszego dnia protestu mogli przebywać w budynku, jednak ich zachowanie „było skandaliczne”. – Skończcie z tym szaleństwem. W Locie nie ma zgody na anarchię – mówił do stojących przed budynkiem dziennikarzy i protestujących. Milczarski zaprzeczył również, jakoby pracownicy LOT-u byli na „umowach śmieciowych”. Podczas
poniedziałkowej konferencji tłumaczył również, że to umowy B2B, i że LOT nie ma w planach propozycji dla kadry w postaci umów o pracę.
Prezes LOT nie zamierza podawać się do dymisjiDzisiaj miało także dojść do przepychanek podczas spotkania, na którym prezes LOT próbował wręczyć wypowiedzenia. Przedstawiciele przewoźnika dementują jednak informacje związkowców, którzy udostępnili nagranie z całego zajścia. W rozmowach z dziennikarzami przedstawiciele LOT od początku protestów podkreśla, że nie są one strajkiem. – To nie jest żaden strajk, tylko nielegalna, zakazana próba sterroryzowania firmy. Nie jestem wrogiem związków zawodowych, nie jestem wrogiem legalnych strajków. Chcemy rozmawiać w LOT, ale na partnerskich zasadach. Tymczasem związki zawodowe od dawna stosują prostą taktykę: przystawiają kolejnym zarządom pistolet do głowy – powiedział w rozmowie z Mateuszem Ratajczakiem z Wirtualnej Polski. – Musi pan pamiętać, że sytuacja prawna w tej chwili wygląda tak: nie ma sporu zbiorowego, jest za to nowy regulamin wynagradzania – dodał.
Milczarski podkreślił także, że jest gotowy prowadzić rzeczowe i merytoryczne rozmowy, ale nie ma możliwości, żeby do pracy w spółce powrócili "prowodyrzy tego zakazanego strajku". – Nie zamykam na zawsze drzwi do firmy tym, którzy czują się zmanipulowani przez liderów związków zawodowych. Możemy zawsze rozmawiać o współpracy. Tym razem jednak nie będzie to umowa o pracę, ale kontrakt – tak, jak zatrudniamy w tej chwili w LOT – zaznaczył na łamach WP.
Prezes LOT nie zamierza się podawać do dymisji, czego od wielu miesięcy domagają się związkowcy. – Kiedy przychodziłem do firmy, to obiecałem sobie i pracownikom, że sam nie złożę rezygnacji przynajmniej do momentu, gdy LOT wejdzie na Centralny Port Komunikacyjny (CPK) i wykona stamtąd pierwsze rejsy. I to jest mój cel. Nie jestem tu na miesiąc, nie jestem na rok, a na lata – stwierdza Milczarski.
Klęczący Milczarski i Żelazik
Do niecodziennej sytuacji doszło pod koniec dnia, gdy w jednym z budynków LOT na korytarzu spotkała się związkowa liderka Monika Żelazik i prezes Rafał Milczarski. Jako pierwsza przyklęknęła przedstawicielka protestujących, która w ten sposób chciała podziękować za otwarcie dostępu do toalet. – Trochę to było ironiczne, nawet go ucałowałam w rękę. Pan prezes po dłuższej chwili nie wiedział co ma zrobić, też padł na kolana. W końcu wydał na mnie 50 milionów – relacjonowała na łamach WP Żelazik.
Strajk związkowców LOT-u trwa od czwartku 18 października. Na bieżąco o rozmowach i odwołanych z tej przyczyny rejsach piszemy
tutaj. Dzisiaj odwołane zostały "z powodu braku załóg" loty w relacjach między Warszawą a Krakowem, Kijowem i Frankfurtem.