Pandemia koronawirusa SARS-CoV-2 nie jest główną przyczyną według Eda Simsa największego w historii kryzysu w lotnictwie. Prezes WestJet jest przekonany, że cała branża w Kanadzie najbardziej cierpi z powodu braku wsparcia finansowego ze strony decydentów z Ottawy oraz przedłużającego się za bardzo procesu szczepień.
Gość rozmowy Eurocontrol ubolewał, że w Kraju Klonowego Liścia wprowadzono jedne z najsurowszych na świecie restrykcji oraz ograniczeń w podróżowaniu, zmuszając wszystkich przylatujących do dwutygodniowej kwarantanny. Według prezesa WestJet sytuacja pod tym względem gorzej wyglądała tylko w Argentynie.
– Przetestowaliśmy w ostatnim tygodniu października ponad 50 tys. pasażerów w Calgary i pozytywny wynik stwierdzono jedynie u 1,3 proc. Podobnie było w Toronto, gdzie wśród 60 tys. podróżnych wykryto wirusa COVID-19 u 1,4 proc. Testy przed odlotami w Vancouver nie wykazały natomiast żadnego przypadku – ujawnił Sims, który podkreślił, że
linie lotnicze z Calgary przede wszystkim pomagają walczyć z pandemią, transportując medyczne ładunki pilnej potrzeby, w tym szczepionki oraz przewożąc ratowników, a nie rozprzestrzeniają choroby.
Prezes WestJet brak jakiejkolwiek pomocy publicznej uważa za "skandaliczny" i tej "nadzwyczajnej sytuacji" nie da się porównać z rzeczywistością, jaką doświadczyły w trakcie bieżącego kryzysu
Delta Air Lines, Air France, KLM czy
Lufthansa, które mogły liczyć na znaczne rządowe wsparcie. Sims przypomniał jednak, że w ostatnich miesiącach linie lotnicze z Calgary straciły 23 proc. rynku na usługach międzynarodowych kosztem właśnie zagranicznych przewoźników. - To prawdziwa hańba - nie krył rozgoryczenia prezes WestJet, które obchodzą ćwierć wieku istnienia.
Sims narzekał również na zarządzającą przestrzenią powietrzną drugiego największego kraju świata organizację Nav Canada, która podniosła jeszcze w maju ubiegłego roku opłaty za obsługę operatorów średnio o 29,5 proc.
Linie lotnicze z Calgary musiały zareagować podwyżką cen biletów, która jednak była skromna i wdrożona dopiero od września ubiegłego roku.
– Ten skandaliczny wzrost stawek, zaordynowany przez Nav Canada, doprowadzi do dalszego zmniejszenia liczby podróżujących. Obciążanie pasażerów dodatkowymi kosztami tylko zahamuje ewentualne ożywienie gospodarcze Kanady – stwierdził Sims, który w latach 2011-2017 mieszkał w Wellington i pracował dla agencji żeglugi powietrznej Nowej Zelandii.
– Rynek kanadyjski jest moim zdaniem jednym z najtrudniejszych na świecie. Podróżny z wydanych 100 dolarów na bilet płaci aż 24 dolary za opłaty lotniskowe oraz obsługę nawigacyjną. Klienci w Europie dla porównania 15 dolarów, ci z USA tylko 11 dolarów, natomiast w Australii zaledwie 8 dolarów. Nie ma uzasadnienia dla tej dysproporcji – podsumował Sims, który domaga się pilnych zmian modelu biznesowego Nav Canada.