Z raportu firmy VariFlight wynika, że w czerwcu 2019 roku średni współczynnik punktualności polskich lotnisk wyniósł 76,79 proc. To wynik o 4,6 proc. lepszy niż w poprzednim badaniu, ale w dalszym ciągu niesatysfakcjonujący wielu klientów linii lotniczych. Jednak przy wyzwaniach, jakie stoją przed globalną branżą lotniczą, istotne zmniejszenie skali opóźnień może w najbliższym czasie nie być możliwe.
Latanie samolotem to bez wątpienia najbezpieczniejszy sposób podróżowania. Wg danych portalu lotniczego Aviation Safety Network rok 2018 był dziewiątym z rzędu najbezpieczniejszym rokiem w historii lotnictwa. I to pomimo 15 katastrof w lotnictwie cywilnym, w których zginęło aż 556 osób. W tym samym czasie tylko na polskich drogach zginęło w wypadkach komunikacyjnych ponad 2,8 tys. osób. Przy niemal 4,5 mld pasażerów obsłużonych w ubiegłym roku rejsowymi samolotami prawdopodobieństwo ucierpienia w wypadku lotniczym wynosi 1 : 8 000 000.
Specyfika branżyTym, co różni transport lotniczy od samochodowego, są także konsekwencje każdego wypadku. Przykładem są niedawne katastrofy indonezyjskich i etiopskich boeingów 737 MAX. Wstępne wątpliwości dotyczące bezpieczeństwa sprawiły, że na całym świecie podjęto decyzje o uziemieniu tego typu samolotów. Nagłe wyłączenie z eksploatacji większej ilości maszyn stawia linie lotnicze w trudnej sytuacji – muszą realizować wcześniej planowany program handlowy przy zmniejszonej liczbie samolotów. Przewoźnicy starają się uziemione maszyny zastępować innymi jednostkami, jednak nie zawsze są one dostępne lub oferują znacząco niższy komfort dla pasażerów. W obliczu braku optymalnych samolotów utrzymanie dotychczasowej siatki połączeń i oczekiwanej przez pasażerów punktualności jest rosnącym globalnym wyzwaniem – zarówno w Polsce, jak i w kilkudziesięciu innych krajach świata.
Mimo chwilowych wyzwań operacyjnych na całym świecie rośnie ruch lotniczy. W ciągu najbliższych 20 lat w powietrzu eksploatowanych będzie ponad 50 tys. samolotów, czyli dwukrotnie więcej niż obecnie. Kluczowe dla globalnego ruchu powietrznego lotniska stoją przed wielkim wyzwaniem, jakim jest brak możliwości zwiększania przepustowości. Ruch już teraz jest większy niż możliwości jego obsługi, co szczególnie widoczne jest w krajach Europy Zachodniej. Problem dotyczy jednak również Polski. W ubiegłym roku nasze lotniska obsłużyły 46 mln pasażerów, tj. aż o 15 proc. więcej niż w roku poprzednim. Lotnisko Chopina w Warszawie osiąga obecnie limity przepustowości, wyrażone w liczbie dozwolonych operacji lotniczych na dobę (600 startów i lądowań) czy ilości pasażerów przewijających się przez terminal pasażerski w ciągu godziny. M.in. z uwagi na restrykcyjne procedury bezpieczeństwa ów „tłok” na lotniskach w naturalny sposób odbija się na punktualności samolotów. Wszelkie prace modernizacyjne, tak jak w przypadku remontu pasa startowego w czerwcu w Warszawie, natychmiast przekłada się na istotne ograniczenie przepustowości oraz wzrost liczby opóźnień.
Tłok na niebieW Europie coraz bardziej odczuwalnym problemem pozostaje przepustowość przestrzeni powietrznej, którą w poszczególnych krajach zarządzają lokalne agencje kontroli ruchu powietrznego. Wiele z nich wykazuje niewystarczającą infrastrukturę informatyczną oraz niedobór wykwalifikowanej kadry kontrolerów. W efekcie, od kilku lat obserwuje się lawinowy przyrost opóźnień spowodowanych niewydolnością systemu kontroli przestrzeni powietrznej. Problem dotyczy przede wszystkim Niemiec, Francji oraz krajów Beneluksu, jednak ograniczenia spotykane są również często w przestrzeni powietrznej Czech, Węgier czy Austrii. Na tym tle przestrzeń polska, zarządzana przez Polską Agencję Żeglugi Powietrznej, prezentuje się pozytywnie –
od 2019 roku PAŻP wspomaga wręcz kolegów z Niemiec, przejmując od nich kontrolę nad kilkuset rejsami w ciągu doby.
Nie zapominajmy wreszcie, że lotnictwo – w dużo większym stopniu niż transport lądowy czy morski – jest w dalszym ciągu uzależnione od warunków pogodowych. To szczególnie duże wyzwanie w dobie gwałtownych zmian klimatycznych, a także szybko rosnącego ruchu lotniczego w okresie wakacyjnym. Przykładowo to właśnie latem pojawiają się niebezpieczne fronty burzowe, które samoloty muszą omijać. To z kolei oznacza konieczność nakładania drogi i opóźnione dotarcie do celu. Z kolei burza w bezpośrednim sąsiedztwie portu lotniczego oznacza najczęściej wstrzymanie operacji na kilkadziesiąt minut, czego negatywne skutki w postaci fali opóźnień mogą być odczuwalne przez wiele kolejnych godzin.
Pamiętajmy jednak, że każde opóźnienie samolotu jest ceną za bezpieczeństwo. Warto tę cenę ponieść, nawet gdy zmuszeni jesteśmy zmienić plany wakacyjne czy biznesowe.