Według wielu ekspertów epidemia wirusa zapalenia płuc z Wuhan dopiero się rozpoczyna, jednak już teraz wywołuje olbrzymie obawy i stawia przed wieloma problemami władze, przewoźników i zwykłych obywateli.
Od pewnego czasu obserwujemy rozwój tajemniczej epidemii zapalenia płuc. To przerażające zjawisko, którego epicentrum jest chińskie mieście Wuhan, przykuwa uwagę całego świata, podsyca strach i obawy przed najgorszymi konsekwencjami, przywodząc na myśl historie o średniowiecznych plagach, czy nawet apokaliptyczne wizje.
A jednak, nie możemy powiedzieć, że najnowsze, tajemnicze zapalenie płuc, wywoływane przez koronawirus 2019-nCoV jest czymś zupełnie bez precedensu we współczesnym świecie. Pomiędzy listopadem 2002r. i czerwcem 2003r., epidemia SARS, która narodziła się w Południowych Chinach, zaraziła prawie 8,1 tys. pacjentów, dla 774 z nich kończąc się tragicznie. Obie choroby łączy sporo podobieństw – brak szczepionki dostępnej w momencie wybuchu choroby, łatwość rozprzestrzeniania się i mutacji oraz stosunkowo wysoki odsetek ofiar śmiertelnych. W wielu miejscach na południu Chin, w Hongkongu czy na Tajwanie do tej pory występuje silna trauma SARS.
Do tego należy dodać koszty gospodarcze. Specjaliści amerykańskiej stacji NBC oceniają, że pandemia z początku wieku spowodowała straty w wysokości 40 mld dolarów. Skutki finansowe obecnej sytuacji trudno w tym momencie szacować, ale jest bardzo prawdopodobne, że będą znacznie wyższe.
Cena mobilnościEpidemie zapalenia płuc z Wuhan oraz SARS łączy kraj narodzin i strach, jaki towarzyszy obu pandemiom. Choroby te są jednak różne - występowanie SARS wiązało się z wyższym współczynnikiem śmiertelności, ocenianym na 7 proc. W przypadku obecnej choroby współczynnik śmiertelności jest na razie trudny do oszacowania, z uwagi na trwający przebieg epidemii, jednak źródła mówią o współczynniku od 2 do 5 proc. Mimo to, zapalenia płuc z Wuhan nie należy lekceważyć – niższy współczynnik śmiertelności, nowa choroba nadrabia duży wyższą skalą występowania. SARS nie przenosił się z łatwością grypy, czego niestety nie można powiedzieć o nowym wirusie.
Przez ostatnie 17 lat Chiny dokonały olbrzymiego postępu w rozwoju infrastruktury transportowej, poprawie mobilności oraz poziomu życia obywateli. Obecnie mówimy o drugim największym rynku lotniczym świata oraz kraju, dysponującym największą siecią kolei dużych prędkości na świecie. Postęp ten ma odzwierciedlenie w liczbach – w 2002r., kiedy wybuchła epidemia SARS, w prowincji Guangdong, miejscu jej narodzin, dziennie podróże pociągami odbywało 204 tys. osób. W 2018 r., w prowincji Hubei, której stolicą jest miasto Wuhan, dziennie podróże koleją odbywa 458 tys. osób. Jeszcze większy wzrost mobilności cechuje podróże międzynarodowe obywateli Państwa Środka – w 2002 r., na pokładach samolotów lecących z oraz do Chin podróżowało około 35 tys. pasażerów dziennie. W 2018 r. ta liczba wzrosła do 205 tys. pasażerów dziennie. Co więcej, wszystkie te liczby to dane uśrednione, podczas gdy nowa choroba wybuchła z pełną siłą w czasie poprzedzającym Chiński Nowy Rok, czyli okresie określanym jako “największa migracja na świecie”, na który zaplanowanych jest około 3 mld podróży.
Rezultat to liczba osób chorych, która według oficjalnych danych z czwartku wieczorem (30.01.) przekroczyła liczbę osób zarażonych na SARS oraz ponad 200 ofiar śmiertelnych. Choroba szybko wykroczyła poza granice Państwa Środka – obecnie pacjenci, którzy przeszli pozytywnie badania na obecność 2019-nCoV obecni są na Tajlandii, w Singapurze, w Hongkongu, w Japonii, na Tajwanie, w Australii, Malezji, Makau, Korei Południowej, Francji, Stanach Zjednoczonych, Niemczech, Wietnamie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Kanadzie, Włoszech, Nepalu, Kambodży, na Sri Lance, w Finlandii, Indiach oraz na Filipinach. “Każda z tych osób to człowiek, gdzieś na łóżku szpitalnym” – komentuje Cate Cadell, chińska korespondentka Reutersa.
Chiński Czarnobyl?Podczas, gdy od początku pierwszej dekady XXI w. Chiny dokonały olbrzymiego skoku w dziedzinie infrastruktury i mobilności, polityka komunistycznych władz Państwa Środka w dużej mierze pozostaje niezmienna. Pierwsze przypadki SARS były znane już w listopadzie 2002 r., ale zastosowana przez władze Chin blokada informacyjna spowodowała, że Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) została powiadomiona dopiero w lutym 2003 r. Obecnie napływające informacje zawarte w The New England Journal of Medicine wskazują na to, że zapalenie płuc z Wuhan zostało zidentyfikowane już na początku grudnia 2019 r.,
a w połowie tego miesiąca wiadomym było, że wirus rozprzestrzenia się z osoby na osobę. Tymczasem jeszcze na początku stycznia władze aresztowały osiem osób, za “rozpowszechnianie fałszywych informacji o chorobie podobnej do SARS w Wuhan”. Jak się okazało, cała ósemka to lekarze, z których jeden sam zachorował lecząc pacjentów z 2019-nCoV. Wszystkie te osoby zmuszone były podpisać oświadczenie, że ich twierdzenia są nieprawdą, po czym… wróciły do leczenia pacjentów zarażonych chorobą.
W przypadku epidemii SARS, istnieją opinie, że zbyt opieszałe upublicznienie informacji o chorobie spowodowało wzrost ofiar. Podobnych opinii nie brakuje przy najnowszej epidemii. Ostatecznie władze przyznały, że choroba jest realna i groźna, a przewodniczący państwa Xi Jinping, podkreślił, że ochrona zdrowia jest najważniejszym zadaniem wymagającym działań. Chiny zdecydowały się też na bezprecedensowe zamknięcie całych miast w prowincji Hubei, w tym 11-milionowego Wuhan.
Problem w tym, że działania te były podjęte dopiero w momencie, gdy większość rezydentów wyjechała już na przerwę świąteczną z okazji Chińskiego Nowego Roku. Nie brakuje też głosów, że działania te, to „działania dla samych działań”, podejmowane, by sprawić wrażenie zaangażowania, podczas gdy opinia publiczna traci zaufanie do władz, o
czym pisze Ian Johnson z The New York Times. Nawet otwartość władz Chin w informowaniu, którą chwali wielu komentatorów, przez wieloletnich korespondentów z Chin, takich jak Gerry Shih z The Washington Post,
uznawana jest jako próba ukierunkowania gniewu ludzi w stronę lokalnych władz z Wuhan, tak by nie kwestionować jednowładztwa Komunistycznej Partii Chin oraz przywództwa Xi Jinpinga, który do tej pory nie zdobył się na odwiedziny prowincji Hubei (pomimo, że jest kreowany przez propagandę Chin na przywódcę blisko „zwykłych ludzi”) oraz nie podjął się osobistego kierowania programem naprawy sytuacji (klęska tej misji mogłaby pogrążyć jego notowania w partii i w oczach opinii społecznej). Epidemia 2019-nCoV może być dla komunistycznych władz Chin tym, czym dla dawnych władz ZSRR była katastrofa w Czarnobylu, konstatuje Shih.
Polityka wygrywa ze zdrowiem Obserwacja działania władz Chin to coś więcej niż tylko zajęcie dla pasjonatów polityki. Od pewnego czasu władze Państwa Środka mają ambicję, by narzucić swój punkt widzenia opinii publicznej na całym świecie, stąd też należy się liczyć, że planując podróż do Chin i dokonując oceny poziomu ryzyka, możemy trafić na informacje, które są zbieżne z oficjalną linią przekazu Komunistycznej Partii Chin. Przekaz ten, bez zawahania powielany przez finansowane przez Chiny media, a także chętnie wykorzystywany przez zafascynowanych władzami Chin blogerów, często umniejsza skalę występowania zagrożenia, w zamian wyolbrzymiając działania władz kraju w celu powstrzymania rozprzestrzeniania się choroby. W centrum tych propagandowych działań, które usuwają w cień scenariusz filmu „Człowiek z marmuru”, jest budowa ogromnego szpitala w Wuhan, który ma powstać w przeciągu dwóch tygodni i leczyć zarażonych wirusem.
Przykładem prób narzucania wizji władz Chin było odwlekanie przez WHO decyzji o uznaniu występowania 2019-nCoV jako epidemii o globalnym zagrożeniu. Nadanie statusu, który stawiałby władze Chin w niekorzystnym świetle, było przez pewien czas blokowane przez Chiny, które dysponują coraz większymi i
rosnącymi wpływami w ONZ.
Pokaz bezwzględności w stawianiu polityki ponad zdrowiem publicznym odzwierciedlają również działania Chin blokujące uczestnictwo Tajwanu w WHO. Komunistyczne władze Chin, które nigdy nie miały władzy nad Tajwanem, roszczą sobie prawo do wyspy jako do własnego terytorium, forsując na świecie jej obraz jako „zbuntowanej prowincji”. Od 2016 r., czyli od momentu zwycięstwa w demokratycznych wyborach na Tajwanie prezydent Tsai Ingwen, władze Chin pod przewodnictwem Xi zaczęły stosować coraz bardziej agresywną politykę izolacji wyspy na arenie międzynarodowej. Jej elementem jest wykluczenie Tajwanu, który obecnie zmaga się z przypadkami zarażenia wirusem 2019-nCoV, z uczestnictwa w posiedzeniach WHO, nawet w roli obserwatora, tym samym pozbawiając ponad 23 mln obywateli wyspy dostępu do najświeższych informacji medycznych, jak również pozbawiając świat pomocy naukowców z Tajwanu - to między innymi badania zespołu naukowców z tego kraju umożliwiło w 2003 r. opracowanie szczepionki przeciw SARS.
Podobna izolacja Tajwanu ma miejsce w przypadku innej agencji ONZ, ICAO, odpowiedzialnej za lotnictwo cywilne. Gdy na początku tego tygodnia, analitycy oraz pracownicy naukowi wezwali ICAO za pośrednictwem Twittera do tego, by zawiesić izolację Tajwanu, szybko spostrzegli, że dostęp ich kont na Twitterze został zablokowany przez agencję. Posunięcie agencji ICAO, kierowanej obecnie przez Fang Liu, dawną urzędniczkę CAAC, czyli Urzędu Lotnictwa Cywilnego Chin, wywołał oburzenie w Waszyngtonie.
– Uciszenie głosów, które sprzeciwiają się izolacji Tajwanu z ICAO stoi w sprzeczności z deklarowanymi przez organizację zasadami sprawiedliwości, inkluzywności oraz przejrzystości – głosi stanowisko Komitetu Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych. W odpowiedzi biuro prasowe ICAO poinformowało, że zablokowało “niektórych aktywistów, którzy celowo nadużyli organizacji, by przykuć uwagę do swoich własnych kampanii”. Zablokowane osoby odrzucają te oskarżenia, wskazując na to, że nie chcieli dyskutować o polityce, a jedynie o tym, jak wykluczenie Tajwanu, który jest poważnym hubem transportowym,
wpływa na bezpieczeństwo transportu lotniczego.
LOT zawiesza połączenia do Chin (aktualizacja)
Niezależnie od stanowiska przedstawianego przez władze w Pekinie, linie lotnicze dokonują własnej oceny bezpieczeństwa lotów do Chin. Jej następstwem są decyzje o zawieszeniu operacji, podejmowane przez znaczną liczbę przewoźników z zagranicy, takich jak British Airways, linie zrzeszone w Grupie Lufthansa, Air Canada, Iberia, Air France, KLM, Virgin Atlantic czy Lion Group. Inni przewoźnicy, tacy jak Finnair, United, Singapore Airlines zdecydowali się na ograniczenie częstotliwości lotów.
Stosunkowo długo loty do Pekinu wykonywał LOT. Tomasz Sajewicz, wieloletni korespondent Polskiego Radia w Pekinie,
zauważył nawet na Twitterze, że narodowy przewoźnik zaczął być wymieniany w nieformalnych instrukcjach, mówiących o tym, “jak uciec z Pekinu przed chorobą”. Taka sytuacja nie trwała jednak długo i 31 stycznia po południu LOT poinformował o zawieszeniu lotów do Chin do 9 lutego.
– W związku z ogłoszonym przez Międzynarodową Organizację Zdrowia (WHO) komunikatem dotyczącym rozprzestrzeniania się koronawirusa 2019-nCoV i po konsultacji z Ministerstwem Zdrowia i sztabem działającym przy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Zarząd Polskich Linii Lotniczych LOT podjął decyzję o tymczasowym zawieszeniu rejsów do Pekinu do 9 lutego br. Decyzja ta jest podyktowana szczególną troską o zapewnienie pełnego bezpieczeństwa Pasażerom i członkom Załogi LOT-u – napisano w komunikacie.Z ocenami przewoźników oraz załóg nie zgadza się WHO. Ogranizacja twierdzi, że nie ma przesłanek by wprowadzać ograniczenia na podróże do Chin z uwagi na występowanie wirusa.
Chińczycy się boją, świat boi się ChińczykówTymczasem w samych Chinach wirus występuje już we wszystkich prowincjach kraju. Aby zabezpieczyć siebie i swoich bliskich przed zakażeniami, mieszkańcy wiosek biorą sprawy w swoje ręce i budują barykady blokujące dostęp osobom z zewnątrz. Johnson opisuje barykady w Szanghaju wykonane z rowerów publicznych spiętych linkami. Chińskie media społecznościowe pełne są filmików, na których obywatele zwracają uwagę innym na obowiązek noszenia maseczek ochronnych, które obecnie, wraz z alkoholem do dezynfekcji, stały się najbardziej pożądanym i, niestety często niedostępnym towarem. Władze zdecydowały się wydłużyć ferie w szkołach i na uczelniach, wiele zakładów pracy przedłuża urlopy i zachęca do pracy zdalnej z domu.
Wszystko wskazuje na to, że zwyczaj noszenia maseczek stanie się nową normą społeczną w Azji Wschodniej. Jak wspominają Tajwańczycy, przed epidemią SARS noszenie maseczek w miejscu publicznym było rzeczą niepojętą. Obecnie, nikt nie kwestionuje tego zwyczaju. Podobne przełamanie bariery społecznej może mieć miejsce w Chinach.
Niestety, pojawienie się wirusa zapalenia płuc z Wuhan przełamuje także bariery społeczne, które nigdy nie powinny być przełamywane – z całego świata napływają wiadomości o wzroście rasistowskich nastrojów skierowanych przeciwko Chińczykom. Tuż po ogłoszeniu epidemii mnożyły się na mediach społecznościowych filmiki sugerujące, jakoby Chińczycy jadali nietoperze i inne zwierzęta uznawane na zachodzie za niejadalne. Okazuje się, że wiele z tych filmików nie pochodziło z Chin, ale z innych zakątków świata. W ostatnim czasie mnożą się też raporty o ogłoszeniach na drzwiach restauracji na świecie zabraniających wstępu obywatelom Chin, oraz na inne dyskryminujące traktowanie. Jeśli wierzyć doniesieniom prasowym, na wielu uczelniach na świecie studenci z Chin poddawani są badaniom medycznym lub nawoływani do tego, by poddali się dobrowolnej kwarantannie przed powrotem na zajęcia.
Wobec tak wielu, często apokaliptycznych wizji i prognoz, rodzi się pytanie, czy w najbliższym czasie planować podróże do Chin? Nie brakuje przecież opinii, że obecna epidemia, jest bardziej epidemią medialną, niż rzeczywistą, a rozprzestrzeniająca się choroba zagraża w głównej mierze osobom starszym i o słabszej kondycji, przez co nie należy się jej obawiać.
Mimo wszystko eksperci zalecają daleko posuniętą ostrożność. Jak do tej pory koronawirus 2019-nCoV jest w fazie rozwoju, ciągle mutując, stąd też określenie poziomu jego zagrożenia jest wciąż niemożliwe. Do dziś naukowcy nie poznali również sposobu, w jaki wirus się rozprzestrzenia. Medycyna wciąż też nie dysponuje opracowanym lekiem ani szczepionką pozwalającymi zwalczyć wirusa. Wszystko to można uznać za ważne przesłanki, by go unikać i zastosować zasadę dmuchania na zimne, która przyświeca choćby branży lotniczej.
Wreszcie to, że wirus atakuje w głównej mierze osoby starsze i osłabione, nie oznaczy, że możemy go przenosić w nowe miejsca, tym samym de facto często wydając wyrok na takie osoby. To, że nawet zwykłe zapalenie płuc jest śmiertelnym zagrożeniem dla starszych osób, potwierdzą pracownicy medyczni w każdym szpitalu. Jeśli więc nawet bardzo czekaliśmy na nasz wyjazd do Chin i teraz nie pomyśli, jest nam go odwoływać, warto to zrobić, bo w obecnej sytuacji nasze własne zdrowie jest linią obrony przed epidemią. Przełóżmy podróż do Chin choćby po to, by uszanować wszystkie osoby narażające swoje zdrowie na pierwszej linii walki z wirusem.