Rumuński narodowy przewoźnik Tarom wykazał za pierwsze pół roku bardzo dużą stratę, w wysokości 104 milionów lei. To w przeliczeniu prawie 95 mln zł. Po przedstawieniu tej informacji prezes Tarom zrezygnował ze swojej funkcji.
Informacja wywołała spore zamieszanie w Rumunii, gdzie stała się obiektem poważnego zainteresowanie rządu sytuacją Taromu. Już zlecono dokładną analizę sytuacji finansowych i możliwości ratunku dla narodowych linii. Premier Rumunii Mihai Tudose powiedział w rozmowie z dziennikarzami, że sytuacja mocno go niepokoi, ponieważ jeszcze nigdy w swojej historii Tarom nie osiągnął takiej straty. Dodał też, że „trzeba coś z tym zrobić, ponieważ jest to firma – narodowy symbol i nie powinna upaść, ani zostać sprzedana". – Musi stać się dochodowa i potrzebuje rozwoju – powiedział.
Jednym ze sposobów na rozwój ma być zakup samolotów zdolnych operować na dalekich trasach. Tarom obecnie poszukuje trzech najwyżej 5-letnich szerokokadłubowych maszyn do reaktywacji połączeń transatlantyckich, zawieszonych 15 lat temu (piszemy o tym
tutaj).
Tarom nie przyniósł dochodów od 10 lat. Eugen Davidoiu, który właśnie zrezygnował z prowadzenia firmy, którą kierował od lutego, przez kilka ostatnich miesięcy zapewniał, że sytuacja firmy poprawia się. Jest jednak na kursie Malevu – sąsiednich węgierskich linii lotniczych, które w 2012 roku zawiesiły operacje lotnicze, oddając pole tanim liniom – w szczególności Wizzairowi.