Irlandzki Ryanair nie wróci raczej szybko do portu lotniczego we Frankfurcie nad Menem. Prezes taniego przewoźnika Eddie Wilson wyznał rozmowie udzielonej lokalnej gazecie „Frankfurter Rundschau”, że główne lotnisko Hesji i całych Niemiec znajduje się "na samym dnie" listy potencjalnych kierunków niskokosztowca z Zielonej Wyspy.
Co jest przyczyną takiej postawy przedstawicieli Ryanaira? Koszty operacyjne. Ze względu na "drastyczny" ich wzrost, według taniego przewoźnika, przed rokiem zlikowidowano bazę we Frankfurcie nad Menem, która działała od 2017 roku. Gdy po pięciu latach specjalne warunki wygasły niskokosztowiec wycofał swoje samoloty z Hesji. Od tego czasu nieustannie pojawiają się spekulacje na temat możliwego powrotu Irlandczyków do Frankfurtu.
– Jesteśmy gotowi rozmawiać o wszystkim, ale w przypadku kosztów potrzebujemy pewności – stwierdził Eddie Wilson w rozmowie dla „Frankfurter Rundschau”. – W tej chwili Niemcy są na dnie naszej listy kierunków – oznajmił Wilson.
Opóźnienia w dostawach boeingów 737 MAX utrudniają planowanie nowych operacji taniemu przewoźnikowi z Zielonej Wyspy. – Samoloty kosztują wszędzie tyle samo, koszty personelu są w Europie w dużej mierze podobne, a paliwo nie ma znaczenia. Wiele zależy więc od lotnisk, a ich opłaty dramatycznie wzrosły – tłumaczył Wilson.
Przedstawiciel Ryanaira nie wyklucza natomiast szybszego powrotu do regionalnego lotniska Frankfurt-Hahn. – Nowi właściciele to prawdziwi ludzie biznesu – chwalił Wilson zarządzających spółką Triwo AG, która została operatorem portu położonego niedaleko miast Kirchberg i Simmern. Niegdyś Ryanair miał właśnie tam bazę z flotą dziewięciu stacjonujących boeingów 737.
Niskokosztowiec z Irlandii niedawno
zawiesił loty z Polski do Jordanii. Z systemu rezerwacyjnego zniknęła już możliwość zakupu biletów na przeloty w grudniu i na początku stycznia przyszłego roku. Powodem jest oczywiście konflikt Izraela z Hamasem w Strefie Gazy i bezpieczeństwo podróżujących do tego regionu Bliskiego Wschodu.