– Apelowaliśmy o to żeby się wycofać, co do wczoraj mogło się odbyć bez konsekwencji. Wczoraj został odwołany pierwszy, dalekodystansowy lot i nie mieliśmy innego wyjścia – mówi Rafał Milczarski, prezes PLL LOT, o zwolnieniu dyscyplinarnym 67 protestujących osób.
Prezes LOT-u przypomniał, że
anulowanie rejsu do Toronto to narażanie spółki na straty w wysokości przekraczającej milion złotych. – Nie ma tolerancji na narażanie spółki na straty – nie mieliśmy innego wyjścia. Zwolniliśmy dzisiaj, dyscyplinarnie, ze skutkiem natychmiastowym 67 osób, zwolnienie odbyło się w trybie prawnym bez konsekwencji – mówił Rafał Milczarski podczas konferencji prasowej. Dodał, że ma nadzieję, że liczba zwolnień jest ostateczna i wielokrotnie podkreślał, że dawał pikietującym szansę, aby się wycofać.
Zaznaczył, że spółka
otrzymała sądowe zabezpieczenie strajku. – Zarząd w wielu komunikatach pisemnych i osobistych, wielokrotnie informował pracowników o nielegalności strajku – podkreślał prezes LOT-u.
Jak dodał, do wczorajszego dnia, kiedy to został odwołany pierwszy rejs, mogło się to obyć bez konsekwencji. Milczarski zaapelował również do pracowników, którzy są namawiani do dołączenia się do strajku.
– Strajkujący nakładają ogromną presję na pracowników, prosimy o nieodbieranie telefonów od pikietujących – komentował. Jak poinformował prezes PLL LOT, w dniu dzisiejszym zakończył się również spór zbiorowy, ciągnący się od 2013 roku. Spółka podpisała bowiem porozumienie z dwoma związkami – NSZZ Solidarność i ze Związkiem Pracowników PLL LOT.
Prezes spółki odniósł się też do pojawiających się w mediach informacji o zatrudnianiu w Locie osób na umowy cywilnoprawne, tzw. śmieciówki.
– Nie stosujemy umów śmieciowych. Te osoby na umowach B2B są na własnej działalności. Nie przewidujemy zmiany tych kontraktów na umowy o pracę, ale również nie wypychaliśmy nikogo na umowy śmieciowe. To niezgodne z prawdą – tłumaczył Milczarski.