Organizacja Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ICAO) jest "mocno zaniepokojona" przymusowym lądowaniem odrzutowca Ryanair na Białorusi. Linie lotnicze na całym świecie wezwały do zbadania niedzielnego incydentu.
Samolot tanich linii lotniczych z Irlandii wylądował w Mińsku pod pozorem fałszywego alarmu bombowego.
Białoruskie służby aresztowały znajdującego się na pokładzie Ramana Pratasiewicza, opozycyjnego dziennikarza i działacza prowadzącego niezależny kanał w Telegramie Nexta_EN. Lot realizował Boeing 737-800 o rejestracji SP-RSM należący do Grupy Ryanair, a dokładnie do działającej w Polsce spółki Ryanair Sun.
Wśród 171 osób na pokładzie maszyny, najwięcej bo aż 94 było obywateli Litwy. Odrzutowcem leciało także jedenastu Greków, dziewięciu Francuzów, pięciu Rosja i czterech Polaków oraz obywatele Białorusi, Rumunii, Niemiec, Łotwy czy Gruzji.
ICAO stwierdziła, że niedzielny incydent mógł naruszyć międzynarodowy traktat lotniczy, ustanowiony po drugiej wojnie światowej. "Jesteśmy bardzo zaniepokojeni przymusowym lądowaniem pasażerskiego samolotu Ryanair. To mogło być sprzeczne z konwencją chicagowską, regulującą kwestie z zakresu prawa lotniczego. Czekamy na oficjalne potwierdzenie informacji od operatorów i zainteresowanych krajów" – oświadczyła ICAO.
Wyjaśnień domaga się również Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych. "Potępiamy zdecydowanie wszelkie ingerencje jakimi są wymuszone operacje lądowania, które są niezgodne z zasadami prawa międzynarodowego. Potrzebujemy teraz dochodzenia, które przeprowadzą właściwe i niezależne organy międzynarodowe" – oświadczyła International Air Transport Association (IATA).
Eksperci lotniczy na całym świecie są zgodni, że niedzielny incydent podsyci debatę na temat odporności istniejącego od dziesięcioleci systemu współpracy. Zarządzane z kanadyjskiego Montrealu ICAO nie ma uprawnień regulacyjnych, chociaż znajduje się w centrum systemu norm bezpieczeństwa, które są ponad politycznymi barierami. Zrzesza 193 państwa członkowskie, w tym... Białoruś. Traktat z 1971 roku, który również obejmuje wschodnich sąsiadów Polski, zakazuje przejmowania samolotów i przekazywania fałszywych informacji w sposób zagrażający bezpieczeństwu statków powietrznych.
– To wygląda na rażące nadużycie konwencji chicagowskiej. To barbarzyństwo – nie ma złudzeń Kevin Humphreys, zapytany przez Agencję Reutera. – Nie zdziwiłbym się, gdyby niektóre linie lotnicze omijały teraz białoruską przestrzeń powietrzną, dopóki nie będzie znanych więcej szczegółów. Każda z nich musi jednak pod własnym kątem oceny zagrożenia. To kolejny powód do zmartwień ludzi z branży – podkreślił Humphreys, który w przeszłości pracował w irlandzkim odpowiedniku Urzędu Lotnictwa Cywilnego.
Dlaczego powodem do zmartwień? Jak przypomina bowiem serwis "Flightradar 24" białoruska przestrzeń powietrzna jest ważnym korytarzem tras z Europy do Moskwy oraz do południowo-wschodniej Azji. Sytuację monitoruje Agencja Unii Europejskiej ds. Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA). – Każde naruszenie zasad międzynarodowego transportu lotniczego musi pociągać za sobą konsekwencje – zapowiedziała Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej.
– To poważny i niebezpieczny incydent, który wymaga międzynarodowego dochodzenia. Dokładnie monitorujemy sytuację samolotu lecącego do Wilna, który musiał lądować na Białorusi, a także zatrzymanie opozycjonisty Ramana Pratasiewicza – napisał również na Twitterze Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO. Wielu polityków nawołuje także do nałożenia sankcji, wśród których sugeruje m.in. zakaz lotów dla linii lotniczych Belavia do Unii Europejskiej.